Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź: w potrzasku getta

Joanna Leszczyńska
W łódzkim getcie kontakty z Polakami były bardzo ograniczone. Było doskonale odizolowane od reszty miasta.
W łódzkim getcie kontakty z Polakami były bardzo ograniczone. Było doskonale odizolowane od reszty miasta. archiwum gminy żydowskiej
Zamykanie się Żydów we własnym środowisku przed wojną utrudniało udzielanie im pomocy podczas okupacji. Wyróżniali się strojem, językiem, religią. Ukryć się nie było łatwo.

Kiedy wybuchła wojna, Kownerowie, spolonizowani Żydzi, mieszkający w Łodzi, nie posłuchali rady zaprzyjaźnionego z nimi Niemca i nie wyjechali do rodziny w Wilnie. Elion Kowner, głowa rodziny, bardziej obawiał się Rosjan.

Niemcy już w pierwszych dniach po wkroczeniu do Łodzi szykanowali Żydów. Zmuszali ich do zasypywanie rowów przeciwlotniczych, a wkrótce zaczęli organizować łapanki na Żydów.

Wczesną zimą 1939 r. Niemcy wysiedlili Kownerów z ul. Orlej. Zamieszkali u siostry matki przy al. Kościuszki.
Leon Kowner, który przeżył łódzkie getto, a obecnie mieszka w Izraelu, pamięta pierwsze łapanki. Kiedy niemieccy żołnierze potrzebowali tragarzy, brali Żydów wprost z ulicy. Często jednak nie potrafili odróżnić Polaków od Żydów, chyba że ci ostatni nosili pejsy. Ale Polacy dobrze wiedzieli, kto jest Żydem. Bywało, że chłopcy chodzili za Niemcami i pokazywali palcami: "Jude, Jude", a ci zatrzymywali ich i brali do roboty. Leona też kiedyś złapano, ale po wykonanej pracy został zwolniony.

27 lipca 1940 r. aresztowano 23 Polaków dających Żydom jedzenie

Eliezer Grynfeld, bohaterka książki "Zaginiona dzielnica" Pawła Spodenkiewicza, wspomina, że kiedy Niemcy wkroczyli do Łodzi, stała w kolejce po chleb na ul. 11 Listopada: - Kiedy przywieźli chleb, Polacy powiedzieli w kolejce niemieckiemu żołnierzowi: "To są Żydzi". I wyjęto nas z kolejki. Poszłam do domu bez chleba.
Jednak prawda o wzajemnych relacjach Polaków i Żydów w Łodzi podczas wojny jest bardziej skomplikowana.
Łódź została jako Kraj Warty włączona do Rzeszy. Namiestnikiem Kraju Warty został Artur Greiser, który chciał się wykazać przed swoimi zwierzchnikami.

- Niemcy zaczęli eksterminację od mordowania polskich i żydowskich inteligentów - wspomina Leon Kowner. - Jednym z nich był mój wuj, honorowy członek gminy żydowskiej, rozstrzelany razem z innymi urzędnikami w lasach łagiewnickich.

Na rozkaz Greisera zablokowano Żydom konta bankowe i sejfy. W tygodniu mogli wypłacić tylko 100 zł na osobę. Potem zwolniono Żydów, pracujących w firmach nie należących do Żydów. Żydom zabroniono poruszania się po ul. Piotrkowskiej. Nie mogli też korzystać z komunikacji miejskiej ani prowadzić pojazdów. Żydom, zwłaszcza tym ortodoksyjnym, którzy wyróżniali się wyglądem, kazano porządkować ulice. Niemcy publicznie drwili z kultury i obyczajów Żydów, każąc im odprawiać publiczne modły, a także obcinano im pejsy i brody. Jednocześnie zaczęli rabować żydowskie mienie i palić synagogi.

Wielu Żydów uciekło z Kraju Warty do Generalnej Guberni, gdzie liczyli, że będą mieli większą szansę na przetrwanie. Jak twierdzi Dorota Siepracka, historyk, szacuje się, że do lutego 1940 r. Łódź opuściło ok. 77 tys. Żydów z ok. 233 tys. mieszkających tuż przed wojną. Żywiołowy charakter tej masowej ucieczki nie pozwala na oszacowanie udziału Polaków w pomocy Żydom w tych ucieczkach. Najczęściej była to pomoc w sprzedaży majątku, kupnie żywności, biletów kolejowych, czy przewozie dobytku przez granicę. Robili to dla Żydów dawni służący, znajomi sprzed wojny, harcerze bądź przypadkowi ludzie. Niektórzy przedsiębiorcy pochodzenia żydowskiego zatrudniali Polaków, którzy na ich zlecenie "kradli" towary ze skonfiskowanych Żydom sklepów, przewozili za granicę i oddawali właścicielom.
Na początku października 1939 r. Niemcy zaczęli przygotowywać się do utworzenia getta dla Żydów. Powstało 8 lutego 1940 r. Zlokalizowano je w najbardziej zaniedbanej części Łodzi - na Bałutach i Starym Mieście. W końcu lutego 1940 r. na ulicach Łodzi rozpoczęły się łapanki na Żydów, którzy jeszcze nie znaleźli się w getcie.
Do getta zostali również przesiedleni Kownerowie.

- Jedzenie było na kartki - wspomina Leon Kowner. - Przydzielano go bardzo mało, szczególnie zimą i wiosną. Dzienna racja zimą wynosiła ćwierć kilo chleba, 100 gr brukwi, dwa, trzy na wpół zgniłe kartofle. Bochenek chleba kosztował pół marki, a na czarnym rynku aż 2 tys. marek. Ludzie umierali z niedożywiania.

Szybko stało się jasne, że praca nie uratuje Żydów z getta od śmierci. Wyniszczenie narodu żydowskiego było priorytetowym celem Niemców. Jak mogli się temu przeciwstawić mieszkańcy Łodzi?
Inteligencja polska i część żydowskiej została z Łodzi wypędzona. Tak naprawdę Żydzi nie mieli u kogo szukać schronienia, chyba że pochodzili z rodzin mieszanych, czy głęboko zasymilowanych z Polakami. Ci mieli największe szanse przeżycia.

Tylko jeden łodzianin Ryszard Lerczyński, dziś już nieżyjący, otrzymał medal Yad Vashem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata" za pomoc Żydom. W swoim domu na strychu przechowywał swoich żydowskich znajomych, a potem przemycał im jedzenie do getta.

Jak twierdzi Dorota Siepracka, na stosunki polsko-żydowskie w czasie okupacji rzutowały przedwojenne relacje między Polakami i Żydami. Żydowska społeczność Łodzi była w niewielkim stopniu zasymilowana z Polakami. Izolacja ortodoksyjnych Żydów i zamykanie się we własnym środowisku miały negatywne skutki w czasie okupacji. Żydzi wyróżniali się strojem, obyczajem, językiem, religią, co w czasach okupacji utrudniało im pomoc, bo można było ich łatwo rozpoznać.

Większa ostrożność Polaków wobec Żydów w Łodzi mogła wynikać z wyjątkowo dużej liczby folksdojczów i stale rosnącej liczby Niemców przybyłych z Rzeszy i innych krajów. Wprawdzie oficjalnie nie groziła tu tak jak w Generalnej Guberni za pomoc Żydom śmierć, ale...

- Czym innym jest rzeczywistość, a czym innym powszechne przeświadczenie - mówi Michał Trębacz, historyk z łódzkiego oddziału IPN i Centrum Badań Żydowskich UŁ. - A powszechne przeświadczenie było takie, że za pomoc Żydom grozi śmierć.

Ponadto likwidacja wszystkich organizacji społeczno-kulturalnych znacznie utrudniała aktywność Polaków. Wsparcie dla ludności żydowskiej ograniczało się do indywidualnych, przypadkowych i zazwyczaj doraźnych kontaktów, utrzymywanych w tajemnicy.

W łódzkim getcie w przeciwieństwie do warszawskiego kontakty z Polakami były bardzo ograniczone. Było ono doskonale odizolowane od miasta. Ktoś, kto opuścił getto warszawskie przed wybuchem powstania lub w jego trakcie i dostał się na stronę aryjską, miał szansę przetrwania. W Łodzi, czyli wówczas w Litzmannstadt, były one praktycznie żadne, gdyż mieszkali tu głównie Niemcy.
Jednak mimo to w łódzkim getcie był przemyt. Polsko-żydowskim grupom, bazującym na znajomościach sprzed wojny udawało się przeszmuglować nawet wozy konne pełne żywności. Było to możliwe, m.in. przez skorumpowanie policjantów. Przemyt organizowali także sąsiedzi, żyjący teraz po obu stronach dzielnicy żydowskiej. Niektórzy z nich za opłatą przerzucali nocą paczki z żywnością z mieszkania lub z dachu budynku do getta. W łódzkim getcie zarejestrowano 60 Polaków katolików. Część z nich wykorzystywała znajomości w mieście do zdobycia żywności dla najbliższych.

Kontakty handlowe między Polakami, a Żydami w getcie umożliwiało zatrudnienie w nim Polaków. 27 lipca 1940 r. aresztowano 23 polskich pracowników elektrowni i gazowni łódzkiej, którzy dostarczali jedzenie i niemieckie gazety.

Najwięcej ucieczek z getta łódzkiego do Warszawy lub do Małopolski było do końca 1940 r. Liczby Żydów, którzy opuścili Łódź nie da się ustalić, ponieważ udokumentowane są jedynie pojedyncze przypadki.
Zjawisko szmalcownictwa występowało w Łodzi na znacznie mniejszą skalę niż w Warszawie. W meldunkach policyjnych są pojedyncze przypadki. Zdarzały się jednak akty wandalizmu ze strony młodzieży polskiej, np. rzucanie kamieniami w okna kamienic położonych na terenie getta.

Pod koniec sierpnia 1944 r. Niemcy likwidowali getto. 27 sierpnia, przedostatnim transportem Kownerów wywieziono do Oświęcimia Brzezinki. Leon i ojciec zostali oddzieleni od Niny i mamy. Nadawali się do pracy. 42-letnia matka Leona też. 9-letniej Ninie Niemcy nakazali stanąć w innej grupie. Dziewczynka zaczęła płakać: "Mamo, nie zostawiaj mnie..."

- Mama nie mogła tego słuchać i przeszła na stronę śmierci. Tego samego dnia obie były już na tamtym świcie - Leonowi szklą się oczy.

Korzystałam z tekstu "Postawy Polaków wobec ludności żydowskiej w Kraju Warty" Doroty Sieprackiej, zamieszczonego w książce "Zagłada Żydów na polskich terenach wcielonych do Rzeszy" pod red. Aleksandry Namysło i tekstu Doroty Sieprackiej "Stosunki polsko-żydowskie w Łodzi podczas okupacji niemieckiej" zamieszczonego w książce "Polacy i Żydzi pod okupacją niemiecką 1938-1945" pod red. Andrzeja Żbikowskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki