Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludwik Benoit, Bogusław Sochnacki i Michał Szewczyk - byli znani w całej Polsce, ale swoje miejsce znaleźli w Łodzi

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
W tym roku minęła setna rocznica urodzin Ludwika Benoit, który swoje zawodowe życie związał z Łodzią . Teraz będzie miał swoją ulicę na Stokach,
W tym roku minęła setna rocznica urodzin Ludwika Benoit, który swoje zawodowe życie związał z Łodzią . Teraz będzie miał swoją ulicę na Stokach, Filmoteka Narodowa/Archiwum Dziennika Łódzkiego
Byli znani w całej Polsce, ale swoje miejsce znaleźli w Łodzi. W tym roku minęła setna rocznica urodzin Ludwika Benoit, który swoje zawodowe życie związał z Łodzią . Teraz będzie miał swoją ulicę na Stokach. To okazja, by przypomnieć też innych znanych aktorów związanych z naszym miastem. Łódź zawsze ściągała wybitnych artystów. Część przyjeżdżała do łódzkiej Wytwórni Filmów Teatralnych, inni grali w spektaklach realizowanych przez Łódzki Ośrodek Telewizyjny. Ale byli też wybitni aktorzy, którzy związali się z tym miastem na dobre i na złe.

Byli znani w całej Polsce, ale swoje miejsce znaleźli w Łodzi

.
Przez całe zawodowe życie z Łodzią związany jest aktor Michał Szewczyk, który zagrał w ponad 130 polskich filmach. Pamiętamy go m.in. takich jak „Pan Anatol szuka miliona” czy „Pana Samochodzika i Templariusze”. Niedawno na ul. Piotrkowskiej odsłonił swoją gwiazdę. Od kilkudziesięciu lat związany z Teatrem Powszechnym w Łodzi. Michał Szewczyk jest łodzianinem. Urodził się w tym mieście w 1934 roku. Ale wychowywał się i wiele lat mieszkał w Rudzie Pabianickiej, która przed wojną nie była jeszcze częścią Łodzi. Po maturze skończył łódzką szkołę aktorską. Zaczął grać w Teatrze Powszechnym i nie myślał już o wyjeździe z rodzinnego miasta. Przyznaje, że na pewno na to wpływ miało to, że jest wielkim patriotą Łodzi.

Z Łodzią związała mnie rodzina – wyjaśnia Michał Szewczyk. - W tym mieście było też wiele ważnych miejsc dla aktora. Czyli wytwórnia filmów fabularnych, największa w tej części Europy. Kręciło się w niej po czterdzieści filmów rocznie. Był też prężny ośrodek telewizyjny. Realizowano w nim wiele świetnych programów rozrywkowych, jak choćby „Piosenki stare, ale jare”, „Dobry wieczór tu Łódź”. Nagrywano spektakle telewizyjne w których często grałem. Sporo pracowałem dla dubbingu, radia. Potem do Łodzi przywiązała mnie na stałe moja kochana uliczka Czerwonego Kapturka, na której mieszkam z żoną już ponad trzydzieści lat. Panują na niej świetne stosunki sąsiedzkie. Fajnie układa się nam życie na tej ulicy.

Ewenementem jest również to, że tyle lat związany jest z jednym teatrem. Michał Szewczyk mówi, że zmieniali się dyrektorzy, a on został.

Pytali się nie raz czy zostaje – dodaje. - Odpowiadałem, że jak będę miał co do grania to nigdzie nie odejdę. I tak było. Miałem taki okres, że grałem od krowy po Hamleta, jak to się żartobliwie mówiło. Czasem grałem po pięć spektakli i trafiał się wyjazd do filmu, to musiał mnie zastępować dubler. Niekiedy dyrektorzy się dziwili, mówili że mam taką fajną rolę i ją zostawiam dla dublera. Odpowiadałem, że chce dać szanse kolegom.

Michał Szewczyk może z dumą powiedzieć, że znał dobrze wybitnych aktorów grających w Łodzi, nie tylko w Teatrze Powszechnym. A więc Leona Niemczyka, Bogusława Sochnackiego, Ludwika Benoit, Aleksandra Fogla.

Leon Niemczyk to chrzestny mojego syna Marcina! - dodaje pan Michał.

Wielki Ben!

Jedną z legend Łodzi był na pewno Ludwik Benoit. Urodził się on 18 lipca 1920 roku w Wołkowysku, który obecnie znajduje się na Białorusi. Rodzina od strony ojca aktora miała francuskie korzenie. Podobno jego dziadek pochodził spod Paryża. Natomiast rodzina matki Ludwika Benoit wywodziła się z okolic Łowicza. To właśnie w Łowiczu aktor chodził do gimnazjum. Maturę zdał jeszcze przed wojną. W 1938 roku zaczął studia w w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie. Przerwała je wojna. Po jej zakończeniu współorganizował Teatr Ziemi Łowickiej. Ale zaraz po tym znalazł się w Łodzi. Został aktorem
Teatru Kukiełkowego działającego przy łódzkim Centralnym Domu Kultury. Grał tam krótko, bo wyjechał na Wybrzeże. W 1946 roku ukończył Studio Aktorskie Iwo Galla w Gdańsku. W tym samym roku zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Potem grał w teatrach Gdyni, Poznania, Wrocławia i Szczecina. W 1957 roku wrócił do Łodzi. Przez dwa sezony grał w Teatrze im. Stefana Jaracza, a w 1959 roku związał się z łódzkim Teatrem Nowym. Był mu wierny do śmierci, w 1992 roku. Przez wiele lat był najpopularniejszym łódzkim aktorem. Wszystkie dzieci znały jego głos, którego użyczał słoniowi Dominikowi w bajce „Proszę słonia”. Grał m.in. kasiarza w filmie „Ewa chce spać”, komisarz Granta w „Walecie pikowym”, Mikołaja z Długolasu w Krzyżakach, karczmarza w „Jak rozpętałem II wojnę światową”, Wasyluka w „Siekierezadzie”. Występował w wielu serialach. m.in. w „Kapitanie Sowie na tropie”, „ Klubie profesora Tutki”, „Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa”, „Przygodach pana Michała”.
Jego pierwszą żoną była Maria Zbyszewska, którą wszyscy pamiętają jako małżonkę Pawlaka w trylogii o Pawlaku i Kargulu. Z tego związku urodził się Mariusz Benoit, który poszedł w ślady rodziców i też został aktorem. W 1970 roku Ludwik Benoit poślubił Jadwigę Jędrzejczak. Z tego małżeństwa aktor ma córką Annę Benoit – Kołosko, która jest dziennikarką radiową.
Ludwik Benoit był nie tylko wybitnym aktorem, ale też prawdziwą łódzką legendą. Nie było dnia, by nie odwiedził łódzkiego „SPATiF-u” przy al. Kościuszki. Miał tam nawet swój stały stolik. Niektórzy mówili, że miał skłonność do alkoholu.

Spotkania w SPTiF-ie

On nie był żadnym alkoholikiem, był cudownym pijakiem! - mówi jeden ze znajomych aktora. - Uwielbiał pić wódeczkę, towarzystwo. Nie pił nigdy sam. Musiał mieć do tego kompanów. Lubił stawiać, ale potem domagał się rewanżu.

Michał Szewczyk śmieje się, że „Ben” bo tak nazywano Ludwika Benoit, był taki samym bywalcem „SPATiF-u”, jak wcześniej tancerz Edward Radulski. Jadł tam zawsze kolacje, czasem wpadał też na obiad.

Z jedną z takich wizyt w „SPATiF ie” wiąże się anegdota, która przeszła już do historii – dodaje pan Michał.

Któregoś dnia, a w zasadzie wieczora, Ludwik Benoit wyszedł z lokalu przy al. Kościuszki. Zatrzymało go dwóch milicjantów.

Dowód poproszę, jak się pan nazywa? - zapytali aktora.

Benoit! - odpowiedział. Zdezorientowany milicjant spojrzał na kolegę i stwierdził, że w dowodzie jest inaczej napisane.

Bo ja się ukrywam! - wytłumaczył Ludwik Benoit.

Michał Szewczyk jest dumny, że wiele razy spędzał wakacje w Kuźnicach na Helu, z rodziną Benoit.

