Kim jest Dawid B. król dopalaczy?
Dawid B. swój pierwszy sklep z dopalaczami otworzył w Łodzi, przy ul. Piotrkowskiej w 2008 roku. Pomysł na intratny biznes zaczerpnął z Wielkiej Brytanii, gdzie pracował przez dwa lata, jako pomoc kuchni a później barman. W rozpoczęciu działalności, jak sam utrzymywał, pomogła mu pożyczka od kolegi - kilknaście tysięcy złotych. W pierwszym roku interes miał przynieść 5 mln zł zysku! Król dopalaczy zachęcony sukcesami zaczął rozszerzać swą działalność. W 2010 roku miał ich już ponad 100.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę „w prawo", lub skorzystaj z niej na klawiaturze komputera.
- 105 (sklepów), z tego trzy w Łodzi. Największy mieści się przy ul. 6 Sierpnia. Ma 160 metrów kwadratowych powierzchni. Jest tam m.in. salon gier oraz automaty z jedzeniem i piciem. Można w nim dobrze się bawić nawet przez dłuższy czas. Każdy mój sklep dziennie odwiedza ponad 1000 osób. W weekendy o pół tysiąca więcej. Sklepy z dopalaczami mam we wszystkich największych miastach kraju. Nie otwieramy ich tylko w miejscowościach liczących poniżej 20 tys. mieszkańców, chyba że kontrahent tego bardzo chce - wyjaśniał na początku września 2010 roku w rozmowie dla Expressu Ilustrowanego.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę „w prawo", lub skorzystaj z niej na klawiaturze komputera.
"Król" zatrudniał wówczas 80 osób, które - jak sam mówił - zarabiały od 2 do nawet kilkunastu tysięcy złotych.
Rozwój biznesu sprawił, że do kieszeni 23-letniego wówczas Dawida B. popłynęła rzeka pieniędzy. Król "woził się" po kraju luksusowymi samochodami. W jego stajni stały m.in. porsche cayenne i kultowe 911. Zaledwie trzy miesiące po wywiadze był zmuszony je... sprzedać.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę „w prawo", lub skorzystaj z niej na klawiaturze komputera.
Upadek króla dopalaczy
Wraz z rozwojem firmy rosła liczba doniesień dotyczących potencjalnych ofiar oferowanych w sklepach używek. Dawid B. dementował jednak, że za śmiercią i zapaściami stoją produkty, które rozprowadzał.
- Nie męczy pana sumienie, że po dopalaczach umierają ludzie? - pytali w tym samym wywiadzie dziennikarze Expressu Ilustrowanego.
- Oczywiście, że nie. Nie ma żadnego udowodnionego zgonu po zażyciu dopalaczy. Przyczyną śmierci 21-latka, który zmarł w IMP, był zawał serca. Również w przypadku 24-latka, który zmarł na schodach klubu muzycznego, sekcja zwłok nie wykazała, aby przyczyną były dopalacze. Chciałbym zaznaczyć, że rząd polski nie zrobił nic, aby doprowadzić do kontrolowanego handlu dopalaczami. Zgodnie z prawem możemy sprzedawać je wszystkim, nawet nieletnim. Nie robimy jednak tego. W Łodzi w każdym moim sklepie są ochroniarze, którzy mają obowiązek legitymowania osób niepełnoletnich. Staramy się je chronić przed dopalaczami.
Czytaj dalej na kolejnym slajdzie: kliknij strzałkę „w prawo", lub skorzystaj z niej na klawiaturze komputera.