Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między regałami. Kupują dopalacze pod okiem strażników

Alicja Zboińska
Alicja Zboińska
Centrum miasta. Sklep z dopalaczami, o którym wiedzą wszyscy i z którym ponoć walczą wszyscy. Wszyscy, którzy mogą, ale wygląda na to, że niewiele mogą.

Zrozpaczeni mieszkańcy apelują do mediów, władz Łodzi. Chcą, by z okolicy zniknęła naćpana młodzież, która się awanturuje, choruje na środku ulicy lub po bramach. Chcą widzieć ludzi bez szklistego wzroku, spacerować między tymi, którzy wiedzą dokąd idą i po co idą, a nie zataczają się bez ładu i składu, mamrocząc coś pod nosem lub wydając inne straszliwe odgłosy.

Co pewien czas na portalu społecznościowym rozlega się dramatyczny apel: zróbcie coś z tym. Wreszcie w środowy wieczór pada zdecydowana deklaracja rzecznika prezydent Łodzi: będziemy tam stać całą dobę z policją i strażą miejską, wręczać mandaty za zalepione szyby. Rzecznik wierzy też, że policjanci będą legitymować „nieszczęsnych klientów”.

Przechodzę tam w czwartek rano w drodze do pracy. Niespodziewanie mogę więc powiedzieć rzecznikowi: sprawdzam. Nie tego się jednak spodziewam. Nie widzę mrugających świateł radiowozu policji, bo go tam po prostu nie ma. Nie widzę wywiadowców legitymujących klientów. Widzę za to mężczyznę w średnim wieku, który ze sklepu wychodzi z towarem i młodego chłopaka, który po ten towar do sklepu niemal wbiega. A temu wszystkiemu przyglądają się dwaj umundurowani strażnicy miejscy, których w pierwszej chwili nie zauważyłam. Może dlatego, że stoją po drugiej strony ulicy. Stoją, patrzą, a handel kwitnie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki