Sobota.
Handlowy szał. Przed sklepami ludzie ustawiali się nawet kilka godzin przed otwarciem i nawet tworzyli „komitety kolejkowe” - jak za PRL-u.
Sklepy wprowadzały limity w sprzedaży niektórych produktów - też jak w Polsce Ludowej, bo ludzie kupowali mąkę, cukier, czy ziemniaki nie na kilogramy, ale „na worki”, a bochenków chleba nawet po kilkanaście sztuk. „Reglamentowano” liczbę osób wpuszczanych do placówek handlowych.
Zaczęło brakować nawet... karmy dla kotów.
Bywało, że niektórym puszczały nerwy, że dochodziło do rękoczynów, czego byłem świadkiem na łódzkim Teofilowie.
Niedziela.
Opustoszały, ale ulice. Nawet w kościołach wiernych pojawiło się niewielu, ale o to prosił nawet papież, a biskupi - w tym łódzki - dawali dyspensę. Może przyda się nam ta narodowa kwarantanna, żeby choćby pobyć z rodziną...
Kolejny wyciek danych. Facebook dostanie karę od UODO?