Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzki Parkrun, czyli sobota na "piątkę"

Maciej Kałach
Sobotnie biegi w Parku Poniatowskiego przyciągają półtorej setki amatorów
Sobotnie biegi w Parku Poniatowskiego przyciągają półtorej setki amatorów Grzegorz Gałasiński
Na całym świecie jest ich prawie 400 tysięcy, z tego 1313 w Łodzi. To "parkrunowicze", czyli biegacze zgłoszeni do zawodów na dystansie 5 kilometrów, które odbywają się w każdy sobotni poranek.

Co tydzień w parkach biegają m.in., mieszkańcy miast Australii, RPA i Wielkiej Brytanii, gdzie wystartowały pierwsze imprezy Parkrun. Teraz w samym Londynie jest około 30 lokalizacji sobotnich biegów.

Niezależnie od kraju zasady są identyczne, także w Łodzi: udział jest darmowy, organizatorzy zapewniają pomiar czasu, a rywalizacja "kręci się" dzięki wolontariuszom, pochodzącym z grona samych biegaczy. Kilkuosobowa ekipa dba o bezpieczeństwo na trasie, a na mecie sczytuje skanerem wyniki finiszujących - z kodu kreskowego, który każdy uczestnik powinien wydrukować przy rejestracji przez internet.

Pomysł "przybiegł" z Wimbledonu
Zawody w Parku im. Poniatowskiego odbywają się już od roku. W lipcu Tomasz Osmulski (lekkoatleta z RKS Łódź ze zdobytym w lipcu brązowym medalem Mistrzostw Polski w biegu na 1500 metrów) ustanowił rekord polskich Parkrunów - pokonał trasę wyznaczoną alejkami "poniatoszczaka" w 15 minut i 7 sekund. Amatorzy mają ogromne powody do dumy, jeśli osiągają czasy chociaż zbliżone do granicy 20 minut, ale zawodnik, który zakończy rywalizację np. w czasie dwa razy dłuższym również może liczyć na brawa przy przekraczaniu mety.

Łodzianie posiadają także rekord frekwencji imprez Parkrun w Polsce - pierwszy z lipcowych biegów przyciągnął 153 z zarejestrowanych zawodników.

- A wcale nie jesteśmy najstarszą lokacją w kraju - mówi Maciej Woźnicki, koordynator Parkrun Łódź.

Przed wyznaczeniem trasy w Parku Poniatowskiego biegały już Gdynia i Gdańsk (po Łodzi dołączyły Poznań, Wrocław, Warszawa i Kraków). Jednak Woźnicki nie odkrył imprez Parkrun na polskim Wybrzeżu, tylko w Londynie.

- W kwietniu 2012 roku wybrałem się z żoną Agnieszką na ślub znajomych - opowiada Woźnicki. - Jak zwykle, przy okazji wyprawy szukaliśmy zawodów w okolicy. Najbliżej odbywał się bieg w Wimbledon Common, jak się okazało w ramach Parkrun. Około 300 biegaczy, uśmiechnięci wolontariusze, a na trasie rodzice ścigający się w towarzystwie dzieci. Od razu pomyśleliśmy, że warto byłoby zorganizować Parkrun w Łodzi.

Wybór Parku Poniatowskiego od początku wydawał się najlepszym rozwiązaniem: blisko centrum i w połowie drogi między wielkimi osiedlami, Retkinią i Widzewem. Dojazd rowerem nie zajmuje więcej niż pół godziny, a wybierając ten środek transportu zawodnik na starcie jest już rozgrzany. W jego pobliżu, na styku parku z ul. Inżynierską, znajduje się parking, więc biegacze, którzy nie potrafią rozstać się z samochodem, także nie zawadzają - chociaż Parkrun na całym świecie zachęca do porzucania aut w sobotni poranek.

Maciej z Agnieszką po powrocie z Londynu nie próżnowali i pierwszy Parkrun w Łodzi odbył się już 30 czerwca 2012 roku. Na starcie 62 zawodników, w kolejnych biegach ich liczba tylko raz spadła poniżej 40 - w pierwszych zawodach w lutym. Zimą na mecie pojawiał się ogromny termos z herbatą lub z gorącym żurkiem, a na biegach w okolicy świąt - wypiekane przez uczestników ciasta. Wszystkie z kwietniowych edycji zawodów przyciągnęły już ponad setkę startujących.

Mają 30, 40 lat i chcą rywalizacji

- Tej wiosny moda na bieganie w pełni dotarła do Łodzi. Jeśli na mojej trasie przy Stawach Jana przed rokiem mijałem dwóch biegaczy, teraz bywa ich nawet 20 - mówi Woźnicki.

Twierdzi, że Parkrun raczej korzysta na biegowym boomie niż go w mieście wykreował.

- Bieganiem coraz częściej interesują się media, do łodzian w każdym wieku dotarło, że ten rodzaj aktywności to najłatwiejszy sposób na spalanie zbędnych kilogramów. Ja zacząłem biegać, żeby nie utyć - przyznaje Woźnicki.

