Po wojnie w Łodzi opracowano plany ogólnego zagospodarowania przestrzennego miasta. Później zaczęła się budowa bloków i wielu łodzian mogło się przeprowadzić z kamienic na osiedla. Nie wszyscy jednak chcieli się przenosić.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Trudno określić ile procent łodzian mieszka w blokach, a ile w tzw. starym budownictwie. Jednak liczba mieszkańców bloków już znacznie przewyższa tych, którzy żyją w łódzkich kamienicach. Coraz więcej łodzian decyduje się porzucić swoje „M” i wyprowadza się na obrzeża Łodzi lub nawet poza jej granice.
Z kamienic do bloków
Przed wojną większość łodzian mieszkała w kamienicach. W mniejszych lub większych, znajdujących się w centrum miasta lub na jego obrzeżach. Podobno początkowo łodzianie niezbyt chętnie przeprowadzali się do nowych bloków. Narzekali, że lokale są niższe niż te w starych kamienicach, bo mają tylko 2,10 metra wysokości, a nie 3 metry. Nie wszystkim podobało się, że mają kuchnie gazowe, a nie węglowe. Niektórzy mówili nawet, że gotowane na gazie ziemniaki gorzej smakują niż te gotowane na gazie... Nie podobało się im, że w nie wszystkich blokowych mieszkaniach podłoga wyłożona jest parkietem, a zwykłymi deskami lub płytkami pcv. Ale tak było na początku. Łodzianie szybko przekonali się do mieszkań w blokach. I dla wielu z nich stało się największym marzeniem...
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
84-letnia Lucyna Wasilewska, która wiele lat pracowała w „Unionteksie”, mieszkała w kamienicy przy ul. Targowej. Wprowadziła się tam z rodzicami zaraz po wojnie. Mieszkali na trzecim piętrze. Z klatki schodowej wchodziło się do przedpokoju. Z niego do kuchni i dwóch pokoi w amfiladzie.
- Przed wojną musiała to być część większego mieszkania - opowiada pani Lucyna. - Ten mniejszy pokój pewnie był służbówką. Było w nim zamurowane wejście. Na początku byliśmy szczęśliwi, że dostaliśmy to mieszkanie. Ale z czasem zaczęło nam doskwierać. Trzeba było palić w piecu, nosić węgiel na trzecie piętro. Zrobiliśmy sobie ubikacje, ale na wannę nie było miejsca. Z czasem zrobiło się ciasno. Ja wyszłam za mąż, urodziła się dwójka dzieci. W tych dwóch pokojach mieszkaliśmy w siódemkę - moi rodzice, mąż, syn, córka i brat - kawaler.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE
Dlatego pani Lucyna marzyła o mieszkaniu w blokach. Z łazienką, centralnym ogrzewaniem.
Łódzkie budownictwo mieszkaniowe ruszyło po wojnie. Na przełomie lat 40. i 50. bloki w mieście budowano z cegły. Jak choćby te na Dołach czy przy ul. Pojezierskiej. Teofilów i Dąbrowa to już Łódzka Sekcja Mieszkaniowa, Łęczycka - Przędzalniana - W 70, Zgierska - Stefana - WK - 70, a cała Retkinia to „Szczecin”.
Pani Lucyna i inni mieszkańcy Dąbrowy, ale też Teofilowa, powinni się cieszyć, że nie zafundowano ich takich mieszkań jak na osiedlu Szuwary w Szczecinie. Tam zbudowano bloki, gdzie lokatorzy jednego piętra mieli wspólną toaletę. W Łodzi też chciano tak budować, ale zaprotestowała przeciw temu Michalina Tatarkówna-Majkowska, która była wtedy pierwszym sekretarzem Komitetu Łódzkiego PZPR. Nie udało się jednak uniknąć w Łodzi budowy mieszkań z tzw. ślepą kuchnią. Znajdzie się takie m.in. na Dąbrowie, w bloku stojącym na rogu ul. Felińskiego i Kadłubka. Okno w kuchni wychodzi do ubikacji. Blok ten charakteryzuje się jeszcze wyjątkowo małymi oknami.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNYM SLAJDZIE