Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie oceniajmy, dlaczego ktoś pomaga. Najważniejsze, że pomaga

Joanna Leszczyńska
Psycholog Maria Rotkiel: wolę celebrytę, który w blasku fleszy chodzi po sklepie i kompletuje paczkę na święta dla biednej rodziny, od tego, któremu nie chce się ruszyć z domu czterech liter, żeby to zrobić.
Psycholog Maria Rotkiel: wolę celebrytę, który w blasku fleszy chodzi po sklepie i kompletuje paczkę na święta dla biednej rodziny, od tego, któremu nie chce się ruszyć z domu czterech liter, żeby to zrobić. archiwum
Świetnie, że w ogóle mamy takie momenty, które wyzwalają w nas tego typu odruchy. I dobrze, że wyzwalają, bo to znaczy, że potrzeba pomagania, chęć bycia dobrym człowiekiem i chęć myślenia o sobie dobrze jest w nas. Szkoda tylko, że potrzebujemy zewnętrznej motywacji, przypominania o tym, że warto mieć taką postawę, a na co dzień nam ona nie towarzyszy. Ale lepsze to niż nic. Lepsze pomaganie okazjonalne niż niepomaganie. Lepsze jest bycie wrażliwym na cudze nieszczęście kilka razy w roku niż całkowity brak wrażliwości. Z Marią Rotkiel, psychologiem, rozmawia Joanna Leszczyńska.

Nigdy akcje charytatywne nie cieszą się takim odzewem jak teraz, przed świętami Bożego Narodzenia. Świetne są chociażby rezultaty akcji "Świąteczna paczka", czy zbiórki żywności w supermarketach. Święta ocieplają nasze serca?

Zawsze święta, które mają w swojej atmosferze rodzinność, serdeczność będą u nas wzbudzały zachowania humanitarne. To jest zupełnie naturalne, ponieważ my też w tym okresie chcemy zapracować na swój pozytywny wizerunek. Lubimy czuć się dobrze ze świadomością, że robimy coś dla kogoś, że jesteśmy dobrymi ludźmi, że potrafimy pamiętać o tych, którzy naszej pomocy potrzebują. Problem polega tylko na tym, że to jest postawa, która nam się "włącza" okazjonalnie właśnie w okresie świąt, a, niestety, wyłącza w codziennym życiu. Czyli potrzebujemy tak zwanych bodźców zewnętrznych, przypominających o tym, że warto pamiętać o innych. Takie są komunikaty, związane ze świętami. Taka też jest nasza tradycja. Mamy przecież puste nakrycie dla wędrowca. Więcej daje się wtedy na tacę w kościele. To jest ten moment, który nas obliguje do bycia lepszymi i wrażliwszymi niż jesteśmy na co dzień.

Świetnie to wykorzystuje Jurek Owsiak, który zbiórkę pieniędzy na potrzeby chorych dzieci organizuje zaraz po Nowym Roku, wpisując się w atmosferę świąteczną...

I bardzo dobrze robi. Świetnie, że w ogóle mamy takie momenty, które wyzwalają w nas tego typu odruchy. I dobrze, że wyzwalają, bo to znaczy, że potrzeba pomagania, chęć bycia dobrym człowiekiem i chęć myślenia o sobie dobrze jest w nas. Szkoda tylko, że potrzebujemy zewnętrznej motywacji, przypominania o tym, że warto mieć taką postawę, a na co dzień nam ona nie towarzyszy. Ale lepsze to niż nic. Lepsze pomaganie okazjonalne niż niepomaganie. Lepsze jest bycie wrażliwym na cudze nieszczęście kilka razy w roku niż całkowity brak wrażliwości.

Jak sprawić, by nasza akcyjność przerodziła się w stałą postawę pomagania?

Tak naprawdę taka postawa powinna być budowana codziennie. Taką postawę przyjmujemy wtedy, kiedy jedziemy komunikacją miejską i ustępujemy miejsce osobie starszej, czy kobiecie w ciąży. Albo wtedy, kiedy idziemy po zakupy i pytamy sąsiadki, czy jej czegoś nie przynieść ze sklepu. Jest to też bycie wrażliwym na cierpienie zwierząt, czy kiedy ktoś się potyka, podejście z pytaniem, czy nie pomóc. Taka postawa pomagania buduje się właśnie drobnymi gestami. A my mamy trochę tendencję do skrajności. Albo w codziennym natłoku obowiązków, w stresie usprawiedliwiamy się, że nie widzimy tego, że ktoś obok potrzebuje drobnej pomocy, albo w sytuacjach, kiedy wokół panuje atmosfera pomagania, robimy duże gesty. Bo Polacy lubią takie spektakularne akcje.

Źle się czujemy, kiedy się wtedy nie włączymy...

Jeżeli jest atmosfera ogólnego pomagania, to nie lubimy się wyróżniać na niekorzyść i pomagamy. Natomiast gdy na co dzień śpieszymy się do pracy i widzimy chudego psa, który leży na poboczu, to zatrzyma się najwyżej jedna na kilkadziesiąt osób. Mamy, niestety, kłopot z wyróżnianiem się. W momencie, kiedy tłum jest prospołeczny jesteśmy z nim, ale problem pojawia się, kiedy tłum jest obojętny. Tylko jednostki się wówczas wyłamują i pomagają. Wystarczy zobaczyć, jak się ludzie zachowują, kiedy ktoś siedzi na przystanku autobusowym z pochyloną sylwetką i zamkniętymi oczami. Nie wiadomo, czy on śpi, czy zemdlał. Kto podchodzi i pyta, czy ten człowiek nie potrzebuje pomocy? Nieliczne osoby.

Potrzebujemy wielu Jurków Owsiaków i innych liderów organizacji pozarządowych, którzy mają talent do organizowania takich spektakularnych akcji, które porywają tłumy?

Nie, ja uważam, że to nie jest kwestia tego, że potrzeba więcej Jurków Owsiaków, chociaż oby go Pan Bóg rozmnożył przez pączkowanie. To nie jest problem w spektakularnych akcjach. My potrzebujemy więcej takiej zwykłej, prozaicznej , niespektakularnej, codziennej wrażliwości na bardzo drobne sytuacje.

Z tym się trzeba chyba urodzić...

Ja uważam, że to jest postawa, którą się wyrabia przez wrażliwość. Jeżeli idę ulicą i widzę, że ktoś potrzebuje pomocy, to nie tylko podchodzę do tej osoby, ale zaczepiam wszystkich innych przechodniów i mówię: "Proszę państwa, ta osoba może potrzebować pomocy. Czy możecie mi pomóc zainteresować się nią?" Czy kiedy zatrzymuję się, kiedy widzę zwierzę na poboczu, to zatrzymuję też inne samochody i pytam czy ktoś zna telefon do najbliższej poradni weterynaryjnej, ponieważ na przykład nie jestem stąd. Nam brakuje nie spektakularnych akcji, bo one są i my się w nich bardzo dobrze odnajdujemy. Jesteśmy społeczeństwem lubiącym pospolite ruszenie. Brakuje nam jednak indywidualnej odwagi i energii w takiej postawie pomocowej, kiedy dzieją się drobne, niespektakularne rzeczy. Kiedy nikt nam nie da za to serduszka, które możemy sobie do czoła przylepić i dumnie je obnosić po okolicy.

Organizacje pozarządowe twierdzą, że w ciągu roku nie brakuje im indywidualnych darczyńców. Są ludzie, którzy im wpłacają po 5, 10 złotych miesięcznie, jak i tacy, którzy wpłacają po dwa tysiące...

Ale popatrzmy na skalę zjawiska. Ile ma mieszkańców ma miasto, a ile osób wpłaca? Zwykle wpłaca nieduża część.

Czy Pani zdaniem, identyczne są motywacje ludzi, którzy wpłacają co miesiąc po 5 złotych i tych, którzy wpłacają po 2 tysiące?

Nie są identyczne. Uważam jednak, że każda motywacja jest dobra. Nawet jeżeli jest egocentryczna, pod warunkiem, że służy dobremu celowi. Bo część osób ma dość egocentryczną motywację, gdyż chce o sobie myśleć w kategoriach: "Jestem kimś dobrym". A część ludzi ma bardzo prospołeczną, humanitarną motywację. Po prostu trzeba pomóc, jeżeli ktokolwiek tej pomocy potrzebuje. Inni mają motywację : "Chcę, żeby moje życie miało sens." Do nich szczególnie należą osoby zamożne, tacy filantropi, którzy działają na dużą skalę. To jest motywacja, którą nazywamy zadośćuczynieniem albo rekompensatą. Czyli mam potrzebę odpłacenia losowi, że mi się udało i czuję się zobligowany do tego, żeby pomagać. Wydaje mi się, że motywacji nie powinniśmy oceniać. Najważniejsze, że to działanie jest dobre, cel jest szczytny. Najbardziej wzruszające są te datki, które wymagają zrobienia czegoś swoim kosztem. Jeżeli mam pięć tysięcy na koncie i damy 50 złotych, a mam 50 złotych na koncie i dam 5 złotych, to jest duża różnica. Czasami ludzie naprawdę oddają znaczną część tego, co mają. Na przykład osoby niepełnosprawne pomagają innym niepełnosprawnym, co kosztuje ich często więcej wysiłku niż osoby, które są pełnosprawne.

Wielu z nas bez problemu może co miesiąc przekazać na jakiś społeczny cel np. 10 złotych, ale tego nie robi. Z lenistwa?

Dlatego, że się tym nie interesujemy na co dzień. Kiedy się interesujemy tym, że są ludzie, czy zwierzęta, którzy potrzebują naszej pomocy? Wtedy, kiedy słyszymy o tym. Kiedy to wali po oczach, czyli mamy w mediach apele, są święta, czy okoliczności, które nas zmuszają do przyjęcia do świadomości informacji, że są potrzebujący pomocy. Natomiast na co dzień nie wkładamy trudu w to, żeby dostrzegać konieczność pomagania. Jesteśmy tak zaabsorbowani swoimi sprawami, że nie zastanawiamy się nad tym, czy warto i nie kształtujemy w sobie tej postawy, która tak naprawdę może się objawiać zwykłym dobrym słowem w stosunku do tego, komu jest ciężko. To też jest forma pomagania. Zwykle jesteśmy tak zajęci sobą, że postawa pomocowa schodzi na dalszy plan. I potrzebujemy z reguły bardzo silnego bodźca, który zwróci nam uwagę, że warto pomagać. Dlatego takie pospolite ruszenia, duże akcje odnoszą skutek. Wtedy nie da się nie słyszeć, że trzeba pomóc.

Czy pomoc charytatywna celebrytów w blasku fleszy zyskuje w Pani oczach taką samą aprobatę jak anonimowa?

Każda pomoc jest wartościowa. Nawet jeżeli pomaganie jest elementem jakiegoś pijaru, czy marketingu. Dla mnie ważny jest efekt. Oczywiście, inna jest wtedy motywacja. Niestety, są osoby, które pomagają na pokaz. Osobiście sercem jestem zawsze z tymi, którzy pomagają dla samego pomagania. Mnie zawsze najbardziej wzrusza anonimowa pomoc, gdzie darczyńca nie chce żadnego splendoru z tym związanego. Taka pomoc w blasku fleszy, która ma służyć budowaniu wizerunku, kiedy politycy obfotografują się z paczkami na kolanach, oczywiście, razi. Ale już wolę polityka, który daje paczki na święta i robi sobie z dziećmi zdjęcia od takiego, który nic nie robi. Wolę celebrytę, który w blasku fleszy chodzi po sklepie i kompletuje paczkę na święta dla biednej rodziny od tego, któremu nie chce się ruszyć z domu czterech liter, żeby coś takiego zrobić. Natomiast na pewno najbardziej wzruszająca jest pomoc bezinteresowna. To jest najpiękniejsza motywacja i takie postawy warto budować. Ale ludzie, którzy pomagają bezinteresownie, którzy mają taką pomocową postawę na co dzień. To jest ktoś, kto podniesie papierek z ulicy, kto da bezdomnemu koc, ktoś, kto zatrzyma się na pasach, by przepuścić przechodnia. To są bardzo proste odruchy. Z reguły ludzie, którzy bezinteresownie pomagają mają takie odruchy. Oni nie potrzebują wielkich orkiestr świątecznej pomocy, żeby pomagać. Ale takim ludziom, którzy organizują takie "orkiestry" cześć i chwała, bo są w stanie skrzyknąć tych, którzy na co dzień nie znajdują na to czasu.
Rozm. Joanna Leszczyńska

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki