Pierwszy wyjazdowe zwycięstwo nad mistrzem Polski piłkarze ŁKS odnieśli przed wojną. W 1928 roku pod Wawelem murowany faworyt już do przerwy przegrywał z ŁKS 0:4, co bardziej wrażliwych sympatyków „Białej Gwiazdy” przyprawiło o białą gorączkę, a dwa gole zdobyte przez krakowian w drugiej połowie i tak nie zepsuły doskonałych humorów, w jakie łódzkich kibiców wprawili tamtego dnia sensacyjni pogromcy mistrza Polski. Dodajmy (a nuż przyniesie to łodzianom szczęście w najbliższą niedzielę), że tamtego dnia piłkę w bramce Wisły pakowali Antoni Śledź, Romuald Feja i dwukrotnie… Józef Moskal.
Rok później historia się powtórzyła. Wisła broniła tytułu, ale na własnym boisku uległa ŁKS aż 1:4 (dwa gole Eugeniusza Tadeusiewicza oraz trafienia Zenona Stollenwerka i Czesława Nikiela).
Tak licho grającej jedenastki Wisły już dawno a dawno się nie widziało. Przypomniał się poniekąd, ale tylko poniekąd obraz meczu z zeszłego roku, kiedy to łodzianie również wyszli zwycięsko ze spotkania z mistrzem Polski nawet w podobnym stosunku. Ale wtedy przynajmniej Wisła, przegrywając do pauzy 0:4, potrafiła choć po pauzie zgnieść swego przeciwnika i uzyskać stosunek ogólny 2:4 - donosił „Ilustrowany Kuryer Codzienny”.
Kolejny skalp z głów mistrza Polski w delegacji zdarli ełkaesiacy w 1955 roku (2:1 z Polonią Bytom, bramki Henryka Szymborskiego i Władysława Soporka), a w 1961 roku „Rycerze Wiosny” pokonali Ruch 3:1 po golach Henryka Sassa, Jerzego Wieteskiego i Józefa Walczaka. Trzynaście lat później szczęście znów się uśmiechnęło do łodzian na Śląsku (niech i to stanowi przed niedzielą dobrą wróżbę), którzy w czerwcu 1973 roku ograli w Zabrzu Górnika (samobójcze trefienie Jana Gomoli oraz bramki Mieczysława Korzeniowskiego i Andrzeja Drozdowskiego). Z kolei po upływie pięciu lat to, jak ogrywa się mistrza Polski, przypomnieli sobie ełkaesiacy w Krakowie, gdzie Wisła, między innymi wskutek fantastycznej gry Stanisława Terleckiego, przegrała aż 1:4 (gole Stanisława Terleckiego, Janusza Ostalczyka, Jana Sobola i Marka Chojnackiego). Tamten sukces gości wprawił kibiców „Białej Gwiazdy” w taką konsternację, że - jak wspomina kibic ŁKS Paweł Lewandowski:
„Po strzeleniu czwartej bramki cała „słynna dziesiątka” kibiców Wisły, czyli sektor na starej trybunie C, na której prowadzono doping, przyszła do nas i do końca meczu dopingowała ŁKS”.
Jeśli więc ŁKS ogrywał do tamtego momentu na wyjeździe mistrza Polski to zawsze albo w Krakowie, albo na Śląsku. Latem 1979 roku padło na Ruch. Świeżo upieczony czempion przegrał w obecności piętnastu tysięcy widzów aż 0:3 (gole dla łodzian zdobyli tamtego dnia Grzegorz Ostalczyk, Witold Nowak i Stanisław Terlecki) i dopiero w 1984 roku po raz pierwszy ełkaesiacy wygrali na boisku mistrza Polski poza wspomnianymi Krakowem i Śląskiem, bo 18 listopada 1984 roku triumfowali w Poznaniu, gdzie wyższość gości z miasta włókniarzy musiał uznać broniący wówczas tytułu Lech (wygraną 2:1 zapewniły gole Krzysztofów Barana i Kasztelana).
Ostatnią wiktorię nad najlepszą drużyną poprzedniego sezonu odnieśli ełkaesiacy 5 marca 1997 roku i tym razem sukces ten kibicom ŁKS smakował podwójnie, bo po raz pierwszy w historii świętując zwycięstwo w derbach Łodzi, świętowali przy okazji ełkaesiacy i zwycięstwo nad aktualnym mistrzem Polski. Słynny lob Marcina Danielewicza w końcówce spotkania rozegranego na stadionie Widzewa przechylił szalę zwycięstwa na stronę ŁKS. Od tamtego spotkania minęły 22 lata.
Może zatem w niedzielę znów zdołają zaskoczyć łodzianie mistrza na Śląsku, tym razem w Gliwicach?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?