Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ofiary oszustwa "pod legendą". Michał i policjant byli fałszywi, a długi prawdziwe

Alicja Zboińska
Alicja Zboińska
Najpierw był telefon od Michała. Poprosił o pożyczenie pieniędzy. Potem zadzwonił policjant, który powiedział, że Michał jest oszustem i poprosił o pomoc w jego ujęciu. I nikt nie miał pojęcia, że policjant jest równie fałszywy jak Michał, a zasadzka nie jest na oszusta, tylko na pieniądze starszego małżeństwa z Łodzi

Jedenasty sierpnia 2015 roku. Pozornie data jak inne. W kalendarzu nie jest zaznaczona na czerwono. Ale dla 79-letniej Krystyny z Łodzi i jej 79-letniego męża Janusza to najgorszy dzień w życiu. A w zasadzie najgorsze popołudnie i wieczór. Chcieli pomóc policji, a o dorobku życia i zachowaniu twarzy w zasadzie mogą zapomnieć.

Pani Krystynie mocno trzęsą się ręce. To nie tylko ogromne zdenerwowanie, ale także poważna choroba neurologiczna. Im dłużej odtwarza wydarzenia z feralnego 11 sierpnia 2015 roku, tym trudniej jej zachować spokój.

Nie podnosi głosu, nie zanosi się płaczem. Stara się rzeczowo opowiedzieć, jak do „tego” doszło. Tego, czyli blisko 30-tysięcznego długu. Długu, który obiecali spłacić do końca tego kwartału. Z każdym dniem maleją szanse na zachowanie twarzy, a pomoc nie nadciąga z żadnej strony.

A „to” zaczęło się od telefonu. Koło godziny 16.30 ktoś zadzwonił na telefon stacjonarny, przedstawił się jako Michał i poprosił o połączenie z wujkiem. Do telefonu podszedł mąż pani Krystyny i usłyszał, że Michał jest w tarapatach finansowych i poprosił o pożyczenie pieniędzy. Zaskoczony „wujek” zdołał wyjąkać, że nie ma pieniędzy. Michał się rozłączył.

Po chwili rozdzwonił się telefon stacjonarny. Tym razem to nie był Michał.

- Zadzwonił mężczyzna, który przedstawił się jako policjant z komisariatu przy ulicy Sienkiewicza w Łodzi - pani Krystyna relacjonuje wydarzenia z feralnego dnia. - Podał imię, nazwisko, stopień służbowy, numer legitymacji. I poprosił męża o pomoc w złapaniu oszustów. Przecież nie mogliśmy odmówić policji.

Pani Krystynie nie sprawia kłopotu odpowiedź na pytanie, czy nie wydało im się podejrzane, że „policjant” zadzwonił, gdy tylko ów Michał się rozłączył. Emeryci nie zdążyli się nawet nad tym zastanowić, gdyż rozmówca zapewnił ich, że mieszkanie od dawna jest „pod obserwacją”. Poza tym pan Janusz owego policjanta postanowił sprawdzić. Zadzwonił pod 997, gdzie uzyskał potwierdzenie, że taki policjant rzeczywiście pracuje na tym komisariacie. Nic więcej nie było im trzeba.

O kilka „nie” za mało, o kilka „tak” za dużo

Od tego czasu pan Janusz ślepo podążał za instrukcjami „policjanta”. Zbuntował się tylko raz, ale i tak nic to nie zmieniło. Gdy okazało się, że małżeństwo ma do dyspozycji tylko tysiąc złotych, fałszywy - jak się jeszcze tego samego dnia okaże - policjant zasugeruje wizytę w banku i wzięcie kredytu. Transakcja całkowicie bezpieczna, gdyż po całej sprawie kredyt zostanie anulowany.

„Policjant” prowadzi pana Janusza do najbliższego oddziału PKO BP. Przed okienkiem emeryt staje około godz. 17.50. Pracownik banku słyszy, że pan Janusz chce pożyczyć 30 tysięcy złotych. Emeryt ma przy sobie decyzję o waloryzacji emerytury z marca ubiegłego roku oraz dowód osobisty. Okazuje się, że to wystarcza. Już 40 minut później pan Janusz może wyjść z banku z banknotami w kopercie. Nie jest to dokładnie 30 tys. zł - w końcu banki zarabiają na prowizjach - tylko 27.300 zł.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Odbiera kolejny telefon. I wtedy po raz pierwszy powie „nie”. Odmówi wrzucenia pieniędzy do kosza na śmieci, co sugeruje rozmówca. Z małą - na emeryckie warunki nawet sporą - fortuną wsiądzie do tramwaju i pojedzie do domu.

„Policjant” nie daje za wygraną. Podczas kolejnego telefonu uspokoi pana Janusza, że akcja jest już przygotowana. Na wątpliwości emeryta odpowiedź jest tylko jedna: starszy pan słyszy, że utrudnia pracę policji. A przecież chciał tylko pomóc.Rozmówca każe zejść przed dom i przekazać pieniądze znajdującemu się tam mężczyźnie. Ma to pozwolić policji na złapanie przestępcy na gorącym uczynku. I nawet nie bardzo pana Janusza zdziwi to, że policjantów nigdzie nie widać. Widać dobrze się ukryli. Mężczyzna stojący pod domem bierze pieniądze i zaczyna uciekać. Emeryt nie ma szans go dogonić, wraca do domu.

Dzwonek telefonu. „Policjant” informuje o sukcesie akcji, dziękuje za pomoc, obiecuje zwrot pieniędzy w ciągu maksymalnie dwóch godzin. Gdy mijają trzy, a z dotychczasowym rozmówcą nie ma kontaktu, pan Janusz dzwoni na policję.

Sprawa jest w toku, a termin się zbliża

Prawdziwy policjant dociera do małżeństwa emerytów przed północą. Wysłuchuje całej historii, spisuje protokół. Sprawa jest w toku.

Pani Krystyna i pan Janusz już wiedzą, że zostali oszukani. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że policja - ta prawdziwa - szybko złapie sprawcę, a on może odda pieniądze. Na razie zostaje jednak kwestia niemałego kredytu w banku. Przy emeryturze męża w wysokości 1.700 zł i jej o 50 zł niższej rata w wysokości kilkuset złotych to prawdziwy problem. Tak naprawdę trudno sobie przypomnieć, kto wpada na pomysł szybszego spłacenia kredytu. Pomagają rodzina i przyjaciele, małżeństwo zbiera całą potrzebną kwotę i spłaca kredyt przed czasem. Zobowiązuje się zarazem, że do końca pierwszego kwartału odda pieniądze. I jak to zazwyczaj bywa - łatwiej zaplanować niż zrobić.

Pomysły są w zasadzie dwa: z mieszkania sprzedać najcenniejsze rzeczy, by uzbierać choć część potrzebnej sumy. Co z resztą niebagatelnej kwoty? Emeryci wpadają na pomysł, by o pomoc poprosić bank. To w końcu instytucja zaufania publicznego, zwłaszcza że bank jest państwowy. Pani Krystyna i jej mąż proszą więc o finansową zapomogę.

W piśmie do banku łodzianin podaje fakty (pisownia oryginalna):

„ - zaciągnięta pożyczka była wymuszona przez oszustwo

- jestem osobą starszą (79 lat) i chorą, posiadam grupę inwalidzką po załamaniu w nieszczęśliwym wypadku nogi w biodrze, gdzie mam założoną blachę, jestem astmatykiem, mam wadę słuchu

- mieszkam wraz z żoną (79 lat) również schorowaną: cukrzyca, nadciśnienie, zwyrodnienie bioder, silne drżenie rąk

- nie dysponujemy żadnymi oszczędnościami...

Pieniądze w kwocie 30.000 zł, które umożliwiły odstąpienie od wymuszonej przez oszustów umowy, pożyczyliśmy od członków naszej rodziny, które mamy obowiązek oddać w pierwszym kwartale 2016 roku.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Nie pozostaje nam nic innego, jak wyprzedawanie cenniejszych rzeczy z naszego dorobku małżeńskiego, a to i tak nie wystarczy na zebranie 30.000 zł, dlatego prosimy uprzejmie o pomoc finansową w spłacie naszych zobowiązań w stosunku do rodziny, co da nam możliwość uspokojenia nerwowego, pożycie jeszcze paru lat, bo to co nas spotkało, zabrało nam wiele zdrowia i lat życia”.

Bank informuje tylko o jednej możliwości pomocy. Proponuje... udzielenie kolejnego kredytu, dzięki któremu emeryci będą mogli oddać pieniądze rodzinie. Dla nich to propozycja nie do przyjęcia.

Nie pomagają odwołania od tej decyzji. W kolejnej odpowiedzi na skargę pana Janusza bankowcy ponawiają swoją propozycję - ale nie bezwarunkowo: „W ramach pomocy finansowej bank proponuje skarżącemu udzielenie kredytu, pod warunkiem posiadania zdolności kredytowej” - tak bankowcy podsumowują swoją odpowiedź.

Bank - związany tajemnicą bankową - konkretnej sprawy nie komentuje. Roman Grzyb, ekspert banku, zaznacza, że pracownicy robią wiele, by zapobiec kłopotom emerytów.

- Pracownicy PKO Banku Polskiego są szczególnie wrażliwi na próby wyłudzenia pieniędzy od osób starszych - podkreśla Grzyb. - Jeśli jednak klient jest zdecydowany i kategorycznie żąda wypłaty środków, czy to z lokaty, czy to z kredytu, pracownik musi zastosować się do dyspozycji. Przykro nam, że nie zawsze udaje nam się przekonać klientów, że nie należy podejmować pochopnych decyzji, że trzeba dokładnie sprawdzić, komu chcemy przekazać pieniądze, że warto skontaktować się z policją. Nasi pracownicy są szkoleni, aby dopytywać się starszych osób, które nagle wypłacają większe sumy, na jaki cel chcą je przeznaczyć. Takie zachowanie może być czasami odbierane jako nadmierna dociekliwość, jednak dzięki temu i ścisłej współpracy z policją, udało się zapobiec wielu kradzieżom „na wnuczka” i „na policjanta”.

Bank także przyłączył się do policji i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które przestrzegają przed oszustami.

Wiadomo, że pani Krystyna i jej mąż nie są sami. I choć z reguły w kupie raźniej, to jednak nie tym razem. Od początku ubiegłego roku tylko w Łodzi metodą na fałszywego krewnego i równie prawdziwego policjanta próbowano oszukać ponad 20 osób. Policjanci - ci prawdziwi - zapewniają, że gromadzą materiał dowodowy, a także - jak zapewnia młodszy inspektor Joanna Kącka, rzecznik łódzkiej policji - prowadzą działania pozaprocesowe, mające na celu zatrzymanie sprawców procederu. Na razie w ręce policji wpadli dwaj mężczyźni: 32- i 34-latek. Teraz policjanci chcą zatrzymać tych, którzy kierują akcją.

Pani Krystynie i jej mężowi z trudem przychodzi czekanie. Boją się jednak, że nie stanie się to zbyt szybko, a koniec pierwszego kwartału tego roku zbliża się nieubłaganie. Tak jak nieubłagany jest bank, który sprawę kredytu najwyraźniej uważa za zakończoną.

Pan Janusz nerwowo reaguje na słowo „pomoc”. Gdy ostatni raz usłyszał taką prośbę, bez wahania jej udzielił. Sam się jednak nie doczekał...

Zobacz filmowy skrót najważniejszych wydarzeń minionego tygodnia - 15 - 21 lutego 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki