Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź próbuje być stolicą regionu na siłę?

Piotr Brzózka
Ponad 20 lat temu Łódź przestała być atrakcyjnym miejscem do przeprowadzki dla mieszkańców regionu
Ponad 20 lat temu Łódź przestała być atrakcyjnym miejscem do przeprowadzki dla mieszkańców regionu Grzegorz Gałasiński
Łódź i województwo łódzkie budują swoje strategie rozwoju. Jeszcze światła dziennego nie ujrzały finalne wersje, a już podniosły się głosy, że słabo te dokumenty do siebie przystają. Zwłaszcza w strategii rozwoju Łodzi brak jest literalnych odniesień do województwa, którego miasto jest stolicą. Czy to przypadek? Może tak, a może jest to podświadomy wyraz tego, jak niewiele faktycznie łączy Łódź z regionem.

Województwo łódzkie ma ponad 90 lat. Ale raczej słabo wykształconą tożsamość. Można, stosując pewne nadużycie, zaryzykować twierdzenie, że nadano mu taki, a nie inny kształt głównie dlatego, że w promieniu przeszło 100 km nie ma żadnych innych dużych miast.

Historycznie rzecz biorąc, dziś to zlepek różnych krain - ziemi łęczyckiej, piotrkowskiej, łowickiej i innych, których tradycje sięgają czasów piastowskich. Łódź jest w tym gronie względnie nowym ciałem. To jeden z czynników - choć nie jedyny - który utrudnia jasną identyfikację z miastem, jako stolicą regionu. Zresztą - jakiego regionu? O ile można mówić Mazowszanie, Wielkopolanie, Pomorzanie, Ślązacy, Mazurzy, (co brzmi może staroświecko, ale jest osadzone zarówno w realiach administracji, jak i w historii), o tyle trudno było użyć sformułowania "Łódzkowianie" bądź jemu podobnego. Mamy po prostu "mieszkańców Łódzkiego".

Oczywiście nie jest tak źle, jak to przedstawiliśmy na wstępie. Łódź, choć nowa na tych ziemiach, przez 90 procent swojej współczesnej historii pełniła rolę magnesu, o sile oddziaływania - to trudno zmierzyć, ale przyjmijmy 100 kilometrów. Przez 200 lat miasto rozwijało się na skalę bezprecedensową między innymi dzięki importowi ludzi. Problem w tym, że siła tego magnesu znacznie w ostatnich latach osłabła i dziś siła oddziaływania bardziej jest siłą administracji, niż gospodarki, nie mówiąc już o kulturze czy historii.

W XIX wieku Łódź zanotowała oszałamiający wzrost ludności, w dużej mierze dzięki osadnikom napływającym do miasta - począwszy od ludzi interesu, którym miasto zawdzięcza rozwój, po niezliczone masy robotników. Ci ostatni często pochodzili z okolicznych wsi - powstające miasto i kwitnący przemysł dawały szansę choćby minimalnego awansu społecznego. Łódź po raz pierwszy oddziaływała na zasadzie magnesu - wówczas w warunkach rewolucji przemysłowej i dzikiego, jak powiedzieliby niektórzy, kapitalizmu.

O ile w 1800 roku liczba mieszkańców osady nie przekraczała 500, o tyle 100 lat później miasto liczyło już 314 tysięcy mieszkańców. Co więcej, liczba ta uległa podwojeniu do 1939 r. U progu wojny w mieście żyło 672 tys. osób.

Wojna przyniosła spadek ludności poniżej granicy pół miliona, po czym znów nastąpił gwałtowny wzrost. Tym razem w warunkach realnego socjalizmu. Z dzisiejszej perspektywy wygląda to zupełnie inaczej, ale w pierwszych latach po wojnie miasto znów dawało realne szanse społecznego awansu. Dla małorolnego chłopa przeprowadzka do miasta oznaczała nie tylko pracę w fabryce, ale szanse na mieszkanie w bloku. Pracy w Łodzi było tyle, że przy niektórych inwestycjach pracowników trzeba było zwozić autobusami z całego regionu (tak było choćby na początku budowy Centrum Kliniczno-Dydaktycznego). Do połowy lat 80. liczba ludność wrosła do przeszło 850 tys., aczkolwiek oprócz migracji dużą rolę odgrywał znaczący przyrost naturalny, zwłaszcza tuż po wojnie.

Łódź była magnesem do 1989 roku. Od 20 lat coraz trudniej jest jej tę rolę spełniać, nawet na gruncie lokalnym, w ramach województwa. Gdy wielki przemysł padł, miasto stanęło przed dramatycznym pytaniem: co teraz. Próby znalezienia odpowiedzi wciąż trwają.

Jak się wydaje, w ostatnich dwóch dekadach, rolę magnesu starały się spełniać uczelnie wyższe - 6 publicznych i ponad 20 prywatnych. Problem w tym, że wobec braku dalszych perspektyw Łódź akademicka nie jest w stanie przyciągać do miasta na trwałe. Cóż z tego, że w mieście jest kilkadziesiąt tysięcy studentów z mniejszych miejscowości regionu, skoro po skończeniu studiów miasto nie oferuje im zbyt wiele. Alternatywą dla bezrobocia często staje się powrót do Sieradza czy Skierniewic. Zawsze o pracę łatwiej wśród swoich. A nawet jeśli biedować, to lepiej w domu przy rodzicach.

Od przeszło 20 lat liczba ludności w Łodzi gwałtownie maleje (dziś wynosi ok. 720 tys.). Oprócz ujemnego przyrostu naturalnego, miasto zmaga się też z ujemnym saldem migracji. Napływ mieszkańców do Łodzi w 2000 roku sięgnął 3861 osób, w 2005 - 4070, ale potem znów mieliśmy spadek w 2009 roku - było to 3737 osób. W tym czasie odpływ wzrósł z 4604 do 5104 mieszkańców ( z tego 3,5 tys. wymeldowało się do mniejszych miejscowości w woj. łódzkim). Saldo migracji wynoszące już w 2000 roku minus 743 osób, przez dekadę wzrosło do minus 1367 osób w skali roku.

Tak już jest świat urządzony, że do innego miasta najczęściej przenosimy się z powodów ekonomicznych - za pracą. Marszałek województwa Witold Stępień mówiąc niedawno na łamach naszej gazety o założeniach nowej strategii województwa, stwierdził enigmatycznie, że wizja ta przewiduje "rozwój gospodarki innowacyjnej i rozwój oparty na systemie osadniczym, którego rdzeń w będzie stanowić metropolia łódzka". Pięknie to brzmi, ale spójrzmy na realia. Łódź zaczyna wprawdzie oferować miejsca pracy w zaawansowanych sektorach, ale póki co są to miejsca pracy elitarne, dla nielicznych.
Patrząc globalnie, do Łodzi za pracą nie ma się co przenosić. W listopadzie 2011 r. bezrobocie w województwie łódzkim sięgało 12,4 proc, czyli było na średnim, krajowym poziomie. Tymczasem bezrobocie w stolicy regionu było tylko niewiele mniejsze - wynosiło 10,6 proc. Mało to kusząca perspektywa dla mieszkańca Skierniewic (w tym mieście bezrobocie wynosiło 9,4 proc. a w powiecie skierniewickim - tylko 7,9 proc.). Tu, nawet jeśli ktoś nie ma pracy, pojedzie do Warszawy. Skierniewice to tylko jeden z przykładów ciążenia w kierunku odwrotnym, niż ten teoretycznie właściwy. I tak mieszkańcy Wielunia czy Wieruszowa równie dobrze co w kierunku Łodzi, mogą się odwracać w stronę Wrocławia. A rejon Radomska czy Pajęczna? Bliżej stąd do Łodzi, czy Częstochowy? Zresztą w Radomsku często ostatnio w stronę Częstochowy zerkano.

A skoro jesteśmy przy rynku pracy i wspomnieliśmy o Warszawie. Tu bezrobocie wynosiło w grudniu 3,5 procent, zaś w całym województwie mazowieckim - aż 9,6 procent, czyli trzy razy więcej. We Wrocławiu stopa bezrobocia osiągnęła 5,9 procent, zaś w całym woj. dolnośląskim - 12 procent. Takie dysproporcje pokazują, że inne duże miasta wybijają się na tle swoich województw, co w naturalny sposób ustawia je w roli magnesów dla ludzi z miejscowości ościennych. Łódź taka nie jest, mimo że jest miastem aż 10 razy większym od kolejnego pod względem liczby mieszkańców Piotrkowa.

Podobnie jest zresztą z zarobkami. Z ostatniego raportu GUS wynikało, że średnia płaca w Łodzi w 2010 r, wynosiła 3243 złote, a w całym regionie 3066 zł. Słaby to powód, żeby płacić za dojazdy do Łodzi, albo kupować tu dużo droższe mieszkanie. Zresztą okazuje się, że Łódź wcale nie jest miejscem, gdzie płaci się najlepiej. Tradycyjnie wyższe zarobki (ponad 4,6 tys. zł) oferuje Bełchatów, a to za sprawą elektrowni i kopalni. Nic dziwnego, że są łodzianie, którzy dojeżdżają do pracy do tego odległego miasta..

W powstającej strategii rozwoju Łodzi, tak zapisanej, jak zapisana jest na dziś, praktycznie nie znajdujemy odniesień do tego, co dzieje się i ma dziać poza łódzkim podwórkiem. Od biedy można za takie uznać chęć tworzenia centrum logistyczno-transportowego na skalę europejską. Bo pewnie ten efekt skali można osiągnąć biorąc pod uwagę, to co w logistyce dzieje się pod Strykowem i Piotrkowem.

Od biedy można za wyjście na zewnątrz uznać wzmiankę o powstającym systemie transportowym. Powstające autostrady A1 i A2 oraz droga ekspresowa S8 (chyba w końcu powstaną) - choć będą to drogi przelotowe - w jakiś sposób przybliżą do siebie część miejscowości w regionie. W tym kontekście mówi się zwłaszcza o trasie S8, która połączy Łódź z Łaskiem, Sieradzem, Zduńską Wolą. Pamiętajmy, że taki przebieg drogi, to jeden z dwóch wariantów, o które gorąco się spierano, z udziałem polityków, samorządowców, mediów, zwykłych mieszkańców. Nawiasem mówiąc, była to chyba jedna z niewielu w ostatnich latach spraw, w których szerzej zagrały interesy wykraczające poza granice jednego miasta czy subregionu.

Wracając do samego przebiegu drogi - wybrano wariant, w którym droga mniej ma charakter trasy przelotowej z Warszawy do Wrocławia, a w większym stopniu będzie stanowić trasę dojazdową z mniejszych miejscowości do Łodzi.

Od biedy można uznać, że spojrzeniem na region jest punkt strategii rozwoju Łodzi mówiący o pozyskiwaniu talentów dla miasta. Jest to wprawdzie założenie "łupieżcze", ale Łódź łupiła okoliczne miejscowości z talentów przez 200 lat, więc nie ma co drzeć szat. Mówiąc w skrócie, chodzi o to, by w mieście zatrzymywać zamiejscowych studentów (zakładamy, że gros z nich pochodzi z województwa łódzkiego). W strategii zapisano, że spośród 20 tys. absolwentów, którzy rocznie opuszczają mury łódzkich szkół wyższych, połowa planuje wyjazd z miasta. Aby ich zatrzymać, Łódź chce oferować im mieszkania na preferencyjnych warunkach.

W jakich obszarach Łódź jest zwornikiem dla województwa, którego jest stolicą? Administracja - to oczywiste, aczkolwiek dotyczy to głównie rzesz samorządowców i urzędników. Przeciętnego mieszkańca Tomaszowa czy Kutna wizyta w Łodzi w sprawach urzędowych czeka może raz w życiu.

Jeśli zapytać, gdzie w Łodzi można spotkać najwięcej rejestracji EBE, ESI, EKU, odpowiedź jest prosta: na parkingu Manufaktury. Ewentualnie w Galerii Łódzkiej i Porcie Łódź. To wciąż może wyglądać na kawałek wielkiego świata, aczkolwiek w wielu znaczniejszych miastach regionu już pojawiają się własne galerie handlowe.

Uczelnie wyższe - to też oczywiste i nie zmienią tego z rzadka powstające filie regionalne. Tak samo jest ze specjalistycznym lecznictwem. Wiadomo, że wiele zabiegów można, albo przynajmniej powinno się wykonywać tylko w Łodzi. Mieszkańcy bogatego Kleszczowa nie muszą się nawet zastanawiać nad wyborem miejsca - oni po prostu leczą się w łódzkim szpitalu im. WAM.

Łódź wciąż pozostaje też jedynym znaczącym ośrodkiem kulturalnym. Filharmonia, teatry, muzea, największe kina - to wszystko wciąż oferuje tylko Łódź. Inna sprawa, czy wiele osób z regionu z tego typu rozrywek korzysta.

Strategia województwa jest właśnie modyfikowana. W starej wersji, datowanej na styczeń 2006 r., możemy przeczytać, że słabością są słabe wzajemne powiązania między pozostałymi, mniejszymi miastami regionu. Głównym spoiwem zapewniającym jedność mają być "związki dośrodkowe", czyli jak można mniemać - związki z Łodzią. Problem w tym, że i te związki do najbardziej ścisłych nie należą. Samo mówienie o tym nic nie zmieni. W starej strategii województwa czytamy, że "podjęte w najbliższej perspektywie działania powinny zmierzać do przekształcenia istniejącego w Łodzi regionu funkcjonalnego w region społeczno-gospodarczy, którego podstawą obok związków funkcjonalnych stanie się świadomość regionalna mieszkańców". Pięknie powiedziane. Powodzenia...

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki