Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O wywiadach

Witaszczyk na dziś
Znowu winni są dziennikarze. Nie wiadomo, co z cyklistami, bo zawsze winni są w parze. Powyższe stwierdzenie odnosi się do felietonu, w którym opisałem poglądy posłanki Joanny Muchy na system opieki zdrowotnej.

Po burzy, którą wywołał jej wywiad, Mucha niby wyraziła ubolewanie i niby wzięła winę na siebie: że autoryzowała wywiad "przez telefon, w wielkim pośpiechu, bez poświęcenia mu odpowiedniej uwagi". Ale od razu wywinęła się: "w tekście znalazły się przeinaczenia moich słów". "Przeinaczenie"? Jestem pewien, że dziennikarka spisała słowa posłanki, skutkiem czego w Polskę poszły prawdziwe złote myśli Muchy. Mucha nie wyobrażała sobie, że gadka o starych ludziach, którzy co dwa tygodnie chodzą do lekarza dla rozrywki, wywoła skandal. Trzeba mieć wyobraźnię. Z wywiadami tak jest, że osoba, która ich udziela, musi myśleć. A jeśli nie potrafi myśleć i kontrolować tego, co gada, to powinna mieć rozum przy autoryzacji.

Ponad 20 lat temu przeprowadzałem wywiad z profesorem ekonomii, nagrywając wszystko na taśmie. Wywiad został opublikowany dopiero w trzeciej wersji! Profesor zmieniał wszystko. - Przecież to są pana słowa, mam je nagrane - broniłem pierwszej wersji. - Zmieniłem poglądy - odpowiadał profesor, wprowadzając zmiany. Nigdy już z nim nie przeprowadziłem wywiadu. Umarłbym z głodu. Dziennikarz żyje z pisania.

Jest jeszcze inna możliwość: dziennikarz myśli za rozmówcę. W dawnych czasach wypytywałem ministra. Chłop dobrze rządził resortem, miał niegłupie pomysły, ale "rozumu" do gadania nie miał. Wywiady przeprowadzało się wtedy siedząc naprzeciw "wywiadowanego". Tak więc, rozmawiając z człowiekiem z Warszawy, trzeba było do stolicy jeździć dwa razy: raz na rozmowę, drugi do autoryzacji. Żeby z autoryzacją jechać tylko raz, sam przetłumaczyłem "złote myśli" ministra. Efekt tak mu się spodobał, że z ministerialnej lodówki wyjął wędzonego węgorza. Niestety, nie lubię wędzonych węgorzy. Został w lodówce. Potem już nigdy nie tłumaczyłem, co rozmówcy "mieli na myśli". Coraz częściej okazywało się, że nic nie mieli. I właśnie tę pustkę też nieraz trzeba przekazać czytelnikom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki