Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszukiwali metodą „na policjanta”. Rozpoczął się proces

Wiesław Pierzchała
Wiesław Pierzchała
Czy sędzia Monika Gradowska zatwierdzi karę zaproponowaną przez obronę i oskarżyciela? Przekonamy się wkrótce
Czy sędzia Monika Gradowska zatwierdzi karę zaproponowaną przez obronę i oskarżyciela? Przekonamy się wkrótce Krzysztof Szymczak
Wiesław Sz. w sądzie głośno szlochał i lamentował, gdyż przestępcy zatruli mu życie. Przez nich wziął 20 tys. zł kredytu, który spłaca do dzisiaj i bywa, że brakuje mu pieniędzy na jedzenie

Los sędziwego łodzianina Wiesława Sz. to najlepszy przykład tego, do jakich nieszczęść i dramatów rodzinnych doprowadziła działalność gangu oszustów wyłudzających pieniądze metodą „na policjanta”.

Proces 33-letniego Daniela M. i 35-letniego Marka M. zaczął się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Łodzi. Prokuratura zarzuca im, że dokonywali oszustw, podszywając się pod policjantów. Śledczy oskarżają ich o wyłudzenie 237 tys. zł od mieszkańców Łodzi i innych miast Polski. W sumie usłyszeli 18 zarzutów. Grozi im do 12 lat więzienia.

Na tyle jednak nie zostaną skazani, bo przyznali się do winy, przeprosili pokrzywdzonych i pragną dobrowolnie poddać się karze. Kim są? Odpowiadając na pytania sądu, Daniel M. oznajmił, że jest pedagogiem i ma wyższe wykształcenie. Przed