Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na starych śmieciach

Piotr Brzózka
Piotr Brzózka
Piotr Brzózka Grzegorz Gałasiński
Co to jest? - wita mnie szorstki głos zza szybki w Urzędzie Miasta Łodzi. Można powiedzieć, że to symboliczny głos witający nowego obywatela w mieście - po 6 latach spędzonych w gminie ościennej wracam do ukochanej Łodzi, swym skromnym wkładem niwelując choć w jednym promilu ujemne saldo migracji. Niestety, już pierwszy kontakt z urzędem nadrzędnym przypomina mi, gdzie nabawiłem się przed laty głębokiej awersji do tego typu miejsc. Dziwne, miało być inaczej, zwłaszcza, że delegatura zamieniła się w międzyczasie w centrum obsługi mieszkańców...

"Co to jest?" słyszę zamiast "dzień dobry", składając druk, na którym nie wypełniłem wszystkich pól (bo nie umiałem, bo nie każdy umie, bo chyba wolno mieć wątpliwości) i nie zdążywszy wyjąć z torby pozostałych dokumentów. Gdy napięcie nieco opada, okazuje się, że nie mogę tymczasowo zameldować się w Łodzi na 3 miesiące, lecz minimum 6. Na skromną uwagę, że 3 miesiące wpisałem korzystając z podpowiedzi w nagłówku druku urzędowego, słyszę, iż przepisy się zmieniły. Szkoda, że nie druki, ale to też pewnie moja wina.

Można też zauważyć, że urząd postanowił zapewnić obywatelom obsługę w słynnym "jednym okienku". Ale to tylko dlatego, że pozostałe zamknięte. Czas oczekiwania w kolejce - bezpłatny. W sumie to wszystko ma zerowe znaczenie, ale tyle było szumu wokół nowych standardów w łódzkim magistracie, że można było liczyć na jakieś fajerwerki.

Snując osobiste refleksje, zastanawiam się, czy Łódź bardzo zmieniła się przez ostatnich 6 lat? Oczywiście na tle choćby Pabianic, które nie zmieniły się w tym czasie ani na jotę, odpowiedź brzmi "tak". Tyle, że to dosyć normalne, świat się zmienia, Polska się zmienia. Łódź wciąż goni i dogonić nie może. Do rangi symbolu zmian urósł dworzec kolejowy. Piękna rzecz, tylko że nie żyjemy już w XIX wieku, sam dworzec rewolucji nie poczyni.

Ostatnie dwa tygodnie katujemy się wszyscy przerysowaną diagnozą angielskiego tabloidu. Niejako nobilitujemy tekst wydrukowany w szmatławcu, ale reakcja nań pokazuje, że czegoś istotnego The Sun dotyka, że jest w tym mieści coś, co ludzi uwiera. Wygląda to tak, jakby rzeczywistość rzeczywista rozjechała się z rzeczywistością urzędową, a życie z kreatywnym optymizmem.

Zaskakujące, jak wielu zgodziło się z diagnozą, że w mieście jest - mówiąc najprościej - syf. Zaskakujące jest też, jak wiele zapału włożyli inni, by dowieść, że syfu nie ma. Obiektywnie rzecz biorąc ten syf jest, choć strach to trochę mówić, by nie być posądzonym o brak lokalnego patriotyzmu i robienie czarnego PR. Ale co zrobić - dla mnie Łódź pozostaje miastem, które się kocha, lecz bez żadnego większego powodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki