Łódzkie firmy nie chcą już dłużej cienko prząść

Dlaczego wyprowadzacie produkcję do Chin?

Z jednej strony jakość to świętość. Z drugiej - akcjonariusze oczekują od nas wyników finansowych, musimy więc obniżyć marże. Zdecydowaliśmy się na kompromis. Będziemy stosować najlepsze tkaniny, ale to co jest najbardziej czasochłonne i kosztowne - zlecimy firmom ze Wschodu.

O ile są niższe koszty produkcji w Chinach?

Od 50 do 70 procent.

Część garniturów już szyjecie na Wschodzie. Dlaczego nie informujecie o tym klientów, nie piszecie na metkach "made in China"?

Nie ma potrzeby. Nasze ubrania są "made in Próchnik". To wystarczająca gwarancja jakości

Jaki los czeka pracowników łódzkiego zakładu?

W lipcu zostanie wydzielony jako osobna spółka, tak żeby nareszcie zaczął działać na rynkowych zasadach. Dziś korzysta z buforu bezpieczeństwa. Jeśli przynosi straty, są one pokrywane z działalności handlowej Próchnika. To się musi zmienić. Jest wiele zachodnich firm, które mogą nam zlecać szycie swoich ubrań. To może być świetny biznes, jeśli tylko pracownicy zakładu zrozumieją, że są współodpowiedzialni za firmę.

Na razie wszczęli protest. Boją się o pracę..

Nie chodzi o pracę, tylko wynagrodzenie. Rozmawiamy na temat nowego systemu płac. Chcemy zaproponować wyższe stawki, ale za konkretną pracę. Dobre szwaczki zarobią więcej, do złych nie będziemy dopłacać.

Akcjonariusze mieli pomysł, żeby odświeżyć wizerunek marki, zatrudnić znanego aktora do reklam, tak jak Vistula...

Czy kupiłby pan nasz garnitur tylko dlatego, że reklamuje go Pierce Brosnan? Centra handlowe są marką samą w sobie, to one przyciągają klientów. Tam, na kilkudziesięciu metrach, mamy salony Vistuli, Próchnika, Pierre Cardin. Moim zdaniem nie reklama, ale lepszy wystrój, wystawa i obsługa decydują o tym, do którego sklepu wejdzie klient.