Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opiekunowie znęcali się nad dziećmi?

Łukasz Janikowski
Grzegorz Gałasiński/archiwum
Mieszkańcy Kutna są zszokowani doniesieniami, że w jednej z rodzin zastępczych w mieście, mającej status pogotowia opiekuńczego, miało dochodzić do maltretowania przebywających tam dzieci. Pod koniec października pracownicy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie odebrali maluchy, które były pod opieką tej rodziny.

Informacje o nieprawidłowościach dotarły do Biura Rzecznika Praw Dziecka, a ten powiadomił Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie. W efekcie 30 października pracownicy PCPR przyjechali do państwa S., którzy są od 2005 roku rodziną zastępczą i zabrali pięcioro przebywających u nich dzieci w wieku od dwóch miesięcy do pięciu lat.

- Zdecydowaliśmy się przenieść dzieci do innej rodziny zastępczej - mówi Ewa Wypych, zastępca dyrektora PCPR w Kutnie. - Sprawą teraz zajmuje się policja i do czasu jej wyjaśnienia maluchy tam pozostaną.

Sprawą zajmują się już funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Kutnie.

- Uzyskaliśmy informację, że w pogotowiu opiekuńczym w Kutnie może dochodzić do nieprawidłowości - mówi starszy aspirant Paweł Witczak. - Sprawdzamy, czy nie znęcano się nad małoletnimi.

W domu państwa S. przebywała czwórka dzieci. Najmłodsze ma 2 miesiące, najstarsze 5 lat. Oprócz tego mieszka tam pięcioro członków rodziny. Według wiedzy osób, które zaalarmowały o wszystkim służby, między małżonkami był konflikt. W kwietniu doszło nawet do tego, że mąż próbował popełnić samobójstwo. Matki dzieci, które trafiły do rodziny zastępczej przy ul. Górnej w Kutnie, także narzekają na to, co się tam działo.

- Wiem, że była taka sytuacja. Nasze dzieci dostawały na obiad parówki z ziemniakami, pociechy małżeństwa S. normalny obiad - mówi jedna z mam. - Moje dziecko skarżyło się, że jest zamykane w pokoju, bo się moczy. Prosiło, żebym je stamtąd zabrała.

Są też poważniejsze oskarżenia wobec państwa S. Dotyczą, tego, że jedna dziewczynka została poparzona, a inna, która nie chodziła z powodu czterokończynowego porażenia, miała złamaną nogę. Wiele osób zarzuca pracownikom PCPR, że lekceważyli te sygnały.

- W marcu otrzymaliśmy sygnał, że może tam dochodzić do nieprawidłowości - mówi Ewa Wypych. - Pojechaliśmy na kontrolę. Zarzuty się nie potwierdziły. Kiedy odebraliśmy dzieci, zostały przebadane przez lekarza, wszystkie były zdrowe. W każdej rodzinie zdarzają się przecież wypadki. Tu wszystko było w porządku. Ta chora dziewczynka, która rok temu złamała nogę, kiedy trafiła do państwa S., tylko leżała jak kłoda. To rodzina S. woziła ją na rehabilitację do Płocka. Teraz dziecko siada, może stać, jest radosne i uśmiechnięte.

Damy ci więcej - zarejestruj się!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki