Jeden z oskarżonych Andrzej G. w środę rano źle się poczuł. Zjadł śniadanie i szykował się do wyjazdu w konwoju do sądu. Wezwano karetkę pogotowia. Jej załoga przez 30 minut walczyła o życie oskarżonego. Nie dała rady. Andrzej G. zmarł.
Według kpt. Tomasza Pająka, rzecznika Aresztu Śledczego w Łodzi, najpewniej był to zgon naturalny. Sprawę wyjaśnia prokuratura.
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, przyczyną śmierci mógł być atak serca. Dramaturgii wydarzeniu dodaje fakt, że w środę sąd uchylił Andrzejowi G. areszt tymczasowy, co oznacza, że święta spędziłby w domu. Nagła śmierć oskarżonego sprawiła, że rozprawę, na której miały być już mowy końcowe, odroczono do 1 lutego.
Do porwania doszło 8 lipca 2002 roku w Zgierzu. Chłopak z 35-letnim wujkiem jechał mercedesem. Nagle uderzyło w niego audi, które zaczęło uciekać w stronę ośrodka Malinka. 35-latek ruszył w pościg. Gdy wjechał do lasu, audi zatrzymało się. Z auta wybiegło trzech mężczyzn i rzuciło się na 15-latka i jego opiekuna. Chłopak został obezwładniony, skrępowany i wrzucony do bagażnika audi. Potem okazało się, że zderzenie zostało sfingowane.
- Organizatorem porwania byli: mój kuzyn Bogdan S., który był wtedy z moim synem, a także szwagier oskarżonego, Marek L. - twierdzi ojciec porwanego Zbigniew Z. - Porywacze pobili mojego syna, wywieźli go na obrzeża Torunia i tam więzili. Wypuścili po 18 dniach po otrzymaniu okupu w wysokości miliona złotych.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?