Wyjątkowość ostatniego łódzkiego podpalenia polega na tym, że oba auta należały do policjantów. Zemsta kiboli? Trudno wróżyć z fusów. Na pewno jednak to, że płoną samochody przypadkiem nie jest. Na ulicach polskich miast nie ma policji! A jeśli jest, to przemyka radiowozem. Ostatni raz pieszego policjanta (ze strażnikiem miejskim) widziałem w Łodzi lata temu na Piotrkowskiej. Obu panom auto przejechało prawie po butach, ale żaden nie sięgnął po notes, żeby zapisać numer rejestracyjny. W lipcu podobny mieszany patrol obserwowałem w innym wojewódzkim mieście. Tu też funkcjonariusze "nie widzieli", jak ludzie łażą po trawniku, wyrzucają pety, a rowerzyści przeganiają pieszych z chodnika.
W odniesieniu do łódzkiego podpalenia znamienna była informacja, że żadne z aut nie znajdowało się w zasięgu kamery. Kamerami i patrolami samochodowymi porządku się nie utrzyma. Na ulicy - w dzień i w nocy - musi być żywy policjant, który reaguje na każde, nawet najdrobniejsze wykroczenie - niekoniecznie mandatem, pouczenie wystarczy. Najgorsze bowiem jest poczucie bezkarności. Wiadomo: od rzemyczka do koniczka.
Jerzy Witaszczyk
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?