Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS żegna się z ekstraklasą [ZDJĘCIA+FILM]

Paweł Hochstim
ŁKS żegna się z ekstraklasą
ŁKS żegna się z ekstraklasą Jakub Pokora
Tylko rok potrwa przygoda piłkarzy ŁKS z ekstraklasą. W czwartek łódzki zespół stracił już nawet matematyczne szanse na pozostanie w elicie polskich klubów. Eksperyment z budowaniem zespołu kilka dni przed startem rundy wiosennej w dodatku przez debiutującego w zawodzie trenera nie mógł się udać.

Całą wiosnę w ŁKS zaklinano rzeczywistość. Szefowie klubu starali się zarazić swoim optymizmem piłkarzy, a trener Piotr Świerczewski, który najpierw mówił, że utrzymanie w ekstraklasie będzie cudem i jeśli mu się to uda powinien zostać selekcjonerem reprezentacji, nagle też zaczął wierzyć. Nawet, gdy na dwie kolejki przed końcem sezonu sytuacja była już krytyczna, Świerczewski proponował zakłady, że jego zespół utrzyma się w gronie najlepszych. Na jego szczęście, pewnie z sympatii, nikt zakładu nie przyjął.

Ale pierwsze dziesięć minut czwartkowego meczu udowodniło, że piłkarze chyba uwierzyli w te szanse i rzucili się na bełchatowian jak wygłodniałe wilki. Żal było patrzeć, jak piłkarze trener Kamila Kieresia nie potrafili... wyjść z własnej połowy. ŁKS atakował jak Barcelona drużynę Chelsea w niedawnym półfinale Ligi Mistrzów. I efekt tych ataków też był podobny - ŁKS miał wielką przewagę, ale Łukasz Sapela w bramce mógł śmiało drzemać.

Zobacz ZDJĘCIA i RELACJĘ z meczu!
Gdy wreszcie bełchatowianie wyrwali się z własnej połowy, to od razu strzelili gola, w czym największa "zasługa" Michała Łabędzkiego. Stoper ŁKS dał się łatwo ograć Dawidowi Nowakowi, który później sprytnie przerzucił piłkę nad Pavle Velimiroviciem, czym wprawił w ekstazę trenera. Kiereś chyba zapomniał, że założył elegancki garnitur, bo biegał i skakał jak szczęśliwe dziecko.

Stracony gol na chwilę ostudził zapały łodzian, co mogło skończyć się drugim golem dla PGE GKS, ale Maciej Szmatiuk głową posłał piłkę obok bramki. Gdyby trafił, pewnie emocje by się skończyły, a tak ŁKS znów zaczął atakować. I po trzydziestu minutach był remis, gdy Marek Saganowski głową wykorzystał dobre dośrodkowanie Macieja Iwańskiego. Pasywnie, niczym jak Łabędzki, zachowali się bełchatowscy stoperzy, którzy pozwolili wyprzedzić się Saganowskiemu. Sapela, tak jak Velimirović dwadzieścia minut wcześniej, był bez szans.

W serca łodzian znów wróciła nadzieja, ale na krótko. Ledwie dziesięć minut po golu Saganowskiego dowiedzieli się o bramce Jakuba Wilka dla Lechii Gdańsk w meczu z Legią Warszawa. Znów byli po uszy zatopieni w pierwszoligowym bagnie.
Jedno trzeba ełkaesiakom oddać - nie odpuścili ekstraklasy bez walki. I można przypuszczać, że gdyby od początku wiosny walczyli tak, jak wczoraj, czy w poprzednim meczu z Ruchem w Chorzowie, to pewnie z tej ligi by nie spadli. Ambicja Saganowskiego, Macieja Iwańskiego, Grzegorza Bonina, Seweryna Gancarczyka i większości ełkaesiaków była imponująca. Szkoda, że było już za późno.

Niestety, łodzianom brakowało w tym meczu tego, czego i we wcześniejszych, bo w niemal każdej akcji pojawiał się słaby punkt - a to dośrodkowanie było za głębokie, a to za płytkie, a to jeden drybling za dużo, a to strzał niedokładny... Również uderzenia z dystansu nie wychodziły łodzianom - dwukrotnie nieskutecznie próbował strzelać Bonin. A najbliżej gola byli w 65. minucie, gdy Łukasz Sapela złapał w polu karnym piłkę zagraną przez jednego ze swoich kolegów. Sędzia Sebastian Jarzębak, który bardzo dobrze prowadził mecz, podyktował rzut wolny pośredni. Iwański kopnął bardzo precyzyjnie, ale Sapela kapitalną paradą wybił piłkę. Kilka chwil później po uderzeniu Artura Gieragi piłka trafiła nawet do bramki, ale wcześniej na spalonym był Saganowski.

Od tego momentu bełchatowianie, którzy remisując w Łodzi zapewnili sobie pozostanie w ekstraklasie, sprawiali wrażenie zespołu, który kontroluje sytuację. Ale i tak mogli zostać skarceni, bo w 82. minucie Łukasiewicz mocno strzelił zza pola karnego, a piłka odbiła się od poprzeczki.

Jeszcze w niedzielę ełkaesiacy dokończą ligę meczem w Białymstoku, a później się rozjadą na wakacje. Większość z nich już pewnie w al. Unii już nie wróci.

ŁKS - PGE GKS Bełchatów 1:1 (1:1)
Gole: Marek Saganowski (29) - Dawid Nowak (10) Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom) Widzów: 2746

ŁKS: Velimirović - Gieraga I, Łabędzki I (89, Laizans), Seweryn Gancarczyk I, Gercaliu - Łobodziński (89, Sasin), Łukasiewicz, Iwański, Bonin, Saganowski - Kujawa (72, Kita). Trenerzy: Piotr Świerczewski i Andrzej Pyrdoł.

PGE GKS: Sapela - Modelski, Szmatiuk, Wilusz, Popek - Wróbel, Baran, Fonfara, Mateusz Mak (61, Wacławczyk) - Żewłakow (90, Zbozień) - Nowak (90, Buzała). Trener: Kamil Kiereś.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki