Nie dalej jak pięć dni temu pisałem, że coś się w mieście święci, gdzieś ktoś przy wódce o referendum rozmawia. Inicjatywa miała być poważna i nazwiska znaczące, bo ważne było, by zaproponować konkret i alternatywę, nie kompromitując przy okazji siebie i samej idei referendum. Raz już ta idea została ośmieszona - tyleż wskutek zgrabnego (choć mało etycznego) ruchu prezydent Zdanowskiej, co i wskutek śmieszności samych organizatorów.
W czwartek na horyzoncie pojawił się Zbigniew Maurer. Wejście miał takie, że środowiska poważnie myślące o referendum spokojnie mogą go uznać za piątą kolumnę, a swoje ewentualne zamiary nieco zrewidować. Im więcej tego pokroju prób, tym bardziej na usta będzie się cisnąć słowo "hucpa".
Faktem jest, że w mieście drastycznie rosną stawki opłat za wieczyste użytkowanie i nikt nie kwestionuje tego, że Maurerowi mogło skoczyć o 420 procent. Ale żeby tak z prywatną krzywdą wyjeżdżać? To się nigdy nie podoba, to zawsze łatwo skontrować. Wystarczy wspomnieć, jak stopniało poważanie autorów poprzedniej kampanii referendalnej, gdy na jaw zaczęły wychodzić osobiste zatargi części z nich z rządzącą Platformą.
W piątek komisarz wyborczy odrzucił wniosek Maurera ze względów formalnych. Ten się nie zraził i zapowiedział, że jeszcze tu wróci.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?