Z największą histerią kibiców spotkałem się na Old Trafford po meczu eliminacji Ligi Mistrzów z... ŁKS. Tak, tak, kiedyś Manchester United gościł ŁKS, a trener Bobby Charlton szedł na piwo z trenerem Markiem Dziubą. Nawet uzyskaliśmy tam honorowy wynik, a mecz życia rozegrał obecny trener dziewcząt w Zgierzu Grzegorz Krysiak.
Ale wracajmy do kibiców. Otóż przed wyjściem z szatni piłkarzy Manchesteru zgromadził się po meczu tłum szalejących kibiców. Pisk, krzyk, jak na koncercie Beatlesów. Oczywiste, że nikt nie zapanuje nad takim żywiołem, więc w Manchesterze opracowali system, który pozwolił piłkarzom ujść z życiem i uniknąć konfrontacji. Otóż David Beckham, Andy Cole i inni na chwilę wystawiali tylko głowę przez drzwi prowadzące do szatni, co powodowało wzrost kibicowskich decybeli, ale też było sygnałem dla ochroniarza. Dżentelmen z bronią ustaliwszy, jaki piłkarz się wychylił, szedł na parking po auto gwiazdy, podjeżdżał pod samo wejście i piłkarz Manchesteru mógł spokojnie odjechać do domu!
Polscy siatkarze może nie muszą tak się kryć w swoich samochodach, ale nie mają łatwego życia. Doszło do tego, że skradziono na pamiątkę tablice rejestracyjne z autokaru naszej siatkarskiej kadry. Dziwię się, że nikt nie ukradł całego autokaru. Ze wszystkimi siatkarzami. Mieć w domu na pamiątkę Mariusza Wlazłego - bezcenne.
Jedni kibice uwielbiają, inni nienawidzą. Fani Widzewa nie kochają Włodzimierza Tylaka, bo kojarzą go bardziej z ŁKS. I odwrotnie z dystansem do Andrzeja Kretka, byłego bramkarza Widzewa, podchodzą ortodoksyjni kibice ŁKS. A przecież robota trenera jest jak każda inna. Gdzie człowieka rzucą, tam próbuje zarobić na kawałek chleba.
Andrzej Kretek dostał już w swojej karierze trenerskiej po pupie, więc kibice mogliby go oszczędzić. Pamiętam, jak prowadził Widzew i przegrał mecz Pucharu Polski z Flotą w Świnoujściu. Był po ostatnim gwizdku sędziego blady jak ściana. Tym bardziej, że mecz z trybun oglądał wszechmogący Andrzej Grajewski.
Łódzko-hanowerski biznesmen mógł jednak nie do końca dokładnie oglądać mecz, bo wdał się w działania z... kibicami. Otóż w pewnym momencie fani Widzewa odebrali siłą flagę kibicom Floty i zabrali do swojego sektora. Andrzej Grajewski zareagował natychmiast. Odważnie podszedł do sektora łódzkich kibiców, kazał oddać flagę i teraz on wszedł w jej posiadanie. Dumnie przeszedł wszerz boiska, by oddać flagę gospodarzom. Tak zrobił i czekał na brawa! Tymczasem kibice ze Świnoujścia wzięli flagę i wszerz boiska podążając oddali ją widzewiakom - stracona flaga nie może wrócić, bo to nie jest honorowe.
Bez kibiców sport byłby nic nie wart...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?