Kolejny wytłumaczenie dorzuca Piotr Kędzia, olimpijczyk z Aten i Pekinu, obecnie pracownik Uniwersytetu Łódzkiego i trener personalny. A od czasu do czasu uczestnik Parkrun.

- Spora część z zaczynających biegać to 30, 40-latkowie, którzy czują, że osiągnęli sukces zawodowy. Rywalizacja w pracy przestaje im wystarczać i z tego powodu przychodzą na amatorskie zawody. I nie ma w tym nic złego. Prowadząc aktywny tryb życia będą dawać przykład swoim dzieciom. A z dostępnych w Polsce badań wynika, że aż 30 procent młodzieży nie podejmuje żadnej formy wysiłku fizycznego - mówi Kędzia.

Amatorzy chętnie korzystają z porad trenerskich olimpijczyka. - Zdarzają się biegacze, po których widać, że mieli przed laty jakąś sportową przygodę, ale i osoby, których formę trzeba "zbudować" od podstaw - opowiada Kędzia.
Najpierw w parku, później w sadzawce
Woźnicki podkreśla, że dobra frekwencja w Parku Poniatowskiego to zasługa organizatorów także innych imprez biegowych w Łodzi.

- Reklamujemy wzajemnie swoje zawody przed startem - mówi koordynator łódzkiego Parkrun. Ma na myśli m.in. Agnieszkę Wolską-Sobecką i Bartosza Sobeckiego, zaangażowanych w cykl Biegam i Chodzę po Łodzi czy w Bieg Fabrykanta na 10 kilometrów - czyli jedne z największych zawodów w regionie.

Fabrykant odbędzie się 31 sierpnia, ale limit 750 miejsc od dawna jest wypełniony, choć przy tego rodzaju większych imprezach konieczne jest pobieranie wpisowego. Jego kwota budżetu biegacza raczej nie rujnuje. Kto zgłosił się w pierwszych dniach zapisów, wydał 25 zł. W zamian pakiet startowy z regeneracyjnym poczęstunkiem, a przede wszystkim zabezpieczona trasa prowadząca przez Księży Młyn. Zresztą mowa o ludziach, którzy często mają po kilka par butów do startów - a dobre obuwie kosztuje kilkaset złotych.

- Parkrun to nie konkurent, cieszymy się, że biegi w parku przyciągają nowych startujących, bo ci pojawiają się potem na naszych dystansach. Przez ostatni rok zwiększyła się liczba łodzian, którzy nie obawiają się występu w zawodach - mówi Agnieszka Wolska-Sobecka.

Dowodem może być poprzedni weekend. W sobotę spora część "parkrunowiczów" po porannej "piątce" spotkała się popołudniu w Łagiewnikach, aby wziąć udział w Biegowej Bitwie o Łódź. Na imprezie UKS Lisy Zgierz ogółem 140 zawodników pokonało 12 kilometrów trasą, na której nie zabrakło przedzierania się przez chaszcze, czołgania, a nawet kąpieli w cuchnącej sadzawce.

Kosmici porywają, zombie gonią

Bywają zawody jeszcze dziwniejsze i "nieoficjalne". W marcu w Parku Poniatowskiego odbył się Bieg z Okazji Dnia Uprowadzeń przez Obcych na dystansie 25 kilometrów. Ale jego uczestnicy pokonywali tylko 5 km. Potem, ozdobieni migającymi światełkami, twierdzili, że porwało ich ufo i odstawiło na mecie, a czas sprzed uprowadzenia był mnożony razy pięć. Tylko część zawodników wiedziała, że pomysł powstał podczas jednego z "oficjalnych" biegów. Jego obsługa chciała szybciej zejść z mrozu i ściągnąć z trasy na długo przed metą zamykającego stawkę zawodnika - twierdząc, że jego czas wyliczy się z proporcji...

Wśród biegaczy "świrusów" nie brakuje. Twórcy oprogramowania na komórki stworzyli nawet aplikację, dzięki której biegacz ma wrażenie, że gonią go zombie. Wystarczy iść na trening ze słuchawkami do telefonu w uszach, aby czuć się poganiany przez przeraźliwe okrzyki i głos informujący, na jaką odległość zbliżyli się już "nieumarli".

Na tym tle nie dziwi, że użytkownicy smartfonów mają do wyboru mnóstwo aplikacji, które po prostu odnotowują przebytą trasę i pozwalają na jej publikację w internecie wraz ze statystykami na temat tempa czy spalonych kalorii. Za swoje treningi "usieciowieni" biegacze zbierają "lajki" i komentarze od znajomych, podobnie jak dzieje się to w przypadku "przyjaciół" z Facebooka. Łódzki Parkrun też ma profil na "fejsie", ale w jego przypadku jedno jest pewne - impreza bez względu na pogodę w każdą sobotę odbywa się "w realu".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki