W sali kinowej Cytryny na stelażu wisi zdjęcie Groeninga - niemieckiego uzdrowiciela, zmarłego w 1959 roku. Jego zdjęcie ma magiczną moc. Dlatego 40 starszych osób zgromadzonych na sali przez całe spotkanie siedzi z otwartymi do góry dłońmi.
- Nie ma chorób nieuleczalnych. Bóg jest najlepszym lekarzem - woła Aleksandra Królak, kierowniczka łódzkiej wspólnoty.
Z głośników leci relaksacyjna muzyka, a widzowie pobierają uzdrawiający prąd. Pochodzić ma od Boga za pośrednictwem Brunona. Powinno się go pobierać dwa razy dziennie.
Kulminacją spotkania są opowieści osób uzdrowionych. Pan Adam z Radomia opowiada o problemach z prostatą, które przeszły po naukach Brunona. - Wyniki były coraz gorsze, a ja czułem się coraz lepiej. Nie chciałem brać leków, bo miały skutki uboczne - zapewnia.
Jest też pani Jola z Warszawy, która cierpiała na problemy z kręgosłupem i pani Jadwiga ze Zgierza, która uzdrowiła nadmiernie pijącego syna.
Przypadki komentuje ze sceny lekarka immunolożka, która też trzyma dłonie w górze. - Jedynym możliwym sposobem wytłumaczenia tego, co się stało jest uzdrowienie metodą Brunona Groeninga - mówi. Ale nie chce podać z jakiego jest instytutu, bo na spotkaniu jest prywatnie.
Po seansie osoby, które poczuły prądy mają podnieść ręce. Zgłaszają się dwie. Ale cała reszta też jest zadowolona.
Psycholodzy z Dominikańskich Ośrodków Informacji o Nowych Grupach Religijnych i Sektach ostrzegają jednak przed leczeniem się u Brunona. Członkowie grup mają skłonność do izolowania się od rodziny i odstawiania leków, co może skończyć się tragicznie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?