Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Damięcki: W aucie czuję wielką moc [WYWIAD]

Redakcja
Mateusz Damięcki
Mateusz Damięcki Fot. archiwum prywatne
Mateusz Damięcki, znany aktor z wielopokoleniowej rodziny związanej z teatrem i filmem opowiada o swojej życiowej fascynacji. Rozmawia Rafał Stanowski.
Tęsknisz za wyprawą terenówkami na Syberię?
Oj, tak - w czasie takiej eskapady, jak ta na Syberię, ładuję życiowe baterie. Choć nie ma to wiele wspólnego z wypoczynkiem, bo trudnych sytuacji nie brakowało. Ale potem łatwiej pokonuje się codzienne problemy.

Czyli nie wspominasz tego jako piekielnego pomysłu? Przejechaliście całą Rosję, poznając jej fatalne drogi.
Byłem wyczerpany fizycznie, ale mentalnie nigdy nie czułem się bardziej wypoczęty. Wróciłem jakby z innego świata, który nie ma nic wspólnego z codzienną rutyną. Jest za czym tęsknić.

W czasie takiej wyprawy samochodowej można się znienawidzić. Jak sobie z tym radziłeś jako osoba publiczna? Musiałeś powściągnąć swoje ego?
Na Syberii nie jestem osobą znaną i rozpoznawalną, choć zagrałem w kilku rosyjskich filmach; w Moskwie nawet mnie rozpoznawano na ulicy (uśmiech). Taką wyprawę planuje się miesiącami, nie ma przypadku. Trzeba wiedzieć, po co się jedzie, jak się jedzie, bo potem, już po starcie, zaczyna się improwizacja. Jechałem na szczęście ze znajomymi, w samochodzie obok mnie podróżował mój najlepszy przyjaciel Paweł. Wiedziałem, kiedy mogę z nim gadać albo kiedy trzeba milczeć.

Częściej rozmawialiście czy milczeliście?

Na początku jest emfaza, adrenalina, wszystko jest podniecające, nawet przegląd techniczny samochodu. Tak jest pierwszego dnia, drugiego, a dziesiątego to staje się rutyną. Znika to pierwsze zauroczenie. Z rozmową jest podobnie. Na początku wiele się mówi, a potem raczej się milczy. Trzeba mieć dużo tolerancji, bo każdy ma swoje przyzwyczajenia.

Można się znienawidzić?

Jechaliśmy razem przez sześćdziesiąt trzy dni. Jeśli każdy ma swoją funkcję i ją wypełnia, można pokonać problemy. Na szczęście z Pawłem znamy się od dziecka, więc nie było problemu.

Nie bałeś się, że samochód rozkraczy się w środku pustkowia?
Nie ma niezawodnych maszyn, niezawodni mogą być tylko ludzie, choć też nie jest to reguła. Pojechaliśmy trzema mercedesami klasy G, w tym jednym moim - rok produkcji 1982. Wyjechaliśmy trzema samochodami, wróciliśmy trzema. To, co działo się na trasie, to wypadkowa losu, szczęścia lub jego braku, warunków atmosferycznych. Najważniejsze, by podczas takiej wyprawy był człowiek, który wie, co należy zrobić, gdy coś się zepsuje. Nasz mechanik Grzegorz Gos miał genialną i zarazem uroczą filozofię. Uważał, że samochód ma ograniczoną liczbę części. Jeżeli nie jedzie, to trzeba coś naprawić. Jeśli nie ma się części na wymianę, można ją dorobić.

Gdzie, jak?
Grzegorz wymieniał uszczelkę pod głowicą pod gołym niebem w Jakucku. A ponieważ nie zabraliśmy specjalnego klucza, wykonał go sam u miejscowego tokarza. Dobrze, że znałem na tyle rosyjski, że mogliśmy się z nim dogadać. Z tego, co wiem, samochody, którymi podróżowaliśmy, po powrocie nie musiały przechodzić remontu. A dwie uszczelki pod głowicą, które wymieniliśmy po drodze, ciągle tkwią w tych mercedesach.

Rozumiem, że po takiej wyprawie człowiek może się zaprzyjaźnić również z samochodem?

Gdy widzę ten model auta na ulicach Warszawy, czuję mrowienie w brzuchu i mam znowu ochotę się wyrwać z miasta.

Masz dalsze plany tego typu?
Zostałem zaproszony przez Romualda Koperskiego, by przejechać ciężarówkami Cieśninę Beringa.

Jak to - przejechać?
Tak - po lodzie. Z tego co mówi mi Romuald, a on jest weteranem takich wypraw, jest to możliwe. Wraz z Grzegorzem Gosem marzy nam się też podróż żukami dookoła świata. Myślimy jednak, by je usprawnić i zamontować podwozie z radzieckiego uaza. Można to bez problemu zrobić, gdyż konstrukcja jest podobna. Samochód stanie się dzięki temu znacznie bardziej terenowy. Zapowiada się szalone przedsięwzięcie, właśnie zbieramy środki i pieniądze.

Czym dla Ciebie jest samochód?
Dla niektórych to tylko narzędzie, by przemieszczać się z punktu a do punktu b. Kiedy ja wsiadam do mojej 123, otwieram przednie i tylne szyby, czuję przypływ wielkiej mocy. Wiem, że kiedy ludzie patrzą, nie myślą - "To jest ten, który grał w " albo "Przedwiośniu". Patrzą nie na mnie, tylko na samochód. A ja mam z tego powodu gigantyczną satysfakcję.



WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE "CZY JESTEŚ PRAWDZIWYM KRAKUSEM?"



"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Mateusz Damięcki: W aucie czuję wielką moc [WYWIAD] - Gazeta Krakowska

Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki