Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy Rozprzy pożegnali arcybiskupa Życińskiego

Karolina Wojna
W uroczystościach pogrzebowych arcybiskupa Józefa Życińskiego uczestniczyła spora grupa mieszkańców Rozprzy.

Choć od lat w Nowej Wsi nie ma już domu, w którym mieszkał, każdy mieszkaniec gminy Rozprza wie, że arcybiskup Józef Życiński był stąd. Dla niektórych sąsiad, dla innych kolega ze szkoły, dla wszystkich wybitny filozof i teolog, a przede wszystkim mądry i wyrozumiały pasterz. I jako duchowny znany z telewizji, i jako sąsiad odwiedzający grób rodziców na parafialnym cmentarzu, był zawsze serdeczny, uprzejmy, dla każdego z dobry słowem. 


Do Lublina w sobotę pojechały z Rozprzy dwa autokary pożegnać arcybiskupa. Jako duchownego, jako sąsiada, jako mieszkańca gminy.

- Dla mnie był jak brat - Maria Kwiatkowska z Rozprzy powoli dobiera słowa charakteryzujące zmarłego arcybiskupa. Znała go od lat, był w prawie jak członek rodziny.
Choć wpadał rzadko i zwykle bez zapowiedzi, znienacka, jadąc z lub do Częstochowy, to zawsze wchodził do domu z dobrym słowem, pozdrowieniem. 
U Kwiatkowskich bywał wtedy, gdy odwiedzał grób swoich rodziców. Pani Maria, która o ten grób od lat dba, jako pewną wymienia jedną datę odwiedzin - 14 sierpnia, gdy arcybiskup wracał z Jasnej Góry, gdzie wprowadzał co roku pieszą lubelską pielgrzymkę. 


- Zawsze się spieszył, wpadał tak na 20 minut, ale zawsze z dobrym słowem, zawsze życzliwy - wspomina. 
Opiekę nad grobem rodziców arcybiskupa i jego brata Wojciecha przejęła po swojej mamie.

- Nigdy nie wiedziałam, kiedy ktoś przyjedzie, ale grób zawsze był czysty, zadbany, zawsze się palił znicz - dodaje pani Ewa. Jak skromnie przyznaje, arcybiskup chwalił jej pracę. Dowodem są liczne słowa oraz książki z dedykacjami. Dziś stoją na półce, trochę jak relikwie. 
- Nie dorosłam - mówi o ich czytaniu i rozumieniu pani Ewa. - I do tego, żeby z Nim filozofować też...


Józef Życiński urodził się w Nowej Wsi, dokładnie 1 września 1948 roku. Wcześnie osierocony przez ojca, od dzieciństwa wyróżniał się na tle rówieśników. Świetny z fizyki, na tyle, żeby dawać w liceum korepetycje, był uważany za wszechstronnego ucznia i wrażliwego kolegę. 
Jan Baranowski, były dyrektor Szkoły Podstawowej w Nowej Wsi, przez 3 lata uczył młodego Życińskiego ojczystego języka i śpiewu.
- Był bardzo dobrym uczniem, jako dziecko był wprost ideałem - mówi i wymienia szereg zalet swojego ucznia. Był odpowiedzialny, chętny do pomocy innym, do tego twórczy i kreatywny, np. pisał skecze do szkolnych przedstawień, które już wtedy mówiły wiele o jego poczuciu humoru. Pięknie śpiewał. Dużo czytał. 

- To dobrze zapamiętałem. W bibliotece mieliśmy około półtora tysiąca książek i nie było nawet jednej, której by nie przeczytał - opowiada Jan Baranowski. - Czytał wszystko, pozycje dla licealistów - a był wtedy uczniem szkoły podstawowej. Jak już nie miał innych tytułów, czytał bajki dla dzieci. Wiem, że dojeżdżał też do Rozprzy, do biblioteki gminnej - wspomina z uśmiechem Baranowski.


Po ukończeniu szkoły były nauczyciel śledził pilnie drogę ucznia, tym bardziej, że Józef Życiński od początku się wyróżniał: inteligencją, talentami, erudycją, zachowaniem. - Ja go zapamiętam jako człowieka wyjątkowo życzliwego - dodaje.
Późniejszy arcybiskup lubelski od dzieciństwa wyróżniał się religijnością, która w jego domu była od zawsze.

Przez lata, niewielki domek wdowy i matki dwóch synów służył za salkę katechetyczną.

- Ten domek był na końcu wsi, chodziliśmy tam na religię - wspomina Marian Ciesielski. Młodszy 5 lat od arcybiskupa, był kolegą z ławki jego brata, Wojciecha. Józka pamięta jako wszechstronnego ucznia, wybitnego humanistę, spokojnego nastolatka. - Był piętro wyżej - mówi.


Po ukończeniu wiejskiej podstawówki Józef Życiński został uczniem I Liceum Ogólnokształcącego w Piotrkowie. Wyróżniał się i w Chrobrym. Pod koniec nauki nie ukrywał, że swoją drogę życiową już wybrał. W pamięci Mariana Ciesielskiego zachowało się zdziwienie otoczenia, gdy kolega, licealista, choć od zawsze pobożny powiedział, że musi zdać dobrze matematykę, bo chce iść do seminarium.

- To było wtedy niezbyt dobrze widziane - pamięta Ciesielski dodając, że Życiński miał z powodu tej otwartości pod górkę. Mimo to maturę zdał i dostał się do Wyższego Częstochowskiego Seminarium Duchownego w Krakowie.

Ukończył je i w 1972 roku przyjął święcenia kapłańskie. Potem w Krakowie uzyskał tytuł doktora teologii, a kolejny doktorat z filozofii zrobił w Warszawie. W 1980 r. habilitował się jednocześnie kierując Katedrą Logiki i Metodologii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. 
Dekadę później był już biskupem diecezji tarnowskiej, a w 1997 roku arcybiskupem metropolitą lubelskim.

Za każdy z tych tytułów mieszkańcy Rozprzy dziękowali razem z nim w swoim parafialnym kościele.
- Mówił o nim nasz kościółek. I że nasz kościółek jest piękny - wspomina Maria Kwiatkowska. 
Ten kościółek leżał arcybiskupowi Życińskiemu zawsze na sercu, a wyrazem tego przywiązania były nie tylko liczne wizyty, ale i dary i wota do świątyni pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny oraz Św. Wojciecha i Stanisława. Zawsze będąc w Rozprzy zaglądał tu na modlitwę, a z podróży, m.in. do Ziemi Świętej, przywoził np. naczynia liturgiczne. Rodzinną parafię wspierał w chwilach trudnych i dobrych chwilach. Po przejściu trąby powietrznej na ręce proboszcza Wacława Płomińskiego przekazał pokaźną sumę dla poszkodowanych. Z okazji koronacji obrazu ufundował korony.


Mieszkańcom Rozprzy trudno się oswoić, że w świątyni głos arcybiskupa usłyszą tylko z nagrania. Maria Kwiatkowska nie ukrywa żalu.

- Umarł w Rzymie - mówi. - Udało się uratować tak ciężko poturbowanego Kubicę, a tu taki człowiek po prostu odchodzi...


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki