Chory na autyzm 13-letni Olek szedł z tatą przez park im. Poniatowskiego w Łodzi. Nagle pobiegł w kierunku drzewa, wspiął się na wysokość 10 metrów i nie potrafił zejść. Siedział na gałęzi i krzyczał ze strachu.
Tata Olka, Mikis Jeropulos, był przerażony. Zadzwonił na numer alarmowy 112.
- Straż pożarna przyjechała w pięć minut - opowiada ojciec.
W akcji wzięło udział ośmiu strażaków. Posłużyli się wyciąganą drabiną z koszem. Dwóch weszło na drzewo i próbowało przekonać chłopca do zejścia.
- Nikt nie uczył nas chodzenia po drzewach, pamiętałem to z dzieciństwa - mówi st. str. Dariusz Jurkiewicz. - Liczyła się każda minuta, bo dziecko mogło spaść lub mogła się pod nim złamać gałąź.
Olek był zbyt przerażony, by puścić gałąź i samodzielnie wejść do kosza. Dlatego strażacy zdjęli go siłą. Do kosza wciągały go cztery osoby.
- Baliśmy się, że wpadnie w panikę i wyskoczy. Gdy pokazałem mu światła samochodów i latarkę, chłopiec się uspokoił - mówi st. ogn. Adam Szydlik.
Żaden ze strażaków nie miał wcześniej kontaktu z dzieckiem autystycznym.
- To pierwsza taka akcja w moim życiu - mówił dowódca asp. sztab. Roman Gałkiewicz.
W czwartek mamy z zajmującej się dziećmi autystycznymi fundacji Jaś i Małgosia podziękowały strażakom i serdecznie ich wyściskały.
- Udało wam się zrobić coś, co wielu terapeutom się nie udaje - chwaliła podejście do dziecka Sylwia Mądra z fundacji. - W kontakcie z dzieckiem autystycznym najtrudniejsza jest komunikacja. Wy daliście radę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?