Ze środowego komunikatu OKE wynika, że, uwzględniając już poprawki, ostatnią maturę zaliczyło 81 proc. absolwentów 2020 z woj. łódzkiego (czyli z drugiej – wrześniowej – szansy skorzystał niemal co drugi zdający). To dalej kiepski wynik. Dla porównania: w 2019 r. po poprawkach z uzyskania matury cieszyło się 87,8 proc. tamtego rocznika (przed nimi – 79,8 proc.).
„Przedpoprawkowa” zdawalność absolwentów 2020 (przypomnijmy: na poziomie 72,5 proc.) to najgorszy wynik w naszym regionie w historii tzw. nowych matur (przeprowadzanych od 2005 r.), poza wyjątkowo feralnym rocznikiem 2014 r. – 71 proc.
Ale przed sześciu laty ówczesną zdawalność, dzięki poprawce, udało się podnieść do 82 proc. Zatem tegoroczne 81 proc. – po uwzględnieniu drugiego terminu – jest całościowo nawet gorszym wynikiem od tego z 2014.
Teraz szczęśliwi poprawkowicze mogą zapisywać się jako kandydaci na studia. Największe uczelnie w Łodzi wciąż prowadzą rekrutacje, choć na miejsca na najbardziej obleganych kierunkach nie ma już co liczyć. Dla przykładu Uniwersytet Łódzki zaprasza jeszcze do naboru na m.in. chemię, ekonometrię i analitykę danych, filologię germańską, archeologię, historię, wojskoznawstwo oraz fizykę. W czwartek (1 października) kończy się "dogrywka" naboru w Politechnice Łódzkiej. PŁ informuje, iż na kandydatów czeka 777 miejsc na 28 kierunkach na studiach stacjonarnych. Do wyboru m.in. biotechnologia, energetyka, mechanika i budowa maszyn transport czy inżynieria środowiska. Jednak w przypadku kierunków bardziej ścisłych po każdej poprawce pojawia się pewna wątpliwość: czy to najlepszy wybór dla kogoś, kto "podstawę z matmy" na maturze zaliczył dopiero za drugim razem.