Nasze rodziny spotykały się przy ognisku, bo wtedy nikt nie znał grilli – dodaje. - Pamiętam, że jego córka Ania była niemal rówieśnicą mojego syna Marcina. Jako dzieci spędzali ze sobą wiele czasu. Ania bardzo mi się podobała i chciałem, by została moją synową. Nic z tego nie wyszło...

Ludwik Benoit miał piękny, niski głos, ale też specyficzny sposób mówienia. Z tej wady potrafił jednak zrobić atut. Ten jego głos stał się znakiem rozpoznawczym aktora.

Michał Szewczyk pamięta, że kiedyś w łódzkiej telewizji grali spektakl „Drzewo”. Był oczywiście nagrywany na żywo, a emisja miała miejsce w godzinach popołudniowych. Oprócz Benoit i Szewczyka, grali w nim też Ryszard Dembiński, Eugeniusz Kamiński. Po spektaklu dostali od autora sztuki litrowego „Martela”, towar wtedy deficytowy.

Spieszyliśmy się do teatrów, na wieczorne przedstawienia, ale „Ben” chciał byśmy poszli do niego i wypili tego „Martela” - wspomina Michał Szewczyk. - Nie chcieliśmy, powiedzieliśmy że będzie jeszcze okazja. A on, że taka butelka u niego tak długo nie będzie stała. Weszliśmy więc do bramy i tam, „pod palec” piliśmy tego „Martela”. Ale nie wypiliśmy całej butelki.

Został legendą

Janina Borońska -Łągwa przez wiele lat grała z Ludwikiem Benoit w Teatrze Nowym. Pamięta, że miał stałe miejsce w garderobie, którego nikt nie mógł zająć.

Miał swoich ulubieńców dla których był bardzo miły-mówiła nam aktorka znana m.in. ze „Stawki większej niż życie”. - Ja lubiłam „Bena”. Był świetnym aktorem. Kiedyś patrzę, że siedzi taki smutny. Zapytałam co się stało. Odpowiedział, że rozgonił wesele w „SPATiF ie”...

Nie zapomni też jednego z przedstawień „Drewnianej miski”. Benoit grał w nim ojca, który przeszkadzał córce i chciała go umieścić w domu starców. Zagrała ją właśnie Janina Borońska - Łągwa. Jednym z najważniejszych rekwizytów przedstawienia była drewniana miska w której podawała ojcu posiłki. I w czasie jednego ze spektakli zauważyła, że tej miski nie ma...Ktoś przed południem zniósł ją na dół, gdy wystawiano bajkę. Pani Janinie udało się jakoś poinformować suflerką o tym braku. Ale spektakl toczył się dalej.

Zauważyłam, że „Ben” jest już podenerwowany, nie lubił gdy mu się przeszkadza, a zauważył, że jest jakieś zamieszkanie- opowiadała nam Janina Borońska – Łągwa. - A ja musiałam mu podać jedzenie. Ujrzałam metalowe pudełko po rybkach do którego strącał popiół z fajki. Chwyciłam je, wymyłam i w nim podałam mu w niej owsiankę..

"Socha" zadomowił się w Łodzi

Innym wybitnym aktorem był Bogusław Sochnacki. Urodził się w 1930 roku w Katowicach. Ale w Łodzi skończył szkołę aktorską, a w 1957 roku zamieszkał w tym mieście na stałe. Grał najpierw w Teatrze Satyry, potem w Teatrze im. Stefana Jaracza, a w 1963 roku związał się z Teatrem Nowym, gdzie stworzył pamiętne kreacje. Pokolenie obecnych czterdziestolatków i pięćdziesięciolatków na pewno dobrze pamięta jego głos, którego użyczał Rumcajsowi. Grał m.in. zdrajcę Zająca w „Stawce większej niż życie”, Romana Katelbę w „Nocach i dniach”, Grosglucka w „Ziemi obiecanej”. Jedną z ostatnich ról zagrał zaś w „M jak miłość”. Wcielił się w postać Mariana Łagody. Wiele lat wykładał w łódzkiej szkole filmowej. Przyjaciele, znajomi nazywali go „Socha”.

T

en pseudonim traktuję jako komplement – mówił w jednym z wywiadów. - „Socha" oznacza narzędzie, które było przodkiem pługa i głęboko ryje ziemię. To oddaje mój charakter. Jestem solidny. Niczego nie robię powierzchownie. Nawet najmniejsze zadanie aktorskie traktowałem zawsze bardzo serio, bez taryfy ulgowej.

To, że na stałe zakotwiczył się w Łodzi, choć wiele razy proponowano mu przeprowadzkę do Warszawy tłumaczył tym, że nie lubi zmieniać miejsca zamieszkania.

Do Rzeszowa jechałem z walizką i z walizką wróciłem - opowiadał w wywiadach. - Ale w Łodzi już zakotwiczyłem na dłużej i bagaży przybyło. Stała obecność w stolicy nie gwarantowała większego sukcesu. Utwierdziło mnie w tym takie zdarzenie. Będąc po nagraniu którejś "Kobry" spotkałem w stolicy kolegę - aktora, który mieszkał tam od lat. Szliśmy ulicą Świętokrzyską. On elegancko ubrany, po warszawsku, ja - tak sobie. Nagle usłyszałem za nami szept jakichś podlotków: Sochnacki, Sochnacki. Wtedy poczułem się bardzo dowartościowany. Pomyślałem sobie o koledze: Zobacz, ty siedzisz w Warszawie i nikt cię nie poznaje.

Andrzej Fogiel, aktor, syn Aleksandra Fogla, zapamiętał Bogusława Sochnackiego jako bardzo koleżeńskiego człowieka, „brata łatę”.

Był trochę zamknięty w sobie, ale dostępny dla młodzieży - dodaje.

Janina Borońska -Łągwa miała przyjemność wiele razy z nim grać. Cudownie mówił wierszem, był znakomitym rzemieślnikiem. Kiedy przygotowywali „Świętoszka” Moliera „ukradła” mu na noc egzemplarz tekstu.

Był genialnie zakreślony, przypominał mapę - wspominała. - Zabrałam ten egzemplarz, bo chciałam zobaczyć jego filozofię
przygotowywania się do roli. Potem oczywiście mu się do tego przyznałam

Bogusław Sochnacki zmarł 26 sierpnia 2004 roku. Michał Szewczyk długo nie mógł się pogodzić z tą śmiercią. Mieszkali koło siebie, nie raz spotykali się na spacerach z psem. Grali też w Teatrze Nowym w „Chłopcach” Grochowiakach.

Boguś raz poszedł do szpitala, bo miał kłopoty z nogą -opowiada Michał Szewczyk. - Wrócił szybko do domu, zaczął grać. Potem znów wylądował w szpitalu. Wydawało się, że to reumatyzm, nie poważnego. Niestety, polska scena straciła wybitnego aktora...

Oszczędny "Łapa"

Po wojnie z Łodzią związał się Stanisław Łapiński, zwany „Łapą”. Był już wtedy znanym aktorem. Miał na koncie kilkanaście ról w przedwojennych polskich filmach. W Łodzi grał w Teatrze im. Stefana Jaracza i Teatrze Nowym. Był bardzo zdolnym aktorem i skromnym człowiekiem. W łódzkim środowisku aktorskim krążyły legendy o jego zamiłowaniu do oszczędności. Kiedy razem z kolegami, prosto z teatru poszli do restauracji. Kiedy przyszedł kelner Łapiński zapytał ile płaci za śledzia i „pięćdziesiątkę”. Ten odpowiedział, że wszystko w jednej cenie. Na to „Łapa”: Taki mądry, taki mądry, a tylko tyle zjadł i tyle wypił...
Aktor zmarł w Łodzi, w styczniu 1972 roku. Miał 77 lat. Aktorką została jego córka Krystyna, a także wnuk, Jerzy Łapiński, który umarł w maju tego roku.

Przyjechał kręcić "Krzyżaków" i został

Aleksander Fogiel, aktor znany przede wszystkim z roli Maćka z Bogdańca w „Krzyżakach” do Łodzi przyjechał na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Jego stryjecznym bratem był znany piosenkarz Mieczysław Fogg.

Nazwiska części naszej rodziny pisze się przez F, a części przez V - wyjaśnia Andrzej Fogiel, syn Aleksandra. - Mieczysław Fogg tak naprawdę nazywał się Fogiel. Fogg był jego artystycznym pseudonimem. Ojcowie Mieczysława i Aleksandra byli rodzonymi braćmi i kolejarzami

Dzięki Mieczysławowi Foggowi jego tata dostał pracę asystenta dekoratora w warszawskiej Operze Narodowej. Malował dekoracje. Podobno już przed wojną zadebiutował na scenie. Jeden z aktorów zachorował, a że pan Aleksander znał jego tekst na pamięć, więc go zastąpił Jednak aktor szybko wyzdrowiała i Aleksander Fogiel musiał zapomnieć o aktorskich popisach.
W Łodzi aktor znalazł się trochę przez przypadek i dzięki „Krzyżakom”. Był w Szczecinie, gdy
otrzymał propozycję zagrania Galileusza w Krakowie. Jadąc z Krakowa do Szczecina, zatrzymał się w Łodzi, w Grand Hotelu. Tam spotkał reżysera Aleksandra Forda. Ten zaproponował mu rolę Maćka z Bogdańska w „Krzyżakach”, których zamierzał nakręcić. Aktor nie od razu przyjął propozycję. Pamiętał o propozycji z krakowskiego teatru.

Galileuszem może pan być nie raz, ale Maćka z Bogdańca pan już nie zagra – usłyszał od Forda.

Miał zostać królem

To go przekonało. Po roli w „Krzyżakach” Aleksander Fogiel stał się jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Potem przyszły kolejne. M.in zagrał sołtysa w pamiętnej trylogii o Pawlakach i Kargulach, „Bazie ludzi umarłych”, „Rodzinie Połanieckich”. Miał też zagrać króla Jana III Sobieskiego w przygotowywanym przez Andrzeja Munka filmie „Sobieski pod Wiedniem”.

Tata podpisał już umowę – mówił nam Andrzej Fogiel. - Pojechał po to do Warszawy. Na drugi dzień miał wracać do Łodzi. Andrzej Munk zaproponował mu, że pojadą autem. Ojciec miał próbę w teatrze, musiał być rano w Łodzi. Wrócił sam pociągiem. Andrzej Munk pojechał samochodem. Zginął pod Łowiczem, 20 września 1961 roku.

Po rozpoczęciu zdjęć do „Krzyżaków” Aleksander Fogiel przez dwa lata mieszkał z rodziną w Grand Hotelu. Ale ten film sprawił, że związał się z Łodzią. Występował w Teatrze Jaracza i Powszechnym. Pierwsze małżeństwo Aleksandra Fogla nie przetrwało próby czasu. Choć z Celiną nie wzięli nigdy rozwodu. Umarła w 1985 roku we Wrocławiu. Jeszcze w czasie wojny, w teatrze II Armii WP Aleksander Fogiel poznał pochodzącą z Poznania Lucynę Łakomą. Była ona tancerką baletową, występowała m.in jako solistka w Teatrze Wielkim w Łodzi.

Ślub z Lucyną

Aleksander był już grubo po osiemdziesiątce, gdy postanowił wziąć ślub z Lucyną. Stało się to na jego ukochanym Helu, gdzie spędzał każde wakacje i był honorowym obywatelem tego miasta. Ślub odbył w czerwcu 1995 roku, a udzielał go burmistrz Helu. Niestety niedługo po tej uroczystości Aleksander Fogiel umarł, w styczniu 1996 roku...Aktor jest ojcem trzech synów. Waldemar został tancerzem baletowym. Występował we Wrocławiu, Gdyni, gdzie był też kierownikiem baletu. Zajmował się też reżyserią i choreografią. Współpracował z wrocławskim Teatrem Kalambur. Był też związany z poetą Rafałem Wojaczkiem. I skończył życie tak jak on, popełniając samobójstwo. Miał 33 lata. Jego żona i córka Joanna wyjechały do Niemiec. Andrzej skończył łódzką „filmówkę”. Ale nie zaczął grać w teatrze dramatycznym, tylko został aktorem Teatru Muzycznego w Łodzi. Natomiast Tomasz Fogiel mieszka w Gdyni. Już jako dziecko pojawił się na ekranie grając w „Przygodach Marka Piegusa”. Skończył szkołę filmową, ale tak jak brat wybrał operetkę.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki