Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MEN zapowiada likwidację "godzin karcianych". Znikną dodatkowe zajęcia w szkołach?

Maciej Kałach
Maciej Kałach
Według Karty nauczyciela, tzw. karcianki dyrektor może przeznaczać m.in. na prowadzenie zajęć wyrównawczych przez pedagogów w podległej mu szkole
Według Karty nauczyciela, tzw. karcianki dyrektor może przeznaczać m.in. na prowadzenie zajęć wyrównawczych przez pedagogów w podległej mu szkole Janusz Wojtowicz
MEN zapowiada likwidację tzw. godzin karcianych w Karcie nauczyciela. Obecnie dyrektorzy przeznaczają „karcianki” na dodatkowe zajęcia. Czy te lekcje znikną?

„Jedną z pierwszych decyzji minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej będzie likwidacja tzw. godzin karcianych” - taka zapowiedź znalazła się w komunikacie MEN po expose premier Beaty Szydło. Działających w oświacie związkowców zapowiedź raczej cieszy, dyrektorów szkół - martwi. Bo nie wiedzą, czy bez „karcianek” utrzymają wszystkie zajęcia pozalekcyjne w ofercie placówki i opiekę świetlicową.

Godziny karciane obowiązują od 2009 r. (zwane też „hallówkami” od Katarzyny Hall, ówczesnej minister z PO). Wtedy w Karcie nauczyciela pojawił się zapis, że w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy, oprócz 18 godzin zajęć lekcyjnych, nauczyciel powinien także spędzić z uczniami dwie kolejne - na zajęciach np. rozwijających ich zainteresowania lub wyrównujących szanse edukacyjne dzieci.

- „Karcianki” od początku wzbudzały kontrowersje, bo za zajęcia z uczniami nauczyciel powinien otrzymywać wynagrodzenie - przypomina Marek Ćwiek, prezes ZNP w okręgu łódzkim.

Tymczasem „hallówki” nie są traktowane przez MEN jak nadgodziny - ponad zapisane w przepisach 18 godzin.

- I przed pojawieniem się godzin karcianych wielu moich nauczycieli prowadziło mnóstwo zajęć sportowych i wyrównawczych z własnej inicjatywy, miałam także do dyspozycji nieistniejące już godziny „do dyspozycji dyrektora” - opowiada Agnieszka Błażejczyk, kierująca Szkołą Podstawową nr 34 w Łodzi. - Gdy „karcianki” weszły w życie, wywołało to niezadowolenie: głównie z powodu obowiązku biurokracji związanej z ich rozliczaniem. Z biegiem czasu szkoły przyzwyczaiły się do tej formy. Teraz sądzę, że mam narzędzia, aby zmotywować nauczycieli do dalszego prowadzenia zajęć pozalekcyjnych - np. dodatkami, zresztą wielu robi to z serca. Jednak może być problem z zapewnieniem np. opieki dla świetlicy w dniach jej największego „obłożenia”. I tu samorząd będzie musiał sam sfinansować dodatkowe godziny.

Małgorzata Tomaszewska, dyrektor SP nr 111 w Łodzi, zwraca uwagę, że spory problem pojawi się w szkołach integracyjnych - a taką właśnie prowadzi.

- W klasach integracyjnych w prowadzeniu lekcji pomagają nauczyciele wspierający. Samorząd nie zapewnia nam ich w takim wymiarze, o jakim marzymy, ale tu pomocne okazują się godziny karciane. Bez nich lekcji ze wspierającymi będzie mniej - mówi dyrektor Tomaszewska. Ponadto boi się, czy zwykłych godzin wystarczy np. na utrzymanie dotychczasowego wymiaru zajęć korekcyjnych i z logopedą.

W SP nr 111 tygodniowo odbywa się 112 godzin karcianych.

Czy samorząd weźmie na siebie finansowanie zajęć, odbywających się obecnie z „hallówek"?

- Mamy świadomość tego, jak ważne są te dodatkowe godziny zarówno dla uczniów, którzy muszą nadrabiać pewne zaległości, jak i dla tych, którzy rozwijają wtedy swoje pasje i zainteresowania. Jeśli wspomniany plan wejdzie w życie, nasze podejście nie ulegnie zmianie, jednak ostateczna liczba zajęć dodatkowych znana byłaby dopiero po analizie możliwości budżetowych oraz zapotrzebowania ze strony szkół na dany rok szkolny - informuje Jolanta Baranowska z biura prasowego Urzędu Miasta Łodzi.

Gdyby opłacał samorząd...

Spróbowaliśmy wyliczyć koszty finansowania obecnych „karcianek” przez samorządy - jeśli byłyby one wynagradzane nauczycielom jak nadgodziny. Stawka za jedną sięga ok. 45 zł brutto (w wypadku nauczyciela dyplomowanego, a takich jest w Polsce większość).
  • W takim razie w przypadku przeciętnej wielkości szkoły podstawowej (60 godzin karcianych w tygodniu - 240 w miesiącu) jej prowadzenie byłoby droższe o ok. 130 tys. zł rocznie brutto.
  • W Łodzi samorząd prowadzi 86 podstawówek, czyli ostateczny koszt operacji dla wszystkich tego rodzaju szkół wyniósłby ponad 11 mln zł rocznie (w rzeczywistości o kilkanaście-kilkadziesiąt procent mniej, bo wyliczenia opieramy o stawkę nauczyciela dyplomowanego, zarabiającego najwięcej, ale są też inni).
  • Kolejne miliony łódzki samorząd (i inne) musiałby przygotować na nadgodziny w gimnazjach (chyba że zostaną zlikwidowane, co postuluje także PiS), technikach oraz w zasadniczych szkołach zawodowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki