Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze gwiazdy sportu: Marcin Gortat

Marek Kondraciuk
Marcin Gortat jest optymistą, podejmuje nowe wyzwania w sporcie i w biznesie, wierząc w dalsze sukcesy na boisku i poza nim.
Marcin Gortat jest optymistą, podejmuje nowe wyzwania w sporcie i w biznesie, wierząc w dalsze sukcesy na boisku i poza nim.
Rozpoczynamy nowy cykl, podczas którego będziemy prezentować nasze gwiazdy sportu. Na początek: Marcin Gortat, jedyny Polak w NBA.

Na przegubie dłoni Marcin Gortat nosi Tissota, bo z tym słynnym, szwajcarskim producentem zegarków jest związany kontraktem reklamowym. Na treningi swojej nowej drużyny Washington Wizards najlepszy polski koszykarz jeździ wymarzonym Porsche Panamerą 4S. We wrześniu został ambasadorem tej marki i kontrakt przyniesie mu okrągły milion dolarów. W garażu ma jeszcze BMW M5, Landrovera i Mercedesa S65 AMG. Za rok kończy mu się kontrakt gwarantujący roczne zarobki 7,7 miliona "zielonych" i jeśli ten sezon w Waszyngtonie będzie udany, to łodzianin może liczyć na nową umowę przekraczająca 10 milionów dolarów rocznie.

A jeszcze 10 lat temu ambitny, sprawny mimo swoich 213 cm wzrostu i zakochany w sporcie po uszy chłopak dojeżdżał tramwajem z Bałut do starej hali przy al. Unii. Marzył o karierze sportowej, ale to czego doświadcza teraz przerosło jego marzenia.

Marcin Gortat urodził się 17 lutego 1984 i urodziny obchodzi tego samego dnia co starszy o 21 lat koszykarz wszech czasów Michael Jordan. Nie tylko jednak ten znak z gwiazd sprawił, że "Gorti" był skazany na sport. Mama Alicja Sołtysiak była dwukrotną mistrzynią Polski w drużynie siatkarek Startu i zaszczepiła synowi kulturę rywalizacji zespołowej, wspólnej pracy na sukces, wspólnego przeżywania zwycięstw i porażek. Ojciec Janusz Gortat, brązowy medalista olimpijski w boksie z Monachium 1972 i Montrealu 1976 nauczył go twardości.

- Tata uczył mnie, żeby nikogo się nie bać - powiedział mi kiedyś Marcin Gortat. - To we mnie pozostało. Pomyślałem o tym, kiedy w debiucie w NBA (1 marca 2008 w Orlando Magic z New York Knicks 118:92 - przyp. mk) przyszło mi grać przeciwko Eddy'emu Curry'emu.

Jak każdy chłopak w młodości Marcin Gortat głównie gonił za piłką. Trafił do drużyny piłkarskiej ŁKS i zapowiadał się na dobrego bramkarza. W Szkole Podstawowej nr 55 im. Eugeniusza Lokajskiego uprawiał lekką atletykę, bo nazwisko patrona zobowiązywało. Jako 14-latek Marcin skoczył wzwyż 193 cm i był to trzeci wynik w Polsce. Wkrótce został powołany do kadry juniorów, ale skoki to ni była jego dyscyplina. W Technikum Samochodowym odkrył go dla koszykówki nauczyciel w-f i trener w ŁKS Zdzisław Proszczyński, a abecadła basketu uczył go przy al. Unii Konrad Skupień.

- Kiedy Marcin przyszedł na pierwszy trening był nieco zmieszany - wspominał niegdyś w rozmowie z "Dziennikiem Łódzkim" Michał Micielski, przyjaciel z boiska i od lat asystent Marcina Gortata za oceanem. - Nie bardzo wiedział co robić, jak się poruszać na boisku. Niektórzy koledzy patrzyli na niego, jak na piłkarza, a nie kandydata do drużyny koszykówki. Ale już w czasie jednej z pierwszych gier efektownie zablokował naszego środkowego, który od dawna trenował koszykówkę. "Czapa" wzbudziła ogólną wesołość w drużynie. Marcin zupełnie nie dał mu pograć i wielu szeroko otwierało oczy ze zdziwienia. Szybko okazało się, że nasz nowy kolega ma zdumiewająca motorykę. Cokolwiek robił wszystko mu wychodziło - dodał Michał Micielski.

Po pół roku treningów Marcin Gortat był już reprezentantem Polski juniorów. Podczas turnieju we Francji w 2003 zobaczył go trener Veselin Matić z Rhein Energie Kolonia i zaprosił na rozmowę w sprawie kontraktu. - To wtedy postanowiłem, że będę starał się dostać do NBA - opowiadał po latach Marcin Gortat. - Zdecydowałem bez wahania: jadę do Niemiec!

Stamtąd droga do NBA była krótsza. Wiodła przez letni camp we włoskim Treviso, który tradycyjnie obserwowali wysłannicy klubów NBA. Po drugim sparingu łodzianin dostał 5 ofert, a po następnym 4. Błysnął na koniec wygrywając konkurs wsadów, co w NBA jest tradycyjnie cenione.

W 2005 roku ełkaesiak został zaproszony na draft NBA. Wygrała go z numerem 57 drużyna Phoenix Suns i... przekazała do Orlando Magic. Szefowie Magów uznali najwidoczniej, że jeszcze za wcześnie na kontrakt i Marcin wrócił na 3 sezony do Kolonii, pod skrzydła trenera Saszy Obradovicia, który stał się jego koszykarskim guru. Aby lepiej porozumiewać się łodzianin nauczył się nawet serbskiego.

W 2007 podpisał wreszcie wymarzony kontrakt z Orlando Magic, gwarantujący zarobki 1,1 miliona dolarów rocznie. Na boisku gwiazdor NBA Dwight Howard pokazał jednak Polakowi, że jego miejsce jest na ławce rezerwowych.

13 grudnia 2008 Marcin Gortat, jako pierwszy Polak w historii, wystąpił w pierwszej piątce zespołu NBA, a jego Orlando Magic wygrali z Utah Jazz 103:94. Ten sezon łodzianin zakończył największym sukcesem w karierze, awansem do finału NBA. W 2009 Magowie przegrali jednak z Los Angeles Lakers 1-4.

Rola wiecznego zmiennika Dwighta Howarda mogła zatrzymać Marcina Gortata w koszykarskim rozwoju. Z nadzieją, choć i z pewną obawą przyjął więc w grudniu 2010 propozycję przejścia do Phoenix Suns.

W Arizonie szybko stał się drugą obok kanadyjskiego rozgrywającego Steve Nasha indywidualnością drużyny. Stał się jednym z liczących się w NBA centrów. Miał kontrakt gwarantujący roczne zarobki 7,7 miliona dolarów.

Kiedy jednak Kanadyjczyk przeszedł do Los Angeles Lakers (latem 2012) Phoenix Suns stali się tuzinkową drużyną. W minionym sezonie byli jednym z najsłabszych zespołów ligi.

Kiedy więc 25 października Marcin Gortat przeszedł do Washington Wizards wróciła nadzieja, że nadchodzą lepsze czasy.

Na Florydzie ełkaesiak czuł się znakomicie. Jeździł nad ocean na ryby, kolekcjonował broń, odprężał się na strzelnicy. Do dziś ma tam dom. W Arizonie mieszkał w apartamencie i także szybko się zaaklimatyzował. W stołecznym Waszyngtonie życie będzie zapewne wyglądać inaczej.

Marcin Gortat żyje nie tylko koszykówką. - Biznes jest to druga dziedzina, zaraz po koszykówce, która mnie teraz najbardziej kręci - powiedział kiedyś "Dziennikowi Łódzkiemu". - Widzę tu swoją przyszłość. Inwestuję na wielu płaszczyznach i w wielu kierunkach. To pozwoli mi myśleć o przyszłości poza koszykówką. Na pewno będzie to dla mnie kolejne wielkie wyzwanie, wyzwanie z innej sfery, wymagające ode mnie innych umiejętności. Jestem podekscytowany, że mogę czymś zarządzać, mieć wpływ na pewne ruchy finansowe, podejmować działania strategiczne - dodał jedyny Poplak w NBA.

Od 10 lat Marcin Gortat mieszka za granicą, od 6 w Ameryce, a jednak utrzymuje bliskie kontakty z rodzinną Łodzią.

- Jestem dumny z mojej Łodzi - powiedział nam kiedyś Marcin Gortat. - W Ameryce świetnie się żyje, pracuje i wypoczywa. Zawsze jednak będę wracać do mojej Łodzi. Tu są przecież moje korzenie, tu się wychowałem, tu dojrzewałem. Nie zapomnę tego, co tu przeżyłem i co to miasto mi dało. Te powroty dobrze mi robią, żebym nie dostał zawortu głowy od wielkiego świata, od Ameryki. Łódź to lek przeciw wodzie sodowej. Wracam do mojego pokoiku, śpię na moim za krótkim łóżku, jak w dzieciństwie. To pozwala mi stąpać mocno po ziemi - dodał Marcin Gortat.

Najlepszy polski koszykarz prowadzi akcje charytatywne w domach dziecka, włącza się do Wielkiej Orkiestry Świątecznej pomocy, założył fundację MG13, która prowadzi w Łodzi szkołę mistrzostwa sportowego, zaangażował się w ratowanie macierzystego ŁKS, a od 2008 organizuje cykl zajęć dla dzieci i młodzieży Marcin Gortat Camp. Uczestniczą w nich także trenerzy i zawodnicy z NBA.

Trzy lata temu z inicjatywy naszej redakcji Marcin Gortat został Łodzianinem Roku 2010. - To dla mnie honor i prestiżowe wyróżnienie - powiedział wówczas. - Wieńczy ciężką pracę, jest uhonorowaniem tego co robiłem i robię. To także motywacja, żeby robić dla społeczeństwa Łodzi jeszcze więcej - dodał laureat.

Kariera Marcina Gortata ma scenariusz jak holywoodzkiego filmu. Jest w niej jeszcze niespełnione marzenie. Reprezentacji Polski wciąż nie udaje się osiągnąć sukcesu europejskiej miary. - Mam już dość przegrywania, chciałbym, żebyśmy wreszcie wyszli z cienia - mówił Marcin Gortat.

Tegoroczny EuroBasket w Słowenii zakończył się jednak porażką. Marzenie nie spełniło się i trwa. Nadal jest więc "coś do zrobienia". Marcin Gortat wciąż ma przed sobą wielkie wyzwanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki