Aliszer Biego ma 61 lat. Urodził się w Taszkiencie. Matka była Polką, a ojciec Uzbekiem. Gdy miał cztery lata, matka zmarła na chorobę nowotworową. Ojciec porzucił rodzinę. Aliszer z siostrą bliźniaczką trafił do domu dziecka. To właśnie tam zaczął pasjonować się muzyką i tańcem. Ukończył słynną szkołę baletową w Permie. Wrócił do Taszkientu. Jako solista występował na deskach teatrów operowych. Tańczył w klasycznych baletach, jak ''Jezioro łabędzie'' czy ''Dziadek do orzechów''. Stał się sławny.
Ożenił się z Rosjanką Raisą, z którą ma 31-letnią córkę (mieszka w Katowicach) i 34-letniego syna
(osiadł pod Moskwą). Jako tancerz mógł się udać na wcześniejszą emeryturę. Potem uczył tańca w szkołach w Taszkiencie, ale coraz częściej myślał o przyjeździe do kraju przodków. Nawiązał kontakt ze szkołą baletową w Łodzi i zaczął starać się o przyjazd do Polski na stałe.
Aliszer Biego przybył do Łodzi z Uzbekistanu - przez Moskwę i Warszawę - w listopadzie 2005 roku. Twierdzi, że doznał szoku. Myślał, że jak inni rodacy zostanie powitany wiązanką kwiatów i kluczami do przytulnego mieszkania. O kwiatach nie było co marzyć, zaś mieszkanie przyznane przez miasto było w tak fatalnym stanie, że nie nadawało się do zamieszkania. Dlatego repatriant musiał zamieszkać w hotelu przy szkole baletowej, w której dostał posadę.
- W lutym 2006 roku dostałem mieszkanie (dwa pokoje, 40 mkw.) w bloku przy ul. Mokrej na Bałutach, które w ogóle nie nadawało się do użytku - mówił Aliszer Biego przed sądem. - To był koszmar. W wannie była dziura, muszla klozetowa zepsuta, parkiet brudny i powyginany, drzwi z tektury, a w oknie była tak duża dziura, że śnieg wpadał do środka. To ludzie w więzieniu mieli lepsze warunki. Wkrótce zaczął się żmudny remont. Trwał kilka miesięcy i kosztował mnie ponad 8 tysięcy złotych. Na szczęście urzędnicy mi je zwrócili.
Jakby kłopotów było mało, po dwóch latach stracił posadę w szkole baletowej... Dziś nie ma stałej posady. Utrzymuje się z prac dorywczych. Postanowił powalczyć o odszkodowanie.
Pełnomocnik artysty Julita Pawłowska odpowiadając na pytanie sądu, jakie dobra Aliszera Biego zostały naruszone, odparła: - Cześć, honor, godność, prawo do godnego życia oraz dorobek twórczy i zawodowy. Wiąże się to z postępowaniem urzędników, którzy nie dopełniając ustawy o repatriacji naruszyli dobra osobiste powoda.
Jarosław Stasiak z Wydziału Prawnego Nadzoru i Kontroli UW w Łodzi odpowiada: - Pozew przeciw nam jest bezzasadny. Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Pan Biego został potraktowany tak samo, jak inni repatrianci. Jednak jako artysta jest osobą wrażliwą. Być może normalne procedury odbiera jako naruszenie dóbr osobistych.
Zgodnie z przepisami, miasto zapewnia repatriantowi pracę i mieszkanie, zaś wojewoda opiniuje akta sprawy repatriacyjnej oraz poświadcza nabycie obywatelstwa polskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?