Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS-u problemy z „kulą” czyli beniaminek tym razem bezradny w meczu ze Śląskiem

R. Piotrowski
Trener Kazimierz Moskal po meczu ze Śląskiem ma wiele spraw do przemyślenia [Fot. Grzegorz Gałasiński]
W piątkowy wieczór ŁKS przegrał ze Śląskiem Wrocław 0:1. – Największy problem sprawiała nam ta tocząca się po murawie kula – powiedział po dziesiątej już porażce Łódzkiego Klubu Sportowego trener beniaminka, Kazimierz Moskal.

Zawarta w tym zdaniu gorzka autoironia, na którą zdobył się na pomeczowej konferencji prasowej trener Kazimierz Moskal, mówi o wyczynach „Rycerzy Wiosny” w starciu ze Śląskiem więcej niż tysiąc słów. ŁKS często w tym sezonie schodził z boiska bez choćby nagrody pocieszenia w postaci „oczka”, ale zwykle miał alibi, bo widowiskowy odważny styl gry odrobinę osładzał kibicom kolejne niepowodzenia. Tym jednak razem zabrakło i wyniku, i prezencji.

Zawodnikom Śląska Wrocław do wirtuozów piłkarskich może i daleko, lecz na komplet punktów w al. Unii 2 zwyczajnie zasłużyli. Częściej od gospodarzy wygrywali przecież walkę w środku boiska, stworzyli summa summarum więcej dogodnych okazji do zdobycia gola i przede wszystkim znakomicie spisali się w destrukcji. Szczwana ekipa z Dolnego Śląska, która doskonale zdawała sobie sprawę i z własnych ograniczeń i potencjalnych autów rywala, rozegrała tę partię, biorąc pod uwagę jej też przecież ograniczone możliwości, po mistrzowsku. Minimum formy przy maksimum treści. Na ŁKS tym razem wystarczyło.

- Dobra robota – stwierdził po ostatnim gwizdku zadowolony z postawy swoich podopiecznych Vítězslav Lavička. - Moja drużyna zaprezentowała organizację gry na odpowiednim poziomie, ponadto byliśmy aktywni i mogliśmy zdobyć co najmniej jeszcze jedną bramkę – powiedział Czech, a potem zdobył się jeszcze na krztę kurtuazji, doceniając rzekomą piłkarską jakość po stronie ŁKS. Problem w tym, że tej piłkarskiej jakości po stronie ełkaesiaków było w piątkowy wieczór niewiele.

Śląsk pozbawił ełkaesiaków atutów, do minimum ograniczył zagrożenie czyhające na wrocławian ze strony choćby Daniela Ramireza, do tego kontrolował przebieg spotkania i co niezwykle ucieszyło Vítězslava Lavičkę – zagrał na „zero” z tyłu. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro ełkaesiacy w trakcie dziewięćdziesięciu minut oddali zaledwie trzy celne strzały.
- Piłkarze walczyli na murawie o każdą piłkę. W końcówce spotkania pojawiło się wiele niepotrzebnych emocji ponieważ oba zespoły zagrały z wielkim zaangażowaniem – skomentował trener Śląska zaciętą końcówkę spotkania, w tym i szamotaninę na środku boiska, do jakiej doszło chwilę przed końcowym gwizdkiem.

Szkoda, że z taką energią, z jaką ełkaesiacy ruszyli w 90. minucie na piłkarzy Śląska, nie udało się gospodarzom w drugiej połowie przepuścić szturmu na bramkę Matúša Putnocký’ego. Prawda, wrocławianie w ostatnich minutach długo celebrowali moment wznowienia gry, a na murawę padali od byle podmuchu wiatru, żadne to jednak usprawiedliwienie tego zacietrzewienia wyprowadzonych z równowagi piłkarzy ŁKS. Śląsk osiągnął cel. Sprowokował łodzian, do cna wybijając ich z uderzenia.

- Nie wiem, co to było. To w ogóle nie był mecz w naszym wykonaniu. Słabe spotkanie, samobójcza bramka i potem było już tylko gorzej. Zawodnicy sprawiali wrażenie, jakby zapomnieli jak gra się w piłkę – podsumował postawę swojego zespołu trener ŁKS.

Moskal to twardy facet, ale tę akurat porażkę poniesioną w tak miernym stylu przeżył chyba mocno. I trudno się dziwić, bo jak przyznał na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec beniaminka, jego podopieczni nie przypominali drużyny z meczów z Koroną Kielce, Górnikiem Zabrze, Rakowem Częstochowa czy choćby przegranego koniec końców starcia z Jagiellonią. I można oczywiście szukać przyczyn porażki posiłkując się złożoną analizą taktyczną, lecz tym razem niech za komentarz wystarczy wspomniane wcześniej zdanie wypowiedziane przez rozczarowanego grą swojego zespołu szkoleniowca.
– Największy problem sprawiała nam ta tocząca się po murawie kula. Cóż mogę jeszcze powiedzieć? Jestem zniesmaczony tym, co zobaczyłem – stwierdził po porażce ze Śląskiem Wrocław trener beniaminka.

Szkoleniowiec ŁKS przyznał przy okazji, że powierzenie Janowi Sobocińskiemu opaski kapitańskiej okazało się błędem. – Biorę to na siebie. To źle na niego podziałało. Wprowadziło w jego poczynania wielką nerwowość – przyznał Kazimierz Moskal. Młodzieżowy reprezentant Polski nie był, tak jak w Białymstoku, najsłabszym ogniwem swojego zespołu, na jego nieszczęście to on właśnie swą niefortunną interwencją skierował futbolówkę do bramki Arkadiusza Malarza i tym samym przesądził o losach spotkania.

Meczem ze Śląskiem piłkarze ŁKS zakończyli zmagania w rundzie jesiennej sezonu 2019/2020. A tej w wykonaniu „Rycerzy Wiosny” nie sposób zaliczyć do udanych. Tylko trzy zwycięstwa, dwa remisy i aż dziesięć porażek składają się na ponury obrazek beniaminka, który pierwszą część sezonu zakończy prawdopodobnie w strefie spadkowej. – Stać nas było na lepszy wynik – uważa opiekun łodzian i zapewnił, że on i jego podopieczni nie zamierzają się poddawać.

Piłkarska jesień dobiegła końca, lecz to nie koniec piłkarskich emocji w tym roku, bowiem w listopadzie i grudniu ełkaesiacy rozegrają awansem jeszcze pięć kolejek. Czy to dobra wiadomość dla kibiców ŁKS, czy też należałoby się raczej modlić o jak najszybsze zakończenie rozgrywek, okaże się wkrótce. Po kolejnej przerwie na mecze reprezentacji Polski łodzianie zmierzą się z Lechią Gdańsk, Cracovią, Lechem Poznań, Piastem Gliwice i Wisłą Kraków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki