Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzeum Kinematografii to marka tak w świecie znana jak "filmówka" [WYWIAD]

rozm. Łukasz Kaczyński
Mieczysław Kuźmicki jest jednym z współtwórców Muzeum Kinematografii. Był zastępcą dyrektora i dyrektorem - przez 14 lat
Mieczysław Kuźmicki jest jednym z współtwórców Muzeum Kinematografii. Był zastępcą dyrektora i dyrektorem - przez 14 lat Krzysztof Szymczak
Z Mieczysławem Kuźmickim, wieloletnim dyrektorem Muzeum Kinematografii, rozmawia Łukasz Kaczyński.

Siedzimy w Pana gabinecie, ale nigdzie nie widzę filcowych łapci. Byłem w części pałacowej i też ich nie było. Gdzieś je Pan schował? Może się zapodziały?

(śmiech) To bliskie mi pytanie, bo jestem w przededniu zamiany kapci na bambosze, a gdy wywiad się ukaże, będę miał tylko bambosze. Ale wiem do czego Pan nawiązuje. Kapcie zniknęły z muzeów na przełomie lat 60. i 70. Gdy w 1975 roku zaczynałem pracę w muzealnictwie już ich nie było. Może zdarzały się gdzieś na prowincji wnętrza zabytkowe, gdzie kapcie się trafiały. Te kapcie można traktować jako synonim przeszłości, ale myślę, że można w nich też widzieć dowód troski użytkowników o powierzone im obiekty. O wnętrza historyczne, w których trzeba szanować podłogi. Miały jeszcze jedną funkcję, dziś nie do przyjęcia, która wiązała się z modelem funkcjonowania instytucji. Muzeum było kiedyś rodzajem "świątyni", gdzie wchodziło się, ale niczego nie dotykało. Dziś powszechny jest inny model. Choć gdy obcujemy z jedynym egzemplarzem danego obiektu nadal nie należy sobie zbyt wiele z nim pozwalać. On ma być zachowany dla przyszłych pokoleń. Dość ostrożnie trzeba podchodzić do tej "ludycznej" formuły, według której można wszystkiego dotykać, kręcić, przestawiać. Są wydzielone obszary, także u nas, gdzie można to robić, by poznać działanie przedmiotu, ale jeśli muzea mają spełniać funkcję skarbnic i być "arką przy-mierza między dawnymi i młodszymi laty", to nie można pozwolić na jego użytkowanie niezgodne z wymogami opieki konserwatorskiej. W dwóch muzeach, w których pracowałem nigdy nie było kapci.

Muzeum Kinematografii powstawało w czasie, gdy w Łodzi działały wytwórnie i studia filmowe, firmy świadczące na ich rzecz usługi. Gdy przemysł ten został Łodzi odebrany, zmieniło się myślenie o roli Muzeum?

Rzeczywiście, idea Muzeum i pomysły na nie rodziły się, gdy Łódź miała się świetnie, jak i cała polska kinematografia, a życie artystyczne związane z kinem instytucjonalnie i artystycznie istniało na nieporównywanie większą skalę. Istniały muzea, których przedmiotem działania są określone zjawiska, ale muzeum filmu nie było. Nie chcieliśmy dublować zadań Filmoteki Narodowej, która ma archiwizować twórczość filmową. Wówczas, na szczęście, Polska nie była krajem mocno scentralizowanym, co teraz niestety coraz silniej postępuje w różnych dziedzinach, najsilniej w polityce i tam, gdzie polityka spotyka się z biznesem i pieniędzmi, wpływając też na działalność muzeów. Nie będąc więc instytucją centralną mogliśmy pozwolić sobie na luksus bycia niezależnym. W nazwie, którą zaproponowałem dla Muzeum, zamykały się: przemysł, kultura filmowa, sztuka filmowa, także refleksja o niej i jej popularyzacja. Przypisaliśmy się bardziej do nurtu muzealnego, mniej filmowego i myślę, że paradoksalnie na tym zyskaliśmy, bowiem przemysł filmowy praktycznie w Łodzi nie istnieje, wraz z jego likwidacją zmniejszyło się też środowisko filmowe, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak wyglądało kilkadziesiąt lat temu, natomiast my przetrwaliśmy.

Skąd miała nadejść groźba likwidacji?

W czasach PRL podlegaliśmy w ministerstwie kultury pod departament muzeów. Jednocześnie w ministerstwie działał Naczelny Zarząd Kinematografii, który był czymś wyższym niż departament. Upieraliśmy się, by zachować tamtą podległość i przypuszczam, że gdybyśmy przeszli pod rozwiązany rychło NZK, spotkałby nas los podobny do wielu instytucji filmowych. Państwo w swoim czasie wykazało dalekosiężną mądrość, co wynikało może z faktu, że Polska po wojennych kataklizmach wyszła mocno ograbiona. Każdy zdrowo myślący człowiek, musi mieć świadomość, że muzea to miejsca, gdzie tradycja i tożsamość narodowa, ślady przeszłości są przechowywane. Dlatego stworzono odrębną ustawę o muzeach i cieszyły się one ogromnym prestiżem. Nawet jeśli nadzór formalny ma nad nami samorząd terytorialny, to merytoryczny pełni ministerstwo. Pamiętajmy jednak, że Muzeum Kinematografii powstało jako inicjatywa oddolna. Żaden minister tego nie zadekretował, żaden prezydent nie nakazał. Sami budowaliśmy statut i dostosowaliśmy go do zmiennych warunków, sami wypracowaliśmy metody działania. Muzeum powstało, bo ludzie tego chcieli, a były w tym gronie autorytety: profesorowie Szkoły Filmowej i Uniwersytetu. Nie tyle o to zabiegali, co dawali autorytet, a on znaczył wtedy w inny niż dziś sposób. Powstaliśmy w pewnej mierze jako odpowiedź na zapotrzebowanie dużej części środowiska, a lata funkcjonowania pokazały, że środowisko zaakceptowało instytucję i się z nią utożsamia.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Na początku był Pan zastępcą dyrektora Antoniego Szrama. On nie był filmoznawcą. Takiego kogoś potrzebował na kierowniczym stanowisku?

O to właśnie chodziło. Zaczęliśmy współpracę bardzo wcześnie, gdy doktor Antoni Szram tworzył Muzeum Historii Miasta Łodzi, w 1975 roku. Zostałem mu zarekomendowany jako filmoznawca rokujący nadzieje. Miałem wolną rękę, jak ma wyglądać przyszłe muzeum filmu. Ten okres "prehistoryczny", pierwsze 10 lat pod kierunkiem Szrama, to było doprowadzenie do chwili, gdy będziemy mieli samodzielne Muzeum Kinematografii. Dopięliśmy tego w 1985 roku. Szram przeszedł do niego z MHMŁ, ja i niewielka grupka poszliśmy za nim i z nim. Jako dyrektor MHMŁ miał on wiele zalet, ale największą w tym pionierskim dla niego i dla Łodzi okresie była umiejętność znajdowania ludzi. Większość z tych, którzy z nim wtedy zaczynali zrobiła mniejsze lub większe kariery. Zaliczam się do jego uczniów, i chyba przyjaciół, i wiele mu zawdzięczam. Był osobą niekonwencjonalną w metodach działania. To było czasem dobre, a czasem nie. Rzecz moim zdaniem w wyważeniu metod, a gdy zmienił się ustrój, było coraz trudniej działać metodami nieszablonowymi.

Czy ze względu na wyjątkowy status Muzeum sondowano szanse na przekształcenie go w instytucję narodową lub współdotowaną przez ministerstwo kultury?

Próbowaliśmy jeszcze w PRL, ale było za wcześnie - Muzeum było w budowie. Dziś właściwie nie wie się, że musieliśmy remontować siedzibę w okresie permanentnego niedoboru materiałów i wykonawców, a przy tym prowadzić statutową działalność. Potem zmiana ustroju skutkowała pewną zapaścią, co dotyczyło nie tylko nas. Czy mogło być ono instytucją narodową? Myślę, że tak. Na pewno mogło być współfinansowane przez ministra. I tu nie ukrywam, że mam pewien dyskomfort myśląc o poszczególnych ekipach administrujących Łodzią, które jakby nie umiały docenić potencjału reprezentowanego przez Muzeum Kinematografii. Ten ruch wobec ministra powinien nastąpić ze strony organizatora, czyli prezydenta miasta.

Można wskazać moment, w którym Muzeum wybiło się ponad lokalność? Dziś kooperuje z europejskimi instytucjami filmowymi, wystawy zapraszane są na cztery kontynenty.

Takich etapów jest kilka. Powstałaby z nich sinusoida, ale mająca stały kierunek w górę, z kilkoma punktami, "fajerwerkami" widocznymi z daleka. W pierwszym okresie entuzjazm był powszechny, a Muzeum niemal stale obecne w mediach ogólnopolskich. Kolejny etap to spektakularne wystawy i nagrody, w tym pierwsza- w konkursie ministra kultury na wydarzenie w 1989 roku. Polityczne zmiany powodują falę opadającą. Przychodzi 2000 rok i kolejna nagroda ministra. Instytucją o ustabilizowanym poziomie zaczęliśmy być w latach 2008-2009, gdy skończyła się przebudowa pałacu. A po remoncie budynku administracji materialne warunki pracy stały się znośne. W tym czasie uporządkowany został system dotacji w państwie. Koledzy potrafią z niego świetnie korzystać. To dało nam nową siłę w działalności. Zawsze Muzeum starało się być obecne poza Polską. Jak sięgnę pamięcią, przynajmniej jedna prezentacja w roku odbywała się poza granicą. Rozwój nastąpił, gdy pojawiły się nośne tematy i monograficzne wystawy poświęcone wielkim artystom kina popularnym na świecie. Nawiasem mówiąc, ile razy byłem za granicą, a przez te lata byłem kilkadziesiąt razy na festiwalach, pokazach, spotkaniach, to kiedy mówiło się "Muzeum Kinematografii", zawsze jako odpowiedź padało "Łódź". Myślę, że nasza marka jest tak rozpoznawalna jak Szkoła Filmowa. Jej budowanie udało się i opłacało, czego dowodem jest obecność w międzynarodowych wydarzeniach nie przez nas organizowanych.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Czy ze względu na wyjątkowy charakter muzeów można stworzyć kodeks dobrych praktyk dla samorządów mówiący jak mają się z nimi obchodzić?

To jest dobre pytanie i ładnie postawione. Istnieje coś takiego jak Międzynarodowy Kodeks Etyki Muzealnej, opracowany przez UNESCO, który niestety u nas nie obowiązuje. Państwo polskie go nie ratyfikowało. W tej chwili przygotowywany jest pakiet dokumentów związanych z funkcjonowaniem muzeów w nowej rzeczywistości, który będzie dyskutowany w Łodzi wiosną podczas Ogólnopolskiego Kongresu Muzeologicznego organizowanego przez Narodowy Instytut Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów wraz ze Stowarzyszeniem Muzealników Polskich, czyli organizacją zawodową, która ma też oddział w Łodzi. Muzealnictwo to jest problem, bo samorządy zwykły traktować je jak każdą instytucję, tymczasem każda instytucja funkcjonuje inaczej i do innych celów została powołana. W muzeum zabawa jest na dość odległym miejscu wobec jego podstawowego celu, którym jest ochrona dziedzictwa narodowego, zbieranie, opisywanie, dokumentowanie. Listę zadań określa ustawa o muzeach. Reszta jest pochodną, w tym zabawa rozumiana jako element służący edukacji i upowszechnianiu, poznawaniu świata.

Zaczęliśmy rozmowę od bamboszy. Czy jeśli zaistnieje taka okoliczność, jest Pan gotów je zdjąć i służyć wsparciem, być obecnym w życiu Łodzi?

Bambosze to był żart. Powiem tak - póki żyję i mam w miarę sprawny intelekt, to jestem do dyspozycji. Myślę, że bardzo bogate, by nie powiedzieć rozrzutne, jest miasto, które pozbywa się ludzi o wiedzy, jakimś autorytecie, doświadczeniu, znaczeniu i poważaniu w środowisku, w naszym mieście, w Polsce i za granicą. Ja sam dwa razy bym się zastanowił, gdybym miał się pozbyć z naszego muzealnego zespołu pracownika, który jest rozpoznawalny i z którego głosem liczą się w wielu miejscach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki