Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze gwiazdy sportu: Grzegorz Piechna

Dariusz Piekarczyk
Grzegorz Piechna
Grzegorz Piechna Marcin Oliva Soto
Panie Grzegorzu, ile to już lat na piłkarskich boiskach? Zapewne ponad 20, a kto wie czy nie ćwierć wieku Grzegorz Piechna gra w różnych ligach futbolowych.

Najsłynniejszy wychowanek Modrzewianki Modrzew to dziś weteran ligowych piłkarskich boisk. Z powodzeniem mógłby grać w drużynie oldboyów, a on gra w III lidze łódzko-mazowieckiej. Strzelił nawet jesienią pięć goli dla Lechii Tomaszów Mazowiecki, której barwy reprezentuje.

Odkąd pamiętam, a dziennikarzem sportowym jestem od ponad 20 lat, Grzegorz Piechna od zawsze był... Zaczynał w Modrzewiance Modrzew, która w pierwszej połowie lat 90-tych, tak jak i dziś, grała w klasie B. - Miał smykałkę do zdobywania goli - wspominał parę lat temu Ryszard Dębiński, były prezes Modrzewianki. - Przyszedł do nas w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych. Graliśmy zresztą na boisku w Gawronach, bo swojego nie mieliśmy. Strzelał bramki aż miło i awansowalismy do klasy A.

- Grałem przeciwko Grześkowi - wspomina Adam Król, obecnie działacz Lechii Tomaszów Mazowiecki. - On w Modrzewiance, a ja w LKS Jedności Grudzeń Las. Byłem tam zawodnikiem, prezesem, kierownikiem, jednym słowem wszystkim. Pamiętam nawet taki mecz. Było 1:1. Grzesiek strzelił gola i ja też. Zresztą on strzelał masę goli. Jak było na przykład 4:2, to Grzesiek z reguły zdobywał wszystkie bramki dla swojej drużyny. Od tego czasu nasze drogi splatają się. Kiedy w Paradyżu byłem trenerem-koordynatorem on też się pojawił, ale potem przeszedł do Heko Czermno. Teraz jesteśmy razem w Lechii Tomaszów. To taki swój chłop. Zawsze uśmiechnięty, skory do żartów.

Po Modrzewiance był Bukowiec Opoczyński. Zresztą w tamtejszym klubie o nazwie ZLKS WOY narodził się słynny na całą Polskę przydomek piłkarza, czyli "Kiełbasa". Jak to było? Oddajmy głos Zdzisławowi Wojciechowskiemu, prezesowi i właścicielowi ZLKS WOY. - To był bodajże czerwiec albo lipiec 1994 roku. Przejąłem Modrzewiankę, bo groziło jej rozwiązanie. Piechnę zatrudniłem u siebie w zakładzie masarskim. Początkowo na produkcji, potem na ubojni, a w końcu trafił do zaopatarzenia. Rozwoził busem wędliny po sklepach powiatu opoczyńskiego. Kiedyś trenowaliśmy na bocznym boisku Ceramiki Opoczno. Grzesiek spóźnił się na zajęcia. Zauważył to Grzegorz Łopata i krzyknął "O, kiełbasa dojechał". I tak juz Grzesiek Kiełbasą został. Zresztą kiełbasą pierwsza klasa, eksportową nawet. Jak był u szczytu popularności, kiedy to został królem strzelców polskiej ekstraklasy, trafił do reprezentacji, a potem do Torpedo Moskwa, to wpadliśmy na pomysł żeby produkować "Kiełbasę Piechny". Znakomicie się sprzedawała. Miałem ją w ofercie bodajże jeszcze z półtora roku temu. Teraz mam "Kiełbasę futbolową". A tamtą Grzesiek woził do Kielc, kiedy grał w Koronie, czy nawet do Moskwy. Nie, nie sprzedawał, to były podarunki.

- O Grześku mogę mówić tylko dobrze - wyraźnie rozczulił się Mirosław Stasiak, niegdyś znany działacz piłkarski, a także zawodnik, między innymi Stasiaka Gomunice z którym awansował nawet do III ligi, co prawda tylko na sezon, ale fakt jest faktem. - To pracowite chłopisko, które potrafiło strzelać gole jak nikt. W czwartej lidze rywalizowałem z nim w zdobywaniu bramek, ale on zawsze wygrywał. I jest mi jeszcze bliski z innego powodu. Ja handluję węglem i on też, bo przecież wszedł w rodzinny interes. Jego teściowa zajmowała się sprzedażą opału.

Po Bukowcu Opoczyńskim była Ceramika Opoczno, gdzie jak przypomina sobie trener Zbigniew Podsiebierski, wchodził początkowo na boisku z ławki rezerwowych. Krótko mówiąc szału nie było. Wylądował więc "Kiełbasa" w Pelikanie Łowicz, potem były Ceramika Paradyż i Heko Czermno. To już była II liga. I tu talent Grzegorza Piechny zaczął eksplodować. O nim samym zaczęto też coraz więcej mówić, bo przecież co innego strzelać gole w lidze II, a nie IV. W końcu wychowanek Modrzewianki został piłkarzem Korony Kielce, zaś 31 lipca 2004 roku zadebiutował w ekstraklasie. Tak zaczynała się, jakbyśmy to dziś powiedzieli " Kiełbasomania". W pierwszym ekstraklasowym sezonie zdobył 17 goli, a w sezonie 2005/2006 został królem strzelców (24 gole). Nie tylko tym Grzegorz Piechna ujął kibiców w całej Polsce, także i tym, że ze swadą, prostym, czasem nieskładnym językiem, potrafił mówić do kamer telewizyjnych o meczach, pracy w masarni i na składzie węglowym. Stał się ulubieńcem tłumów. Dostał też... Oscara. Tak, tak, to nie pomyłka, piłkarskiego Oscara za odkrycie roku ekstraklasy oraz króla strzelców. Nagrody i zaszczyty sypały się niczym z rogu obfitości. Powstała nawet o Grzegorzu Piechnie piosenka "Ligi duma tej". "Kiełbasa" dostał powołanie do reprezentacji Polski, on chłopak z Modrzewianki.

16 listopada 2005 roku biało-czerwoni grali w Ostrowcu Świętokrzyskim z Estonią. Paweł Janas, który był wtedy selekcjonerem "narodowej" wpuścił Grzegorza Piechnę na boisko w drugiej połowie. Ten, w 87 minucie pokonał bramkarza gości pieczętując wygraną Orłów 3:1. Był wtedy Grzegorz Piechna najszczęśliwszym człowiekiem pod listopadowym niebem na boisku w Ostrowcu. Wydawało się, że piłkarz pojedzie na mistrzostwa świata do Niemiec (2006). Trener Paweł Janas zadecydował inaczej. Nie ugiął się pod presją kibiców - Grzegorz Piechna do Niemiec nie pojechał. Pojechał za to na wschód, a konkretnie do Moskwy. Trafił do stołecznego klubu Torpedo. To nie był strzał w dziesiątkę. - Nie powinien tam jechać - twierdzi Zdzisław Wojciechowski. - Gdyby trafił do Wisły Kraków czy Legii Warszawa to pewnie jeszcze długo grałby w naszej ekstraklasie.

Faktem jest, że z Moskwy wrócił Grzegorz Piechna bez fanfar. Była jeszcze Polonia Warszawa, nawet Widzew Łódź (siedem meczów w ekstraklasie), ale to nie była już dobra eksportowa "Kiełbasa". Po Rosji było już tylko gorzej. Gwiazda Grzegorza Piechny zaczęła blednąć. Wiosną 2009 roku wylądował w prowincjonalnym Kolejarzu Stróże, gdzie miał być motorem napędowym drużyny, która grała o awans do I ligi. Z awansu nic nie wyszło, zaś Grzegorz Piechna nie zdążył na dobre rozpakować walizek, a już pakować się musiał. - Drużyna zaczęła przegrywać, a kibice zawiedli się na Grzegorzu Piechnie - opowiada Daniel Weimer, dziennikarz sportowy z Nowego Sącza. - Podobno podchodził do swoich obowiązków zabawowo. Na boisku nie błyszczał i klub rozstał się z nim. Jak było naprawdę? Kibice Kolejarza wiedzą swoje.

Mógł jednak "Kiełbasa" być jeszcze gwiazdą, no może gwiazdeczką, bo zimą 2010 roku zaniosło go do Grecji. Nie, nie do Panathinaikosu czy Olympiakosu, lecz do zagubionego na tamtejszej prowincji trzecioligowego klubiku Doxa Kranoulas. Ale jak pech, to pech. Grecy, podobno, przestali płacić i nastał koniec na samym początku. Nasz bohater wrócił do Opoczna, gdzie zawsze na niego czekają. Już drugi sezon gra Grzegorz Piechna w Lechii Tomaszów Mazowiecki. W rundzie jesiennej zdobył nawet pięć goli w III lidze. Na boiskach tej klasy rozgrywkowej nadal wzbudza zainteresowanie, zaś kiedy spiker wyczyta jego nazwisko często gęsto po widowni przebiega "oooo". To ten Piechna - pytają co mniej na futbolu znający się kibice.

Kto wie czy to nie jego ostatnie występy w ligowej drużynie, choć to przecież piłkarski cwaniak nad cwaniaki. Ostatnio jednak "Kiełbasa" nerwowy jakiś, taki nieswój. Ot, choćby podczas meczu w Sieradzu z Wartą, kiedy zszedł z boiska, zmieniony przez trenera Alaksandra Majića, wdał się w pyskówkę z kibicami. Ale też to i cały "Kiełbasa", w kaszę nie da sobie dmuchać.

Drugiego takiego nie będzie, bo syn Maksymilian, choć także kocha sport, to jednak do futbolu go nie ciągnie.

Gra, nawet całkiem dobrze, w tenisa ziemnego. Kto wie, może pójdzie w ślady Jerzego Janowicza?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki