Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Albrecht: Wystarczy mieć dobry pomysł, napisać projekt i wystąpić o grant

Paweł Patora
Łukasz Albrecht
Łukasz Albrecht Krzysztof Szymczak
Z dr. inż. Łukaszem Albrechtem, chemikiem z Politechniki Łódzkiej, finalistą konkursu o Nagrody Naukowe tygodnika "Polityka", rozmawia Paweł Patora.

Ma Pan dopiero 34 lata, a już tak znaczący dorobek naukowy, że znalazł się Pan, jako jedyny przedstawiciel łódzkiego środowiska akademickiego, w piętnastce finalistów, wybranych spośród setek kandydatów do pięciu tegorocznych Nagród Naukowych "Polityki". Co jest przedmiotem Pana badań?
Jestem chemikiem i zajmuję się syntezą organiczną. Cząsteczki organiczne są wszędzie wokół nas - w naszym pożywieniu, kosmetykach, lekach. Ja, wraz z zespołem, pracuję nad nowymi metodami tworzenia cząsteczek organicznych, tak by w sposób najbardziej wydajny, efektywny dotrzeć do struktur przydatnych do celów biologicznych czy farmaceutycznych. Głównym tematem naszych badań jest kataliza asymetryczna.

Co to takiego?
Zacznijmy od tego, że niektóre cząsteczki są chiralne, co oznacza, że - podobnie jak dłonie jednego człowieka - mają taką budowę przestrzenną, że jedna jest lustrzanym odbiciem drugiej, ale nie są identyczne, bo przy próbie nałożenia jednej na drugą, nie pasują do siebie. Ta różnica może mieć kolosalne znaczenie biologiczne, co może przejawiać się na przykład w ten sposób, że cząsteczki o jednej budowie przestrzennej mają jeden zapach, a cząsteczki będące ich lustrzanym odbiciem - będą miały zupełnie inny zapach. Może się też zdarzyć, że ta różnica będzie bardziej dramatyczna, bo na przykład jedna forma przestrzenna może być lekiem, a druga trucizną. Dlatego w naszych badaniach staramy się opracowywać metody syntezy prowadzące tylko do tej jednej, pożądanej formy przestrzennej, tak by ta druga forma w ogóle się nie tworzyła. W klasycznych warunkach powstają obie formy przestrzenne w stosunku 1:1. My otrzymujemy tylko jedną formę, dzięki zastosowaniu specjalnie dobranych związków zwanych katalizatorami.

Nominacja do nagrody "Polityki" to już kolejne Pana wyróżnienie. Otrzymał Pan ich wiele, m.in. Nagrodę Prezesa Rady Ministrów za najlepszą pracę doktorską obronioną w 2009 roku. Sukcesy te nie byłyby możliwe bez Pana talentu i pracy. A co z warunkami, w których prowadził Pan badania. Czy były sprzyjające?
Tak. Przede wszystkim miałem to szczęście, że trafiłem na wspaniałych nauczycieli, którzy umieli mną pokierować i rozwinąć moje chemiczne pasje, począwszy od pani profesor Elżbiety Żeberkiewicz, która uczyła mnie chemii w XXI LO. Następnie na Politechnice trafiłem do grupy badawczej pana profesora Henryka Krawczyka, u którego najpierw wykonałem pracę dyplomową, a następnie pracę doktorską. Pan profesor na wiele rzeczy otworzył mi oczy i pokazał jak zajmować się badaniami naukowymi we współczesnej chemii organicznej. Również emerytowany profesor Ryszard Bodalski przekazał mi wiele tajników naukowych i wskazał mi drogę dalszego rozwoju. Bardzo dużo dał mi także staż podoktorski, który odbyłem po obronie pracy doktorskiej w 2009 roku, dzięki stypendium otrzymanemu od Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w ramach programu KOLUMB. Na ten staż pojechałem do Danii i tam miałem przywilej pracy z jednym z czołowych naukowców zajmujących się syntezą asymetryczną, prof. Karlem Ankerem Jorgensenem z Aarhus University. Trafiłem do niezwykle prężnego zespołu badawczego, do którego co roku przyjeżdża wielu młodych naukowców z całego świata. Wymiana pomysłów i koncepcji badawczych jest tam niezwykle intensywna, a przy tym atmosfera pracy jest bardzo nieformalna. To wszystko tworzy znakomite warunki do prowadzenia badań i pracy twórczej. Spędziłem tam trzy i pół roku, poszukując nowych strategii syntezy i nowych reakcji w syntezie asymetrycznej.

Czy aż tak długi staż finansowała Fundacja na rzecz Nauki Polskiej?
Nie. Finansowanie w ramach programu KOLUMB trwało przez półtora roku. Później płacił mi już mój duński pracodawca.

Mógł więc Pan zapewne zostać tam na stałe. Dlaczego zdecydował się Pan zrezygnować z pracy w świetnym zespole i wrócić do kraju?
Z jednej strony pomyślałem, że - zgodnie z radą prof. Jorgensena - warto zdobyte za granicą doświadczenia wykorzystać, by zmieniać na korzyść swoje środowisko i oblicze nauki w Polsce. Z drugiej strony, obawiałem się, że pozostając w Danii mogę popaść w letarg. Było mi tam dobrze, mogłem realizować własne pomysły, ale jednak byłoby to stanie w miejscu. Tymczasem w życiu liczą się trudne wyzwania. Dlatego, mimo ryzyka, warto je podejmować.
Dla wielu polskich naukowców życiowym wyzwaniem okazywał się wyjazd za granicę. Dla Pana - powrót do kraju. To może dziwić...
Akurat wtedy Narodowe Centrum Badań i Rozwoju stworzyło program LIDER, skierowany do młodych naukowców, mający umożliwić im tworzenie własnych zespołów badawczych i prowadzenie niezależnych badań naukowych. W ramach tego programu finansowane mogły być tylko te badania, które mają potencjał aplikacyjny czyli dają szanse wykorzystania ich wyników w przemyśle. Wiedząc, że interesujące mnie badania, dotyczące katalizy asymetrycznej mają taki potencjał, wystartowałem w tym konkursie i udało mi się uzyskać finansowanie zgłoszonego projektu. Dzięki temu, zaraz po powrocie z Danii, w lutym ubiegłego roku stworzyłem w Instytucie Chemii Organicznej PŁ zespół, w którego skład wchodzą młodzi naukowcy - oprócz mnie, dwaj doktorzy, trzy doktorantki, a także studenci magistranci i inżynierowie.

Stworzenie takiego zespołu po tak długim pobycie poza krajem zapewne nie było łatwe...
Bardzo pomógł mi prof. Henryk Krawczyk, a także profesorowie Zbigniew Kamiński, dyrektor Instytutu Chemii Organicznej i Stefan Jankowski, dziekan Wydziału Chemicznego. Na badania prowadzone w tym zespole otrzymałem też finansowanie z programu HOMING PLUS Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, skierowane do osób powracających z zagranicy po stażu podoktorskim. Pieniądze z obu zdobytych grantów umożliwił mi takie wyposażenie laboratoriów, że razem z aparaturą już wcześniej znajdującą na wydziale, mamy narzędzia umożliwiające badania na najwyższym światowym poziomie.

Jak Pan ocenia istniejące w Polsce możliwości rozwoju młodych naukowców? Najniższe stypendium doktoranckie wynosi 1.347 zł. Niektórzy doktoranci twierdzą, że bez dodatkowej pracy zarobkowej nie mogliby utrzymać siebie, a tym bardziej rodzinę...
Podstawowym sposobem poprawy sytuacji finansowej młodego naukowca są granty badawcze. Może to być źródło dodatkowych funduszy na utrzymanie się doktorantów. Realizując grant, można jednocześnie zarabiać na życie i prowadzić badania, które zostaną wykorzystane w pracy doktorskiej.

Jak można "załapać się" na taki grant?
Są dwie drogi. Z jednej strony można być wykonawcą grantu swojego promotora. Ja taką właśnie drogę przebyłem. Przygotowując swój doktorat, uczestniczyłem w realizacji grantu badawczego, którym kierował prof. Krawczyk. Druga droga to uzyskanie grantu dla siebie. Są teraz granty Narodowego Centrum Nauki skierowane wyłącznie do osób rozpoczynających karierę naukową. Doktorant, jeśli tylko ma pomysł, może napisać własny projekt i wystąpić o finansowanie. Promotorzy zwykle pomagają. Jeśli zgłoszony projekt zostanie zakwalifikowany do finansowania, wtedy młody naukowiec ma pieniądze zarówno na badania, jak i na podratowanie własnego budżetu. Również Fundacja na rzecz Nauki Polskiej miała w ostatnich latach programy dedykowane doktorantom.

Zatem nawet początkujący naukowiec ma szanse na godziwy zarobek?
Tak. Możliwości są spore. Trzeba tylko zainteresować się, a następnie stanąć do konkursu i zawalczyć. Duża jest tu rola promotorów, którzy powinni młode, obiecujące osoby wesprzeć na samym początku kariery. To pomoże im wcześnie uzyskać znaczący dorobek naukowy i skutecznie konkurować o kolejne granty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki