Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Czechowska z Kielc byłaby już dorosła. Gdzie jest ten, kto ją udusił? Mija 15 lat od jednej z najgłośniejszych spraw kryminalnych

Michał Nosal
Michał Nosal
Wideo
od 16 lat
Ta sprawa nie daje nam spokoju – przyznają policjanci 15 lat po tym, jak z ulicy w Kielcach zniknęła 11-letnia Magda. Dziewczynka żyła jeszcze kilkanaście dni. W tym czasie trwały głośne na całą Polskę poszukiwania. Skończyły się odnalezieniem ciała. Ten kto zamordował, do tej pory jest bezkarny. Czy po 15 latach może dojść do przełomu w śledztwie?

To był lipiec 2007 roku. Magda z Czarnowa miała 11 lat, ale wyglądała na kilka lat starszą. Przy 160 centymetrach wzrostu ważyła 48 kilogramów. Miała niebieskie oczy, blond włosy do ramion. Uczyła się w Zespole Szkół Ogólnokształcących numer 26 przy ulicy Dygasińskiego.

- Chociaż fizycznie jest rozwinięta, ma jeszcze dziecięcą psychikę. Nie ogląda się za chłopakami, nie sięga po używki. Nigdy nie obracała się w złym towarzystwie. Mam trójkę dzieci. Ona jest najstarsza i jest moją podporą. Czasem sama jeździła z Czarnowa po zakupy do Tesco (tak mówiliśmy wtedy o obecnej galerii Echo – przyp. red). Nie musi płacić za bilet, bo choruje na astmę i ma specjalną legitymację - opowiadała o dziewczynce jej mama, pani Edyta.

Co było dalej?
W południe we wtorek 3 lipca Magda i jej 15-letnia ciocia pojechały autobusem do stadniny na obrzeża miasta. Mama Magdy nie bardzo chciała się na to zgodzić, ostatecznie przekonał ją argument, że Magda ma za dwa dni jechać nad morze i dziewczyny długo nie będą się widziały. Po godzinie 19 pani Edyta zadzwoniła do swej mamy, która zna właściciela stadniny. Ta uspokajała, że dziewczyny dzwoniły i zapowiadały, że będą około 22. Wieczorem właściciel koni podwiózł je na róg ulic Sienkiewicza i Hipotecznej. Stamtąd poszły pieszo. Kiedy minęła 22, a Magdy nadal nie było w domu, pani Edyta zadzwoniła do siostry.

- Mówiła, że wróciły już dawno. Najpierw twierdziła, że z jeszcze jedną koleżanką odprowadziły Magdę do domu na ulicę Jagiellońską. Potem, że to ta koleżanka przeprowadziła moją córkę przez tunel. Wreszcie przyznała, że rozstały się na ulicy Sienkiewicza, nieopodal zejścia do tunelu - relacjonowała pani Edyta.

Kobieta wraz z sąsiadami zaczęła poszukiwania na Czarnowie, a dokładnie o godzinie 23.40 zaalarmowała policjantów. Ci sięgnęli do zapisu z kamer monitoringu w tunelu pod dworcem. Zobaczyli to, czego fragmenty cała Polska oglądała potem w mediach zadając sobie pytanie „co było dalej?”

Poszukiwania, jakich jeszcze nie było
Na nagraniu z godziny 20.40 widać, jak Magda idzie tunelem w kierunku ulicy Mielczarskiego. Jest ubrana w proste dżinsy, czarne sportowe buty, różową koszulkę z krótkim rękawem i jasnymi serduszkami na przodzie. Przed dziewczynką szły dwie kobiety z małym dzieckiem, za nią kobieta w kwiecistej spódnicy i mężczyzna w jasnej kraciastej koszuli z saszetką w ręce.

Zaczęły się poszukiwania, jakich – śmiało można to powiedzieć – nie było jeszcze w naszym województwie i nie powtórzyły się od tamtej pory. Policjanci przeczesywali okolice dworca i teren między ulicami Mielczarskiego a Jagiellońską. Zaglądali do pustostanów, pukali do domów, wypytywali kierowców busów z pobliskiego dworca. Pracownicy wodociągów wypompowali wodę z sadzawki, zaglądali do studzienek, by wykluczyć wypadek.

Nagrody i setki telefonów
Trzy dni po zaginięciu Magdy ówczesny komendant wojewódzki policji Wojciech Olbryś zadeklarował pięć tysięcy złotych nagrody za pomoc w odnalezieniu dziecka. 30 tysięcy złotych dołożył prezydent Kielc Wojciech Lubawski.

- Rozpatrujemy różne hipotezy. Od najczarniejszych scenariuszy, takich, że ktoś uprowadził dziecko i je przetrzymuje, po te najlepsze - że Magda gdzieś uciekła, a teraz boi się wracać do domu – mówił „Echu Dnia” Wojciech Olbryś.

Informacje o nagrodach pojawiły się w ogólnopolskich mediach i rozdzwoniły się telefony. Policjanci odbierali ich nawet 30 dziennie. Ktoś był przekonany, że widział Magdę na Helu, ktoś inny na stacji paliw pod Tarnowem, w autobusie w Warszawie, albo tramwaju w Łodzi.

Zdecydowali się nie mówić
Po kilku dniach od zaginięcia policjanci przyznali, że dotarli do świadka wieczornych wydarzeń. Twierdzili, że nie powiedział niczego, co dałoby przełom w sprawie. Ale to nie była prawda. Dopiero po blisko roku ujawnili, że świadek widział, jak Magda po wyjściu z tunelu na ulicę Mielczarskiego podeszła do dwóch mężczyzn stojących przy ciemnym vanie i rozmawiała z nimi. Auto to mógł być opel zafira albo citroen xsara picasso. Poszukiwania wyszły poza teren miasta. Pojawiły się informacje, że policjanci sprawdzają ośrodki wypoczynkowe. Byli między innymi w Sielpi i Chańczy. Mama Magdy – zaznaczając, że zwykle nie wierzy w takie rzeczy – odwiedziła dwie wróżki. Obie nie wzięły pieniędzy, obie mówiły, że dziewczynka żyje. Późniejsze ustalenia policjantów potwierdziły, że tak było.

Noc z jasnowidzem
Pani Edyta pojechała do słynnego jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Też nie chciał pieniędzy. Kobieta wróciła z naszkicowaną mapką. Na jej podstawie w dziewięć dni po zaginięciu dziewczynki policjanci przeszukiwali zarośla przy ścieżce biegnącej wzdłuż torów, na tyłach zakładów przy ulicy Okrzei i w sąsiedztwie tartaku na wysokości Herbów.

Krzysztof Jackowski przyjechał do Kielc. Porozglądał się po okolicy, gdzie ostatni raz widziano Magdę, pojechał do jej domu, a nocą wiele godzin rozmawiał z panią Edytą w komisariacie przy Śniadeckich.

- Jasnowidz to podnosił głos, to mnie przepraszał. Najpierw sugerował, że to ja zrobiłam krzywdę córce, potem zaś, że ze strachu chronię kogoś, kto to zrobił - opowiadała później pani Edyta. Rozważała nawet złożenie skargi na to, co ją spotkało w siedzibie policji.

24 lipca na prośbę mamy Magdy do Kielc przyjechał Krzysztof Rutkowski. Podczas zwołanej konferencji krytykował policjantów i oferował 50 tysięcy złotych nagrody. Potem wyjechał.

Pies znalazł ciało dziecka
W Kielcach zaginięcie 11-latki i jej poszukiwania były tematem numer jeden. Szybko pojawiły się plotki o rzekomym odnalezieniu ciała dziewczynki gdzieś na terenie miasta. 26 lipca Magdę odnaleziono naprawdę. Przypadek chciał, że w okolicach Życin w gminie Raków wypoczywał mieszkaniec Małopolski mający psa myśliwskiego – wyżła weimarskiego. Podczas spaceru, na nieużytkach między polami, po prawej stronie trasy Raków - Szydłów, na wysokości drogi prowadzącej do tamy i hotelu, pies znalazł płytki grób naruszony przez zwierzęta. Pod 30-centymetrową warstwą ziemi i suchym jałowcem znajdowało się nagie ciało dziewczynki. Ktoś wyjął nawet kolczyki z jej uszu. Zwłoki były ukryte półtora kilometra od asfaltowej drogi. Właściciel psa zadeklarował na łamach „Echa Dnia”, że nie chce nagrody.

Policjanci pojawili się u pani Edyty i wzięli próbkę śliny do badań DNA. Trzy dni później była już pewność, że odnalezione dziecko to Magda. Jednocześnie w gminie Raków trwały przesłuchania właścicieli okolicznych pól. Policjanci dowiedzieli się - ale nie od razu przekazali to mediom – że gdy trwały poszukiwania dziewczynki, ktoś widział srebrnego vana zaparkowanego w okolicy. Może tego samego, który stał w krytyczny wieczór na Mielczarskiego.

„Módlmy się o surową karę”
Pogrzeb Magdy odbył się 4 sierpnia 2007 roku. W kościele na Baranówku zebrała się nie tylko rodzina dziewczynki, jej sąsiedzi, nauczyciele i szkolny poczet sztandarowy. Było też mnóstwo obcych. Ludzi, którzy tygodniami śledzili informacje o poszukiwaniach dziecka, a potem z bólem przyjęli wiadomość o śmierci. Na cmentarzu nowym zabrało się około 300 osób.

- Módlmy się o surową karę dla tego, kto skrzywdził Magdę i oto, żeby sumienie do końca życia nie pozwoliło mu zapomnieć o tym, co zrobił - mówił do zebranych wokół białej trumny ksiądz Sławomir Grabiec.

Kilka dni później przez Kielce przeszedł marsz milczenia. Na plakatach napisano, że jest poświęcony „bestialsko zamordowanej" Magdzie. Prowadzony przez bliskich dziewczynki ruszył z Placu Wolności o godzinie 20.40 czyli tej, gdy 11-latkę po raz ostatni widziano żywą. Zakończył w przejściu podziemnym.

Tło seksualne
Biegli określili, że Magda zmarła między 16 a 19 lipca. Żyła więc jeszcze przez około dwa tygodnie po tym, jak zaginęła. Specjaliści tłumaczyli, że została uduszona. Morderca zasłonił jej twarz dłonią, a może poduszką albo kołdrą i nie pozwolił złapać oddechu. Biegli wykluczyli, by dziecku podano truciznę lub narkotyk. W ciele znaleziono alkohol, mogło to jednak wynikać z procesów fizjologicznych, jakie zaszły po śmierci. Udało się ustalić, że przed śmiercią Magda jadła fasolkę. To było jedno z jej ulubionych dań.

Krótko po tym, jak szef Prokuratury Rejonowej Kielce-Zachód przyznał, że „Istnieje poważna hipoteza, że do przestępstwa mogło dojść na tle seksualnym” śledztwo przejęła jednostka wyższego szczebla: Prokuratura Okręgowa w Kielcach. Śledczy zadeklarowali wtedy, że o sprawie będzie ciszej i dementowali, by łódzkiemu laboratorium, gdzie identyfikowano zwłoki, udało się także przygotować na podstawie zabranych materiałów profil DNA zabójcy.

Blisko rok po zaginięciu dziewczynki sprawą zajmował się magazyn kryminalny „997" Michała Fajbusiewicza. To tu po raz pierwszy pojawiła się informacja, że na Mielczarskiego stał van przy którym stali jeden lub dwaj mężczyźni, którzy wyglądali, jakby na kogoś czekali. Informację na stronie internetowej programu „997” zatytułowano „Magda Czechowska z Kielc - 11-letnia ofiara pedofila".

Fajbusiewicz tłumaczył, że takie sformułowanie jest jedynie hipotezą. Ale w pierwszą rocznicę śmierci dziewczynki jej mama mówiła: - Może być też tak, że ten ktoś popełni jakieś inne przestępstwo i wtedy policjanci dopasują znalezione ślady DNA.

Trafili na ścianę
Śledztwo w sprawie zabójstwa Magdy było kilkakrotnie przedłużane. Przesłuchano setki ludzi (niektórych nawet czterokrotnie), sprawdzono kilkadziesiąt możliwych wersji wydarzeń. Ostatecznie po 16 miesiącach, w listopadzie 2008 roku zostało umorzone. „Brak jest dalszych możliwości dowodowych zmierzających do wykrycia sprawcy" – zapisano w postanowieniu. Pojawiło się jednak także zdanie, że „dalej będą prowadzone czynności operacyjne" mogące prowadzić do ponownego podjęcia śledztwa. Pani Edyta złożyła skargę na decyzję prokuratury, ale sąd nie dopatrzył się nieprawidłowości.

- To sprawa, która z racji na swój charakter i na wysiłek, jaki włożyli w nią policjanci i prokurator, nigdy nie zakurzy się na półce. Wszyscy chcielibyśmy powiedzieć, że została rozwiązana. Na razie niestety trafiliśmy na ścianę – mówił prokurator Sławomir Mielniczuk, ówczesny rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

I choć w niedzielę 3 lipca 2022 mija 15 lat, tej ściany wciąż nie udało się przebić. Ten, kto skrzywdził Magdę, nadal nie został odnaleziony i ukarany.

Liczą na przełom
W czerwcu tego roku zwróciliśmy się do prokuratury o zgodę na wgląd do akt umorzonego śledztwa, ale nie dostaliśmy jej „z uwagi na konieczność zabezpieczenia prawidłowego dalszego toku postępowania przygotowawczego”.

- Ta sprawa nie daje nam spokoju. To, że została formalnie zamknięta nie oznacza, że nad nią nie pracujemy – przyznawał kilka dni temu nadkomisarz Kamil Tokarski, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach i dodawał: - Policjanci ze świętokrzyskiego Archiwum X dalej robią wszystko, aby ją wyjaśnić i dotrzeć do prawdy. Nie wchodząc w szczegóły, nasze możliwości badawcze są coraz lepsze. Technika i sprzęt dają nam nowe możliwości. Analizie poddawane są ślady, które już wcześniej były badane. Dzięki temu, możemy na nie spojrzeć w innym świetle i wyciągać nowe wnioski. Niejednokrotnie już okazywało się, że policjanci rozwiązywali sprawy sprzed wielu lat. Liczę, że i w tym przypadku nastąpi przełom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki