Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzkie nazwiska przeciw Schetynie

Marcin Darda
Marcin Darda
Według sugestii „Faktu”, powtarzanej chętnie przez inne, bardziej cenione media, Platforma Obywatelska się rozpada. Jest ośrodek wewnątrzpartyjnych knowań przeciw Grzegorzowi Schetynie, który znajduje się w pokoju hotelowym byłej premier Ewy Kopacz, a bywają u niej m.in. Cezary Grabarczyk i Stefan Niesiołowski, uznawany zresztą za inspiratora buntowników.

Niesiołowski to łodzianin, ale związany z lubuską PO, gdzie jeszcze niedawno był wiceszefem regionu, a po rezygnacji Bożenny Bukiewicz, też bliskiej Donaldowi Tuskowi i Kopacz, został p.o. szefa regionu. Na krótko, bo Schetyna wprowadził tam komisarza. Niedawno w radiu Zet Niesiołowski oświadczył, że „nie planuje wyjścia z PO”, choć to będzie zależeć od tego, co dalej zrobi Schetyna, „który czyści regiony”. Niesiołowski mówi zatem o sobie, choć nie wprost.

Cezary Grabarczyk też jest w nieciekawej sytuacji: zawsze lojalny wobec Tuska, był swego czasu liderem tzw. spółdzielni, która powstała po to, by być pancernymi plecami dla Tuska, premiera i szefa PO, o które rozbijał się będzie Schetyna ze swymi ambicjami i popularnością wśród działaczy terenowych. Grabarczyk w wewnętrznej kampanii był rzecz jasna przeciw Schetynie, a za Kopacz. Gdy była premier zrezygnowała ze startu, wspierał Tomasza Siemoniaka, byłego szefa MON. Gdy ten dość niespodziewanie, nawet dla swych popleczników, po prostu zrezygnował ze startu, Grabarczyk został na lodzie, także w regionie łódzkim. Jeszcze w grudniu gdy Schetyna przybył do Łodzi, dostał poparcie od najważniejszych w PO: szefa regionu Andrzeja Biernata, prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej i większości posłów, poza Grabarczykiem, który promował obecnego jeszcze w kampanii Siemoniaka.

To był gigantyczny rozdźwięk: Grabarczyk i Biernat stanowili wcześniej zgrany tandem, Zdanowska była uzupełnieniem. Jesienią, przed wyborami, te puzzle się rozjechały: najpierw Grabarczyk z pomocą Biernata ułożyli łódzką listę PO do Sejmu w taki sposób, że Zdanowska i jej ludzie poczuli się oszukani. Chwilę potem Biernat zrezygnował ze startu do Sejmu, choć to podobno tylko wersja oficjalna. Nieoficjalnie do rezygnacji przymusiła go Kopacz (miał na karku śledztwo CBA), a w PO mówią, że miał żal, iż nikt go nie bronił, nawet Grabarczyk. Zatem po wyborach parlamentarnych, a przed wyborami szefa PO obserwowaliśmy klasykę odwracania sojuszy: Biernat poparł dawnego wroga, Schetynę, po jego stronie stała też rosnąca w siłę Zdanowska i jej ekipa. Grabarczyk konsekwentnie trzymał linię Tuska i popieranych przez niego najpierw Kopacz potem Siemoniaka, podobnie Stefan Niesiołowski.

Puzzle jednak sypały się dalej: Cezary Grabarczyk, wiceprzewodniczący zarządu PO, nie przyjmuje propozycji Schetyny, czyli odejścia z prezydium partii na rzecz stanowiska zwykłego członka zarządu. I zostaje odwołany. Trzy dni potem ze stanowiska szefa regionu łódzkiego rezygnuje Andrzej Biernat. To gest honorowy, bo prokurator stawia mu siedem zarzutów.

I teraz najciekawsze, bo mamy dwie wykluczające się narracje, choć może tylko pozornie. Pierwsza to taka, że Grabarczyk jest podejrzewany przez stronników Zdanowskiej, że gra o schedę po Biernacie, czego oni nie chcą. Gdyby został szefem regionu łódzkiego PO, wówczas wróciłby automatycznie do zarządu krajowego partii, czego nie chce z kolei Schetyna. Wszyscy wiedzą, że mógłby stanowić dla szefa PO naturalną opozycję, przecież „policzył się” przy odwoływaniu z prezydium partii, a nie chciała tego odwołania trzecia część rady krajowej PO. Tyle, że tę narrację wyklucza inna, ta podana przez Fakt, a mianowicie, że Kopacz, Grabarczyk, Niesiołowski i kilkoro innych „knują”, by odejść z PO i utworzyć własne koło lub nawet klub, gdyby nazbierało się 15 posłów. Wszystkich łączą dwie rzeczy: wszyscy tracą stanowiska partyjne przez Schetynę i jego politykę wewnętrzną i wszyscy żyją zawodowo z uprawiania polityki.

Jest zatem pytanie co dalej? Własne koło czy klub to nic przy tym, że trzeba się zmierzyć z refleksją, co w w roku 2019, kiedy przyjdą wybory. Co wtedy? Nowe ugrupowanie, kolejne obok PO i Nowoczesnej? Wątpliwe. Może Nowoczesna? W miniony piątek na FB Witold Rosset z łódzkiej Nowoczesnej apelował, że choć jest prima aprillis, by już nikt do niego nie dzwonił z pytaniem, czy Niesiołowski i Grabarczyk przechodzą do jego partii. Ryszard Petru zaś stwierdził, że przemyśli sprawę dopiero wtedy, gdyby „doszło do zupełnego rozpadu PO”, a na razie „nie planuje”. Z drugiej strony trudno się takim ruchom dziwić, bo jeśli oponenci nie odejdą, to Schetyna sam ich wyczyści. Jeszcze parę lat temu nikt by się nie spodziewał, że powstanie jakieś „środowisko Zdanowskiej”. A ono za Grabarczykiem by już nie płakało, nawet by mu pasowało, gdyby odszedł sam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki