Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepolitycznie: Wojewoda ubiera radnych w kaftany bezpieczeństwa

Marcin Darda
Marcin Darda
Nie usuwać radnych z obrad sesji za zakłócanie obrad, tylko wzywać odpowiednie służby, służby medyczne, a nawet krewnych, by uspokajali awanturującego się radnego - to pomysł wojewody, profesora prawa Zbigniewa Raua.

Lub też jego urzędników, choć to nazwisko profesora widnieje pod skargą na regulamin łódzkiego sejmiku, którą skierowano do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wojewoda zainteresował się zapisem regulaminu, pozwalającym przewodniczącemu sejmiku na usunięcie radnego z obrad, jeśli utrudnia bądź uniemożliwia prowadzenie sesji, po tym jak w ten sposób skrzywdzono jego byłego studenta, radnego sejmiku Michała Króla z PiS. Wojewoda wskazuje w skardze, że to zapis w sposób istotny sprzeczny z prawem, de facto dający możliwość wykluczania radnych opozycji, którzy „przeszkadzają, zadają głupie i nie na temat pytania, awanturują się”. Przekładając to polityczną topografię łódzkiego sejmiku - rządzi nim PO i PSL, a PiS jest w opozycji. Nie wiem, czy wojewoda spojrzał na ten problem politycznie, czy wyłącznie przez pryzmat prawa, jednak w sensie praktycznym zalecenia które przedstawił, gdyby weszły w życie, prac sejmiku raczej nie usprawnią, a mogą je kompletnie zanarchizować i steatralizować.

Obawa, że przewodniczący ma zbyt duże uprawnienia, bo może usunąć radnego, a w konsekwencji zatem i kilku radnych i to radnych opozycji, może i jest zasadna. Tyle że jednoczesna propozycja angażowania w pacyfikowanie radnych-awanturników policji, pogotowia ratunkowego, czy krewnych jest tym bardziej nielogiczna, wręcz absurdalnie nielogiczna. Dlaczego? Ponieważ daje temuż przewodniczącemu sejmiku jeszcze większe uprawnienia, niż te, które dziś wadzą wojewodzie. Nie tylko uprawnienia do pacyfikowania radnych, ale wręcz ich upokarzania. I gdyby rzeczywiście weszły do regulaminu, a przewodniczący rygorystycznie ich przestrzegał, to ręczę za to, że radni (w szczególności opozycji) zatęskniliby jeszcze za wyrzucaniem ich z sali obrad.

Wyobraźmy sobie sytuację, że radny blokuje mównicę, nie przestrzega czasu wypowiedzi, słowem - awanturuje się na sesji. Co robi przewodniczący? Gdy uspokojanie nie skutkuje, ma trzy możliwości: wzywa policję (być może z tzw. środkami przymusu bezpośredniego), ratowników bądź lekarzy pogotowia ratunkowego (być może z kaftanem bezpieczeństwa), albo żonę (lub męża), a może dorosłego syna, córkę bądź teściową z dobrym słowem dla krewnego. I co się dzieje dalej? Sesja jest przerwana, ale tylko teoretycznie, ponieważ trwa show z radnym, który być może już dokonał samoposkromienia, ale przecież sprawa nie umiera, bo media internetowe jeszcze tego samego dnia są pełne radosnych tytułów, jak to po radnego przybyli medycy z kaftanem bezpieczeństwa. A jeśli nawet nie, to kto z rodziny radnego pozwoliłby sobie na przybycie w zacne progi sejmiku, aby publicznie upokorzyć własnego krewnego, by przestał się w końcu w ramach pełnienia mandatu radnego wygłupiać i wziął za robotę? A jeśli to nie przyniesie skutku, to co dalej? Patrząc na problem ze strony praktycznej dziwię się, że tak ostro propozycję wojewody recenzowali radni koalicji PO-PSL. Trzeba się było zgodzić i nie słać regulaminu do WSA, a być może taki zapis zadziałałaby jak naturalny zastrzyk uspokajający. Dla wszystkich radnych.

Dziwię też krótkowzroczności radnych PiS. Oni jakby nie widzieli zgubnego potencjału zaleceń wojewody, ale nie tylko. Szef ich klubu Piotr Adamczyk bronił zaleceń wojewody i piętnował szyderstwa radnych koalicji, albowiem może się przecież zdarzyć sytuacja, że ktoś na sesji zasłabnie i będzie potrzebował pomocy medyka. Tyle tylko, że taka sytuacja nie byłaby świadomym utrudnianiem bądź uniemożliwianiem prowadzenia sesji, a nieszczęśliwym wypadkiem i nie do takich sytuacji odnosił się wojewoda. To po prostu mieszanie dwóch różnych problemów. Pomoc medyczna należy się słabnącemu radnemu, nawet jeśli nie ma tego w regulaminie sejmiku. Sam pamiętam gdy na wózku sejmik w asyście ratowników (a także małżonki) opuszczał ładnych parę lat temu jeden z radnych Samoobrony (a potem PO), który nie zapanował nad swą niebywałą skłonnością do raczenia się trunkami . Czy ktoś wtedy sprawdzał regulamin wzywając pogotowie? Oczywiście, że nie. Póki co nie sądzę, by wojewoda (albo jego urzędnicy) podszedł do sprawy w tak makiaweliczny sposób, że te ekscentryczne zalecenia przygotowano na wypadek przejęcia w sejmiku władzy przez PiS, tak by to do radnych PO, PSL czy SLD wzywano kogo tam regulamin przewiduje. Ale jeśli nawet chodzi tylko o to, że wojewoda interwencję podjął, bo krzywda stała się radnemu PiS, to może warto było poprzestać tylko na zaskarżeniu regulaminu. Bo te zalecenia narażają na szwank powagę urzędu wojewody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki