Na stronie internetowej swojej kancelarii prawnej Orszagh napisał: "Każdy ma prawo do szczęścia, ale nie każdy ma szczęście do prawa". W tym przypadku można powiedzieć, że jego klienci nie mieli szczęścia do prawnika. Dziś, kiedy rozwija się rynek usług pomocy prawnej, firmowanych przez nieprofesjonalistów, dyplomowany prawnik Orszagh twierdzi z otwartą przyłbicą (bo prosi o podawanie jego pełnego imienia i nazwiska), że informował klientów, że mają dwie drogi załatwienia adopcji: zgodną z prawem i szybszą: nielegalną. Decyzję zostawiał im do wyboru.
Czyżby znany prawnik i obrońca praw ofiar zmywał w ten sposób z siebie winę? Chyba tak, bo uważa, że nie robił nic złego. A nawet kreuje się na bohatera, który pomagał parom dotkniętym bezpłodnością, a dzieci ratował przed dorastaniem w patologicznej rodzinie. Tak jakby nadal tkwił w skórze rzecznika praw ofiar. Tylko zapomina o tym, że na jego wspaniałomyślność rzuca cień to, że za swoje usługi pobierał około 50 tysięcy złotych. Rzuca też cień na całe środowisko, otwarcie występujące przeciwko deregulacji zawodów prawniczych, która obniży, zdaniem prawników, jakość usług.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?