Romney dziękował za naszych żołnierzy, którzy walczyli ramię w ramię z ich żołnierzami w Iraku i w Afganistanie. Wspomniał też - a jakże - Jana Pawła II. Rzecz jasna oświadczył, że Polska "nie ma większego przyjaciela i sojusznika niż naród amerykański". Poczuliśmy się pępkiem amerykańskiego świata.
Szczyt maestrii osiągnął jego sekretarz, strofując amerykańskich dziennikarzy, kiedy usiłowali pytać Romneya przed Grobem Nieznanego Żołnierza: "To jest święte miejsce dla narodu polskiego. Pocałujcie mnie w d... Pokażcie trochę szacunku".
Od strony marketingowej wizyta nie różniła się od wizyt gwiazd estrady. Od najdawniejszych czasów, jak tylko coś takiego przyjeżdżało do Polski, chwaliło nas i mówiło, co chcieliśmy usłyszeć. Np. męskie gwiazdy zachwycały się urodą Polek, damskie twierdziły, że zaszokowała ich galanteria Polaków.
Co dla Polski wyniknie z tej wizyty, jeśli Romney zostanie 45. prezydentem USA? Nic. Może z wdzięczności, że był, znów damy się wmanewrować w jakąś amerykańską wojnę? Jeśli na wizycie ktoś skorzysta, to sam Romney. Zdjęcie z Wałęsą może mu przysporzyć trochę głosów.
Jerzy Witaszczyk
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?