Nasza Loteria

Niecodzienna historia psiej przyjaźni

Joanna Barczykowska
Wilczur uratował rannego przyjaciela
Wilczur uratował rannego przyjaciela Straż Miejska Łódź
Siedział przy drodze w lesie, wypatrując ludzi. Wyglądał jak pies, który chce złapać "stopa". On jednak szukał pomocy dla swojego przyjaciela, który leżał w rowie potrącony przez samochód. Mimo, że był głodny i wychudzony, nie schodził z posterunku od trzech dni.

Późnym wieczorem w lesie w okolicach Anastazewa zatrzymał się samochód łódzkiej straży miejskiej. Strażnicy wracali właśnie do Łodzi ze szkolenia w woj. zachodniopomorskim. W ciemnościach zobaczyli tylko święcące ślepia czarnego wilczura.

- Stałem jak wryty, a pies podchodził coraz bliżej. Zdziwiłem się co on robi w nocy w ciemnym lesie. Kiedy podszedł zaczął się łasić. Podzieliłem się z nim suchym chlebem, a wilczur połykał całe kawałki. Chciałem go pogłaskać, ale on cały czas w specyficzny sposób kierował swój wzrok na pobliski rów. Zaczął nas tam prowadzić - opowiada Andrzej Gorący, strażnik miejski z łódzkiej komendy.

Strażnicy w leśnym rowie zobaczyli konającego, wychudzonego, beżowego wilczura. Pies wył z bólu.

- Bałem się podnieść tego psa, bo bałem się, że ma złamany kręgosłup. Od razu pobiegłem po konserwę, żeby dać mu coś do jedzenia. Połykał ją razem z chlebem. Czarny wilczur cały czas stał obok, lizał go, ogrzewał swoim ciałem i trącał pyskiem moją rękę, jakby chciał mi powiedzieć, żebym był delikatny. Nigdy nie widziałem takiej psiej przyjaźni - mówi Andrzej Gorący.

Mimo późnej godziny łódzcy strażnicy miejscy zaczęli szukać pomocy.

- Poszliśmy do pobliskiego domu. Okazało się, że ci ludzie wiedzieli o potrąconym psie i nic nie zrobili. Zdziwili się, że pies jeszcze żyje. Okazało się, że wilczur leżał w rowie od trzech dni. Byłem na prawdę zdruzgotany - przyznaje Gorący.

Strażnicy się nie poddawali. Zadzwonili na straż pożarną i poprosili o pomoc.

- Niestety koledzy nie byli tak wrażliwi jak my, ale po krótkiej wymianie zdań podali nam numer telefonu do pobliskiego weterynarza - wspomina Gorący.

Weterynarz przyjechał i szybko zbadał psa. Okazało się, że kręgosłup jest cały, ale pies był mocno potłuczony. Miał też złamaną łapkę, dlatego nie miał siły się podnieść. Weterynarz podał psu leki i opatrzył łapę. Ponieważ był to piątkowy wieczór, nie był w stanie znaleźć mu nowego miejsca.

Z pomocą przyszedł wtedy pan Piotr, mieszkaniec Anastazewa, który przejeżdżał tą drogą.

- Nie mieliśmy gdzie zabrać obu psów, a też nie chcieliśmy ich rozdzielać. Te wilczury są prawdziwym dowodem psiej przyjaźni - mówi pan Andrzej. - Pan Piotr zobowiązał się, że w sobotę przyniesie psom jedzenie i wodę i będzie nas informował o ich stanie przez weekend. Zadzwonił do mnie w sobotę z samego rana i powiedział, że pies dochodzi do siebie. W niedzielę oznajmił, że wziął psy do siebie. Byłem tak szczęśliwy, że są jeszcze ludzie, którzy mają serce - mówi pan Andrzej.

Pierwszą noc psy spędziły w stodole na sianie, ale pan Piotr już zbudował im budę. Mieszkaniec Anastazewa i jego narzeczona Żaneta postanowili, że psy zostaną u nich na stałe.

- Już po pierwszej nocy pan Piotr zadzwonił do mnie i przyznał, że psy są fantastyczne i nie rozstają się ani na chwilę. Wiem, że teraz czują się doskonale. Mimo tej smutnej historii nadal są bardzo żywe wesołe - przyznaje Gorący.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 35

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

M
Miłośniczka zwierząt
Brawo panowie ze Straży Miejskiej, jesteście WIELCY. A ci podli wieśniacy, nie zasługują, żeby nazwać ich ludźmi. Dla nich zwierzęta są rzeczą, która nic nie czuj. Szkoda tylko, że te buraki nie mają rozumu i uczuć. Daleko im do tych dwóch psiaków, a mogli by się od nich wiele nauczyć.
A
Anna
Cieszę się,że są tez tacy,którym nie jest obojętny los czworonogów. Wielki szacunek dla Was-taka powinna być Straż Miejska:)! Wesołych Świąt!
p.s.Myślę,że gdyby te oba psiaki potrafiły mówić- podziękowałyby Wam z całego psiego serca.Że zareagowaliście!...
A
Aga
To wstrząsająca historia, z jednej strony psia przyjaźń i wrażliwi ludzie, z drugiej ci mniej wrażliwi... Nie wiem jak można być w takiej sytuacji obojętnym, przecież wystarczyłby telefon do służb.
Jak już ktoś napisał wszystko się w życiu zwraca i to dobre o złe.
Dziękuję Panie Andrzeju i Panie Piotrze, że tacy jesteście oby więcej takich osób chodziło po świecie.
Wesołych Świąt!
K
Kama
Bardzo wam dziękuję!
Jestem pewna, że tak Panom Strażnikom, jak i nowym opiekunom los odpłaci za okazaną wrażliwość. Bo tak dobro, .. jak i zło - zatacza krąg i powraca!
Warto o tym pamiętać drodzy mieszkańcy Anastazewa!!!
O
Ola- też mam psa :)
Pozdrawiam Strażników Miejskich w Łodzi.
A
AZA
Dziękuję Wszystkim, którzy nie byli obojętni :):):) WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO
G
Gość
Brawo dla panów, którzy nie zlekceważyli tematu i uratowali te psiaki i dla ludzi, którzy się nimi zaopiekowali i będą się o nie troszczyć. Jestem pewna, że odwdzięczą się za to, bo psy są wspaniałymi przyjaciółmi.
b
bez komentarza...
Czy pies na wsi od razu oznacza psa na łańcuchu bez wody i żarcia? No litości... Ludzie, sami nie wiecie o czym mówicie. Wrzucanie wszystkich do jednego worka, to bardzo rozsądny i mądry pomysł, godny ludzi, którzy nie pomogli potrąconemu psu, licząc na szybką jego śmierć.

Ktoś psom pomógł, przygarnął, nakarmił, a jedyne co potraficie zrobić, to narzekać: a dlaczego nie dali im mieszkania z dwoma sypialniami i karty kredytowej z nieograniczonym limitem?!

Szkoda słów czasem...
z
z umiarem
Robienie z psa człowieka jest dla mnie co najmniej dziwne... Ludzie, zapominacie, że te zwierzęta były kiedyś dzikie i zostały udomowione? UDOMOWIONE, nie przekształcone w ludzi... Bez względu na to, jak bardzo kocha się swojego zwierzaka, to ciągle zwierzak. Dobrze jest znać granicę, bo w końcu ten nasz pupilo-dzidziuś może zechcieć przejąć kontrolę nad stadem i zaczną się problemy. Pozdrawiam wszystkich, którzy w miłości potrafią zachować umiar :)
o
o.O
Widać, że nieczęsto zdarza wam się wchodzić do domów w których psa nie ma, a potem wracać do siebie. Duży pies, choćby nie wiem jaką czystość w domu utrzymywać, ma swój zapach. Nie zdarzyło mi się, żebym nie poznała po "węchu", że w danym domu mieszka pies. I nie ma to nic wspólnego z higieną właścicieli czworonoga i mieszkania.
M
Macias
I tu macie rację tak jest na wiochach, pies jest od pilnowania (buda+łańcuch), kot od łapania myszy, krowa ma dawac mleko, kura znosić jaja a później na rosół, a świnia wpier....ć resztki a później na schabowe. Zero poszanowania zwierząt. Pocieszające jest to, że są na tym świecie ludzie którzy mają wielkie serducha - to dobro do Pana wróci Panie Piotrze, Wesołych Świąt życzę.
p
przyjaciel zwierząt
Widać ,że nie masz psa w domu, ja nie kąpie psa,mam w domu, jest domownikiem, nie śmierdzi. Jest to kwestia jakie warunki mu stwarzasz, jeśli w domu nie ma miłego zapachu, to pies niestety też ten odór przejmuje, ale jeśli w domu jest czysto, nie ma problemu. A co do sierści, to zgadzam się, zostaje na sprzętach, tak jak ludzkie włosy, po to ktoś stworzył szczotkę z wiadrem i odkurzacz, żeby to usuwać.
h
happy
coś wspaniałego aż sie łezka w oku kręci :)
:-)
Andrzeju ... JESTEŚ WIELKI!
a
ala
To ktoś nie musi kupować psa albo goście którym to przeszkadza nie muszą przychodzić. mój pies ze mną śpi jest wychowywany jak dziecko i żyje nam się razem cudownie:)
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki