Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź mnie uratowała

Anna Gronczewska
fot. Grzegorz Gałasiński
Z Janem Tomaszewskim, byłym bramkarzem reprezentacji Polski i ŁKS, rozmawia Anna Gronczewska

Brakuje Panu codziennych spotkań na kawie w łódzkim Grand Hotelu?

Bardzo! Kiedy umawiałem się na spotkanie w Łodzi z kolegami z reprezentacji, od razu wiedzieli, że odbędzie się ono w kawiarni "Grand Hotelu". Co poniedziałek spotykali się tutaj wszyscy łódzcy trenerzy. Przychodzili też piłkarze. Wymieniali poglądy, oceniali piłkarzy, mecze. Pojawiali się też inni znani w Łodzi ludzie. Aktorzy, aktorki. Było to naprawdę coś wspaniałego. Był jeden stolik, przy którym siadało trochę nieciekawe towarzystwo, ale nam to nie przeszkadzało.

Urodził się Pan we Wrocławiu. Już jako dorosły człowiek przyjechał do Łodzi. Polubił pan to miasto?

Nie tylko polubiłem Łódź - to miasto uratowało mi życie.

W jakim sensie?

Do Łodzi nie przyjechałem z Wrocławia, ale z Warszawy, gdzie grałem w Legii. Jako legionista zadebiutowałem w reprezentacji Polski w meczu z RFN. Przegraliśmy go 1:3. Po tym meczu zrobiono ze mnie kozła ofiarnego. Stałem się najpopularniejszym człowiekiem w kraju. Pół Polski chciało mnie powiesić, a pół wysłać na banicję. Śląsk Wrocław chciał, bym grał w Legii, a Legia, aby występował w Śląsku. Wtedy rękę do mnie wyciągnął Łódzki Klub Sportowy. Od lipca 1972 roku mieszkam w Łodzi. Gdyby nie ŁKS, byłbym skończony jako piłkarz.

Jakie były Pana pierwsze wrażenia z Łodzi?

To było miasto włókniarek. Ale do dzisiaj mówię to samo co wtedy, gdy przyjechałem do Łodzi. To dla mnie wspaniałe miasto. Łódź to ulica Piotrkowska i te domy, które się na niej nie zmieściły. Całe życie kulturalne, towarzyskie odbywało się na ul. Piotrkowskiej, to ona stanowi o uroku Łodzi. Dla mnie Galeria Łódzka i Manufaktura są przedłużeniem ul. Piotrkowskiej. Czuję się łodzianinem, choć farbowanym. Nie zamieniłbym tego miasta na żadne inne na świecie.

Jak Pan poznawał to miasto?

Nie musiałem poznawać Łodzi. Znałem ją zanim się tu przeprowadziłem. Przyjeżdżałem tu przecież na mecze piłkarskie. Tutaj poznałem swoją pierwszą żonę, zresztą druga też. Połączyła nas właśnie Łódź. Spędziłem z nimi wspaniałe chwile, były to wspaniałe kobiety. Rozeszliśmy się, ale tak to bywa w życiu. Kiedy później grałem w Belgii, Hiszpanii czy Emiratach Arabskich to tylko na zasadzie takiego wypożyczonego łodzianina.

Mimo że nie jest Pan łodzianinem z dziada pradziada, to pozostał wierny temu miasta. Nie miał Pan pokus, by jednak opuścić Łódź?

Naprawdę nie! Wszędzie się dobrze czułem, bo wymagał tego mój zawód, ale w Łodzi najlepiej. Duży wpływ na pewno miało to, że zostałem zaakceptowanych przez łódzkie społeczeństwo, kibiców. Bardzo wiele zawdzięczam temu miastu. I jak mogę, staram się mu za to odwdzięczać, promować Łódź. Jeszcze raz to powiem, przy czym przeproszę rodowitych łodzian - ja się czuję łodzianinem!
Czy Łódź może się podobać ludziom, którzy do niej przyjeżdżają?

Na pewno tak. Kiedyś to było szare miasto, ale to już historia. Przecież "warszawka" do Łodzi przyjeżdża się bawić. Kiedyś szliśmy ulicą Piotrkowską z Danielem Olbrychskim, który powiedział do mnie: "Popatrz jaki tu jest kapitał!" I ten kapitał jest wykorzystywany. Wiele kamienic na ulicy Piotrkowskiej zostało odremontowanych. Mam też nadzieję, że wrócą dobre czasy "Grand Hotelu".

"Grand Hotel" był Pana ulubionym miejscem w Łodzi?

Tak. W latach siedemdziesiątych było to ekskluzywne miejsce. Nie każdy mógł tam bywać. Gdy ktoś znaczący przyjeżdżał do Łodzi, to tam mieszkał. Bywanie tam było nobilitacją. Wielki sentyment mam też do stadionu Łódzkiego Klubu Sportowego i bardzo się cieszę, że powstała tam wspaniała hala. Żałuję tylko jednej rzeczy.

Jakiej?

Że przeoczyliśmy moment, by nazwać tę halę Halą Narodową. Jest przecież największa i najładniejsza w Polsce. Jeśli stadion w Chorzowie nazwano "narodowym", to dlaczego takiego miana miałaby nie otrzymać łódzka hala? Zresztą tej hali wszyscy mogą nam zazdrościć! Przyjeżdżają tu ludzie nie tylko z Polski. Odbywają się w niej imprezy sportowe, ale i kulturalne. Stanowi wielką promocję Łodzi, naprawdę mamy się czym pochwalić!

Gdzie zaprasza Pan przyjaciół, którzy przyjeżdżają do Łodzi?

Pytam ich, czy byli kiedyś w naszej hali, bo jest najlepsza w Polsce. Pytam też, czy odwiedzili Manufakturę, czy bawili się na dyskotece w "Elektrowni". W Łodzi stworzyło się coś fajnego. Także odbywający się teraz festiwal Camerimage należy do pięćdziesięciu najważniejszych imprez kulturalnych na świecie. I nie można tego zmarnować. Nie wyobrażam sobie, by ten festiwal został wyprowadzony z Łodzi. To tak jakby Oscary wyprowadzić z Hollywood.

Łódź da się dziś porównać z Pana rodzinnym Wrocławiem?

Nie da się. Wrocław w czasie wojny został niemal w stu procentach zburzony. Tam powstało zupełnie nowe miasto, które w niczym nie da się porównać z Łodzią. Znajduje się w nim bardzo dużo zieleni. Łódź uniknęła zniszczeń wojennych i dlatego w dużej mierze pozostała tym samym miastem, jakim stworzyli je kiedyś fabrykanci. I to widać pomimo wszystkich zachodzących zmian, budowy nowych osiedli. Ale daj Bóg, by Łódź była tą starą Łodzią do końca świata i jeden dzień dłużej!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki