Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odziedziczyła po ojcu prawie 200 tys. zł własnych alimentów

Agnieszka Jasińska
Ewelina całe życie spędziła z mamą. Ojciec w ogóle się nią nie interesował, nie płacił alimentów. Jej najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to spacery z mamą po ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Mama jest dla niej wszystkim
Ewelina całe życie spędziła z mamą. Ojciec w ogóle się nią nie interesował, nie płacił alimentów. Jej najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to spacery z mamą po ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Mama jest dla niej wszystkim Grzegorz Gałasiński
Ewelina Staniewska z Łodzi nie odrzuciła na czas spadku po tacie. Nie wiedziała, że musi. Kiedy przyszedł pozew z sądu, załamała się. Ojciec zadłużył się, bo nie płacił jej alimentów. Pieniądze dostawała z funduszu alimentacyjnego.

Kiedy skończyła 18 lat, pojechała do firmy ojca. Nie poznał jej. "Co tam słychać?" - zapytał. Nic się nie zmienił. Nadal niezbyt był nią zainteresowany. Zmarł 8 lat temu. Zostawił córce ponad 200 tys. zł długu. W sądzie dowiedziała się, że ma spłacać... alimenty, których ojciec nigdy jej nie płacił. W porę nie odrzuciła spadku. Nie miała pojęcia, że musi to zrobić. Zawalił jej się świat.

Złe wspomnienia o ojcu wyparła z pamięci. Pamięta tylko to co dobre. Nie ma tego dużo. Edyta pamięta, jak ojciec nucił jej piosenki Perfectu i Czerwonych Gitar. To dzięki niemu bardzo lubi taką muzykę. Pamięta też jak w wynajętym aucie pozwolił jej trzymać kierownicę. I jeszcze pamięta wycieczkę do lasu. Bardzo chciałaby opowiedzieć więcej takich historii.

- Miałam 3 latka, kiedy rodzice się rozwiedli - wspomina Edyta Staniewska z Łodzi. - Najpierw ojciec widywał się ze mną w wyznaczonych przez sąd dniach. Potem w ogóle przestał. Ja siedziałam pod drzwiami i płakałam, kiedy nie przychodził. Nie chciałam iść spać, czekałam na niego, tęskniłam. Pamiętam jak przez mgłę, że był na mojej komunii. Potem widziałam go jeszcze parę razy. Nie chciał mnie znać, nie utrzymywał ze mną żadnych kontaktów, nie płacił alimentów.

Tak bardzo chciałam, żeby się ucieszył, że mnie widzi

Mama jest dla Edyty wszystkim.

- Była i mamą, i tatą. Pracowała bardzo dużo, żeby mi niczego nie brakowało. Chodziłyśmy razem do muzeum, na lody na Piotrkowską. Kiedyś pojechałyśmy do Kołobrzegu. Tam był wtedy koncert Majki Jeżowskiej. Ale było super - wspomina łodzianka.

Edycie jest ciężko, kiedy mówi o tacie. Jej oczy od razu smutnieją.

- Jak skończyłam 18 lat, postanowiłam się z nim spotkać. Dowiedziałam się, że ma firmę poligraficzną, pojechałam tam - wspomina Edyta. - Długo się zastanawiałam nad tym czy powinnam się z nim spotkać. Ale bardzo chciałam. Zdobyłam się na odwagę. Poszłam do niego pod pretekstem kserowania książki. Nie poznał mnie. Był zaskoczony, kiedy dowiedział się, kim jestem. Jak gdyby nigdy nic zapytał "co tam słychać?". Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Tak bardzo chciałam, by się ucieszył, że mnie widzi. Tak nie było.

Od tego spotkania niewiele się zmieniło pomiędzy ojcem a córką.

- Nawet nie pamiętam czy w ogóle wiedział, że zdałam maturę - opowiada Edyta. - To mama była wtedy przy mnie, wspierała mnie, razem kupowałyśmy sukienkę na studniówkę.

Edyta nie dostała się na wymarzone studia. Chciała trafić na geografię i turystykę. Musiała zmienić swoje plany. Zaczęła uczyć się na technika usług kosmetycznych. Dzisiaj pracuje w klinice dermatologicznej. Lubi swój zawód.

Ojciec zachorował nagle.

- Zadzwonił do mnie jego brat. Powiedział, że ojciec leży na OIOM-ie - wspomina Edyta. - Pojechałam szybko do szpitala. Ojciec leżał już pod respiratorem. Nic już nie mówił. Wiele mu chciałam jeszcze powiedzieć. Nie zdążyłam. Następnego dnia zmarł.

Edyta nie zdążyła z nim porozmawiać przed śmiercią. Nie zdążyła usłyszeć od niego wszystkiego, co chciała.

- Tak bardzo czekałam, że kiedyś powie, że mnie kocha. Nigdy tak nie powiedział. Mama często mówiła, że mnie kocha, że byłam chcianym dzieckiem, dzieckiem miłości. Tak bardzo chciałam usłyszeć to również od taty - zawiesza głos Edyta. - Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie kontaktował się ze mną, dlaczego się mną nie interesował. Przepłakałam przez to wiele nocy.
Ojciec Edyty zmarł w 2006 roku. 3 lata później córka z matką dostały pozew sądowy. Okazało się, że odziedziczyły jego długi. Prawie 200 tys. zł.

- W pozwie było napisane, że chodzi o sprawę spadkową i dziedziczenie. Od razu miałam złe przeczucia - mówi Edyta. - Poszłam do sądu razem z mamą. Nie miałyśmy pieniędzy na adwokata.

Nie interesował się mną, ja nie interesowałam się spadkiem

Po pierwszej rozprawie matka z córką załamały się.

- Nie widziałyśmy żadnego rozwiązania. 200 tys. zł to dla nas niewyobrażalnie dużo pieniędzy. W myślach widziałam, jak ten dług spłacają moje dzieci i wnuki. Liczyłam w pamięci, jak rozłożyć go na raty - mówi Edyta. - Byłyśmy przerażone. Tym bardziej że w sądzie niewiele mogłyśmy się dowiedzieć. Nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Nie wiedziałyśmy, jak i kogo pytać.

Te prawie 200 tys. zł długu to były alimenty, które ojciec powinien jej płacić. Nie płacił. 200 tys. zł to kwota wraz z odsetkami. Pieniądze dostawała z funduszu alimentacyjnego. Brzmi jak żart. Ale Edycie ani przez chwilę nie było do śmiechu.

Mama Edyty usłyszała gdzieś, że adwokaci udzielają bezpłatnych porad prawnych. Poszła tam razem z córką.

- Usłyszałyśmy, że nikt nam nie jest w stanie nic obiecać, że to będzie trudna sprawa. Ale postarają się nam pomóc - mówi Edyta. - Wtedy pojawiła się w nas nadzieja, że wszystko się jakoś ułożyć. To była pierwsza pozytywna myśl.

Sprawa trafiła do sądu, ponieważ Edyta nie odrzuciła spadku po ojcu w ciągu pół roku od jego śmierci.

- Nie miałam pojęcia, że powinnam tak zrobić. Skąd miałam to wiedzieć? Ojciec nie interesował się mną, więc ja nie interesowałam się ani nim, ani spadkiem. W ogóle nie przyszło mi do głowy myślenie o takich sprawach - mówi Edyta.

Na rozprawach w sądzie matka z córką spędziły kilka lat. Na palcach jednej ręki mogą policzyć przespane w tym czasie noce.

- To była taka walka ze sobą, czy się wszystko ułoży, takie życie w niepewności. Myślałam, co to będzie, jak przegramy - wspomina Edyta. - Mama już nie pracowała. Ja utrzymywałam siebie i pomagałam jej. Nie było nam łatwo.

Sprawę Edyty prowadził adwokat z urzędu. Nie płaciła mu.

- Przez tę sprawę przekonałam się, że adwokaci to też ludzie, mają uczucia, własne doświadczenia. Słyszy się dużo, że są bardzo drodzy, wyciągają pieniądze, że różnie z nimi bywa. Mój adwokat rozumiał, że moja sprawa jest wyjątkowa, rodzinna. I zajmował się mną najlepiej, jak potrafił. Bez pieniędzy. To takie dziwne w dzisiejszych czasach - podkreśla Edyta. - Bez adwokata nie dałabym sobie rady, nie wiedziałabym, jak się bronić. Tylko dzięki niemu moja historia ma happy end. Jednak są sytuacje, kiedy człowiek bez pomocy nie może sobie sam poradzić.
Życie znów się do mnie uśmiechnęło

Kamień z serca. Tak się mówi, gdy zmartwienie znika. Kiedy Edyta usłyszała wyrok sądu poczuła, że życie znów się do niej uśmiechnęło.

- W jednej chwili odeszły wszystkie złe myśli. Znów mogłam planować przyszłość, znów życie stało się piękne - uśmiecha się Edyta.

Sprawa w sądzie nauczyła Edytę, że trzeba dbać o swoje prawa i pilnować swoich spraw.

- W życiu trzeba po równo kierować się rozsądkiem i sercem. Musi być równowaga. Serce nie zawsze jest dobrym doradcą. Trzeba twardo stać na ziemi - mówi Edyta. - Jest takie powiedzenie: "czyń dobro, bo ono do ciebie wraca". To prawda, wcześniej czy później wraca. Zło też wraca, tylko szybciej.

Edyta ma 28 lat. Jeszcze nie założyła rodziny. Ale wie, jaka ta rodzina będzie.

- Chciałabym, żeby mój partner kochał mnie i szanował. I jeśli będziemy mieć dzieci, żeby się o nie troszczył. Ja nie wiem, jak to jest mieć ojca w domu. Ale bardzo chciałabym mieć dom, w którym będzie ojciec - mówi Edyta.

Rodzice w statystykach nie wyglądają dobrze

Niestety, nie tylko Edyta miała problem przez to, że w porę nie odrzuciła spadku.

Eweliny spod Błaszek w powiecie sieradzkim nie było jeszcze na świecie, kiedy ojciec zaciągał kredyt, ani wtedy, kiedy dług obciążył hipotekę gospodarstwa rodziców. Dla windykatora było to jednak bez znaczenia. Odkupił od banku wierzytelność. Gdy Ewelina skończyła 18 lat, dostała wezwanie do zapłaty 15 tys. zł z odsetkami za 20 lat.

Dziewczyna miała rok i 7 miesięcy, kiedy w wypadku samochodowym zginęła jej mama. Została z ojcem i prawie dorosłym bratem. Tata się załamał. Życie mu się rozsypało. Dziewczynę wzięli do siebie znajomi rodziców. Miała tam być tylko na czas pogrzebu, została na zawsze.

Ewelina własnego ojca widziała może raz. Gdy zmarł, zostawił po sobie gospodarstwo. Niecałe 5 hektarów. Ewelina nie zainteresowałaby się nim, gdyby nie windykator. To on wykupił od banku dług ojca i postanowił ściągnąć należność ze spadkobierców i wystąpił do sądu o przeprowadzenie postępowania spadkowego. Po rodzicach w połowie dziedziczyli Ewelina i jej starszy brat. Ona mogła odrzucić spadek i pozbyć się długów ojca. Ale była wtedy niepełnoletnia, a opiekunowie nie chcieli sami decydować i pozbawiać jej wszystkiego po rodzinie. Spadku nie odrzucono na czas.

Pod koniec ubiegłego roku zapadł wyrok w sprawie spadku Eweliny. Dziewczyna na szczęście nie straciła gospodarstwa po rodzicach. Zawarto ugodę. Sąd zobowiązał ją jednak, by zapłaciła 15 tys. zł.

Ewelina postanowiła, że zapłaci dług zaciągnięty przez ojca z pieniędzy, jakie dostała jako odszkodowanie po śmierci matki. Była szczęśliwa, że jej kłopoty się skończyły.

Takie historie jak Edyty czy Eweliny mogą spotkać każdego z nas. Rodzice często wstydzą się mówić o swoich problemach i dzieci nawet nie wiedzą, że mama czy tata nie ma z czego zapłacić za czynsz, wodę czy spłacić pożyczkę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki