Mimo że Anna Jobczyk nie prowadzi schroniska, długi czas wyręczała miasto w opiece nad bezdomnymi psami. Od trzech lat nie daje już sobie rady i bezskutecznie prosi władze o pomoc. - Psy mieszkają z nami w domu, garażu i pomieszczeniach gospodarczych. Musieliśmy też dobudować dodatkowe boksy w ogrodzie, a działka, na której mieszkamy, ma zaledwie 600 mkw. Chciałam uratować czworonogi od śmierci, ale nie utrzymywać przez całe lata - mówi Anna Jobczyk.
Pierwsze pismo z prośbą o zabranie psów łodzianka wysłała do urzędu miasta w 2007 roku. Potem było ich jeszcze kilkanaście. Efekt? Żadnej odpowiedzi. - Miasto ma ustawowy obowiązek opieki nad bezpańskimi psami. W domu miałam najpierw trzy psy, które zabrałam po interwencjach, kiedy działałam jeszcze w łódzkim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami. Potem przybyło dodatkowo kilkadziesiąt. Przez 10 lat przeprowadziłam prawie 700 adopcji - mówi Jobczyk. - Nie chcę skazać psów na smutny los w schronisku, ale jeśli miasto nic nie zrobi, będę musiała zawieźć psy na Piotrkowską i wypuścić w magistracie.
Urzędnicy rozkładają ręce. - Nie mamy żadnego rozwiązania. Miasto nie może sobie poradzić z zagęszczeniem w miejskim schronisku, dlatego dodatkowe sto bezdomnych psów to dla nas duży problem - mówi Dariusz Wrzos, dyrektor wydziału ochrony środowiska i rolnictwa UMŁ. Pomoc obiecuje za to wiceprezydent Dariusz Joński: - Miasto stać na opłacanie hotelu dla tych psów, do czasu powstania nowego schroniska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?