Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie zapisują się do partii i oczekują jakiejś gratyfikacji

Joanna Leszczyńska
Z Leszkiem Jażdżewskim, łódzkim politologiem, rozmawia Joanna Leszczyńska

Czy jest Pan w stanie wymienić urząd w Łodzi, miejską spółkę, czy jakiś fundusz, w którym nie dzielono by łupów po wyborach partyjnych?

W tej kadencji nie przypominam sobie w Łodzi takiego stanowiska, które by zajął superzdolny menedżer. Ciekawym przypadkiem stanowiska politycznego, na które nominowano menedżer, związaną z bankowością, była w swoim czasie Jolanta Chełmińska, wojewoda łódzki. Ale to był wyjątek potwierdzający regułę.

Dlaczego w Polsce tak się dzieje, że legitymacja partyjna, a jeszcze lepiej wsparta mandatem radnego otwiera drogę do interesujących stanowisk? Czy to polska specyfika?

Jeżeli spojrzymy na problem szerzej, że nieformalne kontakty, znajomości, czy przynależność do jakiś grup pomagają w załatwianiu różnych rzeczy, w tym pracy, to nie można tego uznać za polską specyfikę. Dotyczy to np. także w dużym stopniu krajów Ameryki Łacińskiej, Europy Południowej. Niektórzy mogliby to łączyć wręcz z kręgiem kultury katolickiej. Chociażby we Włoszech często wiele spraw załatwia się w swoim gronie. Pewne osobiste kontakty liczą się bardziej, niż twarde reguły, które w tych kulturach traktuje się jako zdehumanizowane, jako coś, co można obejść. Tymczasem w krajach kultur północnych czy protestanckich te zasady traktuje się dosyć poważnie i ich łamanie spotyka się z dużymi sankcjami. Generalnie nie można mieć złudzeń, że są kraje, w których znajomości nie odgrywają roli. Wszędzie odgrywają rolę, tylko są kraje, w których jest to główny punkt zaczepienia.

A klucz partyjny? Wszędzie obowiązuje?

Są różne modele. Jest model tzw. służby cywilnej w Wielkiej Brytanii, którą próbowano wprowadzić w Polsce. Są stanowiska polityczne, do których należą ministrowie, doradcy, którzy bardzo często podlegają rotacji. To są stanowiska polityczne bardzo wyraźnie wyodrębnione od pozostałych stanowisk, od sekretarzy stanu w dół. To są zawodowi biurokraci w dobrym, a czasem w złym tego słowa znaczeniu. Procedury są takie, że nie ma mowy, by znajomości decydowały o tym, że ktoś obejmuje taką czy inną posadę, ponieważ te funkcje nie są rotacyjne. Ci ludzie są takimi mandarynami, zapewniają ciągłość władzy i ciągłość realizacji projektu. Jest też model francuski, w którym występuje bardzo szeroka grupa ludzi o różnych poglądach, wykształconych na elitarnych uczelniach. Wraz ze zmianą władzy następuje rotacja, ale odbywa się ona wśród ludzi o szerokiej wiedzy i kompetencjach. W USA, kiedy do Białego Domu przychodzi nowy prezydent, praktycznie zmienia się cały personel. Największy problem jest wtedy, kiedy ten model oficjalny zupełnie nie pokrywa się z tym nieoficjalnym, czyli jeżeli politycy twierdzą, że są konkursy i jedynie eksperci dostają stanowiska w spółkach, np. miejskich czy Skarbu Państwa, a w praktyce można zauważyć bardzo bliskie znajomości lub przynależność partyjną tych tzw. niezależnych menedżerów. Mówię o modelu, który obserwujemy u nas na co dzień.

Nasz rozmówca twierdzi, że jeszcze w latach 90. dyrektor w urzędzie miał wolną rękę w zatrudnieniu pracowników, a teraz niemal do sprzątaczki obowiązuje klucz czy to znajomości czy przynależności partyjnej...

To, że wiceprezydent miasta czy członkowie zarządu miasta, czy szefowie kluczowych odcinków z punktu widzenia politycznego są to osoby zaufane prezydenta, nie musi być złe, o ile te osoby spełniają standardy, czyli mają właściwe wykształcenie i doświadczenie. Bo nie czarujmy się, że człowiek, który był osiem lat wiernym sługą politycznym prezydenta będzie równie wiernym apolitycznym ekspertem w służbie kolejnego. Natomiast jeśli podstawowa kadra urzędnicza, która ma wykonywać zadania, nie związane w prowadzeniem takiej czy innej polityki, ale musi znać procedury, orientować się w zawiłościach administracyjnych jest wymieniana tylko dlatego, że nie zna odpowiedniej osoby, to jest patologia. Niestety, ludzie, którzy w Polsce zapisują się do partii politycznych oczekują jakichś gratyfikacji. Liczą na pomoc w karierze.

W PRL bez legitymacji nie było nominacji.

Pomimo obrzydzenia, jakie wielu Polaków deklaruje do polityki, wielu decyduje się na wejście do bardzo bezideowego konglomeratu, jakim dzisiaj jest polska scena partyjna. Chęć załatwienia sobie różnych rzeczy jest decydującą motywacją. Ludzie zasiadający w spółkach miejskich czy Skarbu Państwa bardzo rzadko są dobrymi menedżerami. Oni mają potem możliwości zajmowania coraz atrakcyjniejszych stanowisk poza pewną kontrolą. To problem złożony, wynika on z kultury, jaka panuje w Polsce, od czasu PRL, czyli kultury załatwiactwa. Jak to można zmienić? Nie wszystko da się zapisać w prawie. Są kwestie delikatne, np. konkursy na ważne stanowiska. Albo się stosuje standardy, albo nie i pisze się konkursy pod pewne osoby. To kwestia wrażliwości, czy będziemy uważać, że pewne rzeczy są dopuszczalne, a pewnych rzeczy nie wypada. Niestety, u nas nie ma tej wrażliwości.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki