Światło dzienne ujrzał właśnie raport Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Europy, odpowiadający na pytanie, gdzie na drogach ginie najwięcej osób w przeliczeniu na milion mieszkańców. Jak to gdzie, głupie pytanie. Biało-czerwona husaria oczywiście zabija się najliczniej. I nic to, że liczba zabitych na milion obywateli spadła od 2001 r. ze 145 do 110. Trend spadkowy jest w całej Europie, tylko gdzie indziej nieco jakby silniejszy. W tym samym czasie Łotyszom spadło z 236 do 80, Hiszpanom ze 136 do 45, a Brytyjczykom z 61 do 31.
Nie ma chyba drugiego takiego kraju w Europie, gdzie przepisy drogowe byłyby łamane w sposób równie jawny, bezczelny i drastyczny jak w Polsce. Bałkany? Mają swój niezaprzeczalny "urok", ale żeby ktoś tam przekraczał prędkość o 50 km/h? Włosi tłuką zderzaki w miejskich korkach, ale przy prędkości 10 km/h trudno sobie zrobić krzywdę. Bo na autostradach u nich pełna kultura. Nie mówiąc o Hiszpanii, gdzie jeździć wolno 120 km/h i jakoś mało kogo kusi, żeby się z tym nie zgadzać. W Niemczech jeździ się i 200 km/h, ale tam, gdzie wolno. Tam, gdzie nie wolno, się nie jeździ, co jest dla Niemców całkiem normalne. A u nas? A u nas robi się, co się chce.
Politycy, czuli na wyborcze notowania, lubią mówić, że tragiczne statystyki to wina złych dróg. O tym, że przyczyna leży w nas samych, częściej mówią policjanci, choć z reguły wszyscy się z nich śmieją. Bo na prowadzeniu auta Polacy znają się jeszcze lepiej, niż na trenowaniu piłkarskiej kadry.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?