Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Wierzchowski reżyser „Idiotów” w Teatrze Jaracza w Łodzi. Nasze rozmowy: Oddać miastu to, co od niego dostaliśmy

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Z Marcinem Wierzchowskim, reżyserem premiery „Idiotów” w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi, która odbędzie się w sobotę 23 lutego, rozmawia Dariusz Pawłowski.

Dlaczego „Idioci”? Kim są idioci? Czy każdy może być idiotą?

Moim zdaniem intuicja Larsa von Triera, twórcy pamiętnego filmu, by wyciągnąć z siebie idiotę, jest wspaniała. Jednak musieliśmy odbić się od jego wizji i zastanowić, po co dzisiaj to robić. Zależało mi, by znaleźć rację istnienia dla takiej grupy tutaj, w Łodzi, gdzie mamy przecież bardzo często do czynienia z nader trudnymi, odważnymi sposobami życia. I pomyśleliśmy sobie, że pomimo zmian, które się w Łodzi dokonują, jest to miasto w wiecznym remoncie i niespełnieniu. Że zawsze jest tu coś nie tak - powstał na przykład europejski dworzec kolejowy, ale obecnie jest ślepy i głuchy. I może chodzi o to, że jest w tym mieście energia, która nie została rozwiązana, przerobiona. Że od początku jego istnienia wydarzyło się tu tak dużo, było tyle nadziei, ale i tyle krzywdy, że przerodziło się to teraz w tak mocne poczucie braku. W łodzianach dostrzegam mieszankę przyjemności z bycia łodzianinem, ale i wstydu. To wszystko sprowadziło się do tego, że hasłem naszej grupy stały się słowa: przytulić Łódź.

Łódź daje się przytulić?

Okazało się, że niezwykle tego potrzebuje. Nasza grupa wyruszyła w miasto. Oczywiście, suma ludzkich małości i samotności działa przeciwko grupie, ale ten podstawowy impuls jest konstruktywny, a nie destruktywny. Nasze doświadczenie ostatecznie jest takie, że więcej dostaliśmy od Łodzi, niż byliśmy w stanie jej dać. Ludzie, którzy spotkali naszych „idiotów” okazywali tak nieprawdopodobną empatię i dobro, że wracaliśmy do teatru w olbrzymim wzruszeniu i przyjemnym poczuciu, że w dobrych intencjach robimy test na mieście, a ono zdaje ten test lepiej, niż moglibyśmy sobie wyobrazić.

A czy to oznacza również, że podczas przedstawienia liczycie na intensywniejszą niż to zwykle bywa reakcję publiczności?

Zapraszamy publiczność bardzo blisko do siebie i spektakl będzie się rozgrywał w kilku teatralnych przestrzeniach, lecz nie chcemy przekraczać pewnej granicy intymności, wciągać widzów w akcję metodami performatywnymi. Wolałbym, by widz czuł się podmiotowo, był uczestnikiem, ale zachował bezpieczeństwo. Nie chcę prowadzić do pojedynków między widzem a aktorem.

Obudź idiotę w sobie. Nowa premiera Teatru im. S. Jaracza w ...

Ciekawym doświadczeniem może być czy i na ile publiczność teatru różni się od spotykanych na ulicach mieszkańców miasta...

To rzeczywiście bardzo ciekawe pytanie. Zauważyłem, że Teatr Jaracza ma świadomą publiczność, która wie, na co przychodzi. Przyjmuje przy tym różne postawy wobec tego, co ją czeka. Ja z jednej strony nie chciałbym, żeby na nasze przedstawienie wkraczano jak do świątyni sztuki, a z drugiej, by nie było to oczekiwanie: proszę mi tu grać i mnie zająć. Aktorzy wykonali olbrzymią pracę, żeby ich postaci się urodziły, szukaliśmy długo prawdy o nich. Jeżeli uda nam się ją przenieść na scenę, to mam nadzieję, że uda się też zedrzeć trochę zbroi z widzów.

Styl pracy, który proponujesz, jest szczególny. By go uruchomić, trzeba było zedrzeć też trochę zbroi z aktorów?

Nie musiałem tego robić. To rzeczywiście specyficzna stylistyka, o której mógłbym mówić godzinami, ale nie lubię, bo zależy mi, aby ważniejsze było przedstawienie, niż to, jak ono powstawało. Myślę, że dużo sobie nawzajem daliśmy. Moim zdaniem w tej technice - improwizacyjnej, głęboko wchodzącej w postać, ale jednocześnie nieco tajemniczej, bo aktorzy nie wiedzą, w którą stronę postać pójdzie, na każdej próbie dowiadują się czegoś nowego, jest coś z dziecięcej zabawy, rodzącego się marzenia o aktorstwie. Jestem przekonany, że odnajdywanie dziecka w sobie jest działaniem pięknym i otwierającym. Co, rzecz jasna nie oznacza, że nie dochodzimy do momentu, kiedy trzeba dorosnąć, zamknąć scenariusz i przedstawić widzom gotowy spektakl.

Z jakim odczuciem chciałbyś pozostawić nas, widzów, po zakończeniu przedstawienia?

To najtrudniejsze pytanie, bo natychmiast przychodzą mi do głowy liczne odpowiedzi, jednak przy każdej pojawia się pomarańczowa lampka ostrzegająca, żeby nie wyjaśniać, co autor chciał powiedzieć. Na pewno jednak bardzo chciałbym, żebyśmy wyszli z tego przedstawienia uważniejsi na siebie, ale i na to, co nas otacza. Mocno bierzemy tu pod lupę postaci, o których opowiadamy, każda ma swój odcinek tego serialu. We wszystkich jest ogromne pragnienie bliskości, ale odbijają się od swoich ścian. I byłoby czymś niesamowitym, gdybyśmy wychodząc ze spektaklu sięgnęli po telefon i zadzwonili do kogoś nam bliskiego, a z kim dawno nie rozmawialiśmy, z kim nasze drogi się rozeszły. I powiedzieli, że to, iż jesteśmy, jest ważniejsze od wszystkiego, co mogłoby nas podzielić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki