Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O patriotach, zdrajcach i królu, który nie ma grobu na Wawelu [WYWIAD]

Redakcja
Dr Michał Kobierecki, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego
Dr Michał Kobierecki, historyk z Uniwersytetu Łódzkiego Grzegorz Gałasiński
Z dr Michałem Kobiereckim, historykiem z Uniwersytetu Łódzkiego, rozmawia Sławomir Sowa

Dużo się ostatnio mówi u nas, kto jest zdrajcą, a kto patriotą. Ja mam pytanie historyczne. Czy pochowałby Pan na Wawelu ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego, gdyby to od Pana zależało?

Rozumiem, że w gruncie rzeczy pyta Pan o ocenę panowania naszego króla. Cóż, gdyby Rzeczpospolitą udało mu się wyprowadzić z tej sytuacji, w jakiej się wtedy znajdowała, uchronić polską państwowość, można by mu nawet przydać przydomek "Wielki" i wtedy nie byłoby dyskusji, czy pochować go na Wawelu. Ale mu się nie udało.

Mógł jeszcze zginąć śmiercią bohaterską zamiast abdykować i wtedy też nikt by mu Wawelu nie odmówił.

Tak, to mogłoby go w jakiś sposób nobilitować i zapewnić mu miejsce w gronie największych postaci państwowości polskiej.

Skończył okropnie. Mam na myśli nawet dzieje pochówku jego szczątków. Dopiero kilkanaście lat temu sprowadzono je ze Związku Radzieckiego i złożono na Zamku Królewskim w Warszawie.

Rzeczywiście, zmarł w Petersburgu, a w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy Rosja Radziecka oddała jego szczątki Rzeczypospolitej, władze wpadły w wielkie zakłopotanie i nie wiedziały, co z nim zrobić. Uznano, że na Wawel nie zasługuje…

I pochowano go skrycie w rodzinnym Wołczynie, w jakimś nędznym kościółku. Króla…

No właśnie. Myślę, że nie zasługiwał na taki los. Nie odniósł sukcesu na niwie politycznej, ale skutki jego zasług w sferze kultury są widoczne jeszcze dzisiaj. Trzeba też pamiętać, że to on był głównym autorem Konstytucji 3 maja, którą tak się dzisiaj szczycimy.

Trudno mu chyba odmawiać dobrej woli, można dyskutować, czy ten pochówek nie był nazbyt nędzny, ale z drugiej strony…

Wie pan, trzeba trochę wniknąć w specyfikę tamtych czasów. Z jednej strony mamy takich ludzi, jak Franciszek Ksawery Branicki, Seweryn Rzewuski czy Szczęsny Potocki, którzy zostali okrzyknięci zdrajcami i tak już zostało, a z drugiej strony jest cała grupa ludzi uważanych za patriotów, którzy mieli coś na sumieniu. Ale Polska nie była w II połowie XVIII wieku krajem suwerennym. O losach Rzeczypospolitej decydował Petersburg. Stanisław August Poniatowski został wybrany na króla w 1764 roku na bagnetach rosyjskich. Od tego momentu król i popierająca go tak zwana Familia, czyli stronnictwo, gdzie pierwsze skrzypce grał ród Czartoryskich, zaczęli wprowadzać reformy, rzecz w Polsce od dawna niewidzianą.

Król wybrany na rosyjskich bagnetach wprowadza reformy, które mają nas uniezależnić od Rosji. Nieźle.

Na tym polegała cała gra i cały dramat tych czasów. Ale kiedy król zaczął zabiegać o likwidację liberum veto, Rosja natychmiast interweniowała. Główną rolę odgrywał tu rosyjski ambasador Repnin. I pełen reformatorskiego zapału król ustąpił. Taką postawę obserwujemy zresztą podczas całego jego panowania. Kiedy ponosił porażkę, szybko godził się z losem, zachowując nadzieję, że będzie mógł przeprowadzić reformę za kilka lat lub za kilka miesięcy w bardziej sprzyjających okolicznościach.

A co na to Rosja?

Rosja użyła dwóch narzędzi, aby zachować kontrolę. Po pierwsze, próbowała stworzyła w Polsce swoje stronnictwo oparte na protestantach, prawosławnych i ogólnie rzecz biorąc, niekatolikach. Po drugie, Repnin postanowił wykorzystać dla swoich celów opozycję, którą wcześniej Czartoryscy przypomocy rosyjskich bagnetów wygnali z kraju, żeby nie utrudniała im reform. Repnin sprowadził tę katolicką opozycję z powrotem. Chciał pokazać królowi, że w Rzeczypospolitej rządzi tak naprawdę on - Repnin.

Paradoksalny sojusz. Katolicka szlachta i rosyjski ambasador.

Tak, ale ten sojusz działał do czasu. Opozycja miała trzy cele: obrona wiary katolickiej, po drugie, obalenie Stanisława Augusta Poniatowskiego, po trzecie, likwidacja reform wprowadzonych przez króla i Czartoryskich. Ale Repnin godząc się na obronę wiary katolickiej, obstawał twardo przy prawach niekatolików i oczywiście absolutnie nie godził się na ustąpienie króla. Kiedy podczas Sejmu 1767 roku doszło do konfrontacji, Repnin po prostu kazał wywieźć do Rosji kilku członków opozycji. Dla szlachty był to szok. Do tej pory na Sejmie spierano się, stosowano weto, ale nikt nikogo nie więził i nie zabijał. Na tle tych wydarzeń zrodziła się konfederacja barska, zawiązana w obronie wiary katolickiej, skierowana przeciw królowi i Rosji. Doszło nawet do nieudanego porwania króla.

Przeskoczmy ponad 20 lat, do roku 1792, jednego z kluczowych momentów. Toczy się już wojna w obronie Konstytucji 3 maja. Wojsko polskie się nieustannie cofa, chociaż ma pewne sukcesy. Czy król zbyt pochopnie się wtedy nie poddał? Czy była szansa na wygranie tej wojny?

Patrząc praktycznie, nie dało się wygrać tej wojny. Ten opór mógłby trwać dłużej, ale przewaga Rosji była zbyt duża. Można było natomiast zrobić wcześniej coś innego - przyjąć Konstytucję wcześniej - w 1789 roku.

Kiedy Rosja była zajęta wojną z Turcją?

Tak, ale nie tylko to. Okres Sejmu Wielkiego, czyli lata 1788-1792 i decyzje, które wtedy podjęto, były faktycznie odzyskaniem suwerenności, ale Konstytucję teoretycznie można było uchwalić dwa lata wcześniej, co dałoby czas na wzmocnienie państwa. Niestety, mnóstwo czasu zajęła walka polityczna, polegająca po prostu na bezproduktywnej dyskusji.
Przypomina to trochę współczesny Sejm…

Tak. A skoro jesteśmy przy analogiach, to wtedy stała się wielka rzecz, o której rzadko się mówi. Władza porozumiała się z opozycją. Żeby oddać wagę tego wydarzenia, niech pan spróbuje sobie wyobrazić porozumienie Tuska z Kaczyńskim. Wtedy przeciwnikami byli król i Ignacy Potocki, który miał swój plan reform. Decyzje Sejmu Wielkiego o zniesieniu Rady Nieustającej i Departamentu Wojskowego, niesłychanie ważne dla suwerenności Polski, to w głównej mierze zasługa opozycji z Ignacym Potockim na czele. W pewnym momencie Potocki zauważył jednak, że poparcie dla niego słabnie. 4 grudnia 1790 roku dochodzi do jego przełomowej rozmowy z królem. Zapada decyzja o wspólnej pracy nad projektem, który pół roku później stanie się Konstytucją 3 maja. Jest tu jeszcze jeden ciekawy wątek, otóż w początkach Sejmu Wielkiego Franciszek Ksawery Branicki, Szczęsny Potocki, Seweryn Rzewuski, późniejsi liderzy Targowicy, byli w obozie nazywanym ówcześnie patriotycznym.

W powstaniu kościuszkowskim zostali skazani na karę śmierci jako zdrajcy, a wcześniej byli patriotami?

W historii przyjęło się przedstawiać stan rzeczy z lat 1791-1792, a sytuacja szybko się zmieniała i nie była tak jednoznaczna, jak nam się dzisiaj wydaje…

No właśnie, skoro mówimy o zdrajcach i patriotach. Kiedy w 1792 roku wojska polskie cofały się pod naporem Rosjan, nie kto inny, tylko sam Hugo Kołłątaj namawiał króla, aby przystąpił do Targowicy, a sam czmychnął z Warszawy. Po prostu wystawił króla. Ale historia zobaczyła w Kołłątaju tylko patriotę, podczas gdy król wyszedł na tchórza.

Król był przeświadczony, że zbliża się klęska i nie uda się obronić Konstytucji 3 maja i w tej sytuacji uznał, że trzeba ocalić, co można. Uważał, że przystępując do targowiczan, zachowa jakiś wpływ, aby nie zniszczyli wszystkiego. No i liczył na swoje wpływy u Katarzyny II, która była patronką Targowicy.

Po tylu latach upokorzeń miał jeszcze złudzenia co do Katarzyny?

Niestety, tak. I tu można mieć wobec niego zarzut, że nie wyciągnął żadnych wniosków z dotychczasowych doświadczeń. Liczył na jej sentyment i uczucia. A w polityce nie ma miejsca na uczucia.

Wspomniał Pan o trzech targowiczanach, skazanych na śmierć. Oni też zostali w pewien sposób zaszufladkowani. Rzewuski stanął na czele Targowicy, ale kiedy dowiedział się w 1793 roku, że szykuje się drugi rozbiór, wyjechał w ogóle z Polski, Branicki nie podpisał żadnego z traktatów rozbiorowych. Zdrajcą w pełnym tego słowa znaczeniu był chyba tylko Szczęsny Potocki, który po rozbiorach zaciągnął się do armii carskiej i uznał się za poddanego carycy.

Ludzi trzeba oceniać po ich działaniach, ale uwzględniając ówczesne realia. Rosja miała w Polsce swoje stronnictwo. Ale to nie byli ludzie zafascynowani carycą czy rosyjskim modelem rządów. Oni zwyczajnie pobierali pensję z ambasady rosyjskiej i działali zgodnie z jej wytycznymi. Taką postacią, wyjątkowo paskudną, był Adam Poniński, marszałek pierwszego Sejmu rozbiorowego. Co do niego nie ma żadnych wątpliwości. Natomiast te trzy postacie, o których pan mówi, to byli politycy, którzy mieli swoją wizję - powrót do stanu czasów saskich. Byli hetmanami, a reformy Stanisława Augusta Poniatowskiego pozbawiły hetmanów znaczenia. Chcieli po prostu władzy. Drugi rozbiór był dla nich zaskoczeniem, nie spodziewali się, że Katarzyna II tak może ich oszukać.

Dziwne rozumowanie - liczenie na obcego władcę, że coś im za darmo załatwi.

To był właśnie powszechny grzech polityków polskich z tego okresu - liczenie na Katarzynę II. Nie podoba mi się król, chciałbym coś zmienić - jadę do Petersburga. Taki Branicki, jeden ze zdolniejszych wtedy polityków, nieu-tannie jeździł do Petersburga, a nawet ożenił się z naturalną córką Katarzyny II. To samo robili Czartoryscy, wprowadzając reformy, kiedy opierali się na rosyjskich bagnetach. To była powszechna praktyka - załatwianie spraw nie w Warszawie, lecz w Petersburgu.

Wróćmy jeszcze do Stanisława Augusta Poniatowskiego. Rok 1795, trzeci rozbiór. Król mógł jeszcze zachować twarz, a on abdykował. Mógł emigrować, może zostać w rosyjskiej niewoli. Więziony król byłby jakimś symbolem. A tak…

Emigrować nie mógł. Towarzyszył mu rosyjski oddział, który formalnie był eskortą, a w praktyce go pilnował. Poza tym ta jego uległość wobec Katarzyny II i skłonność do akceptowania porażek. Miał wcześniej sytuacje, w których mógł podjąć stanowcze decyzje, ale nie zrobił tego, uważając, że niewiele to da, a dla kraju może skończyć się źle.

Ale czy mogło skończyć się gorzej, niż się skończyło?

Nie, ale mogło trwać dłużej. Czasami podnosi się wobec ówczesnych polityków zarzuty, dlaczego nie poczekali z reformami jeszcze kilku lat. Katarzyna II zmarła w 1796 roku, a po niej na tron wstąpił Paweł I, przychylny Polsce, który uwolnił zarówno Stanisława Augusta Poniatowskiego, jak i Kościuszkę. Tylko widzi pan, my już wiemy, co się zdarzyło później.

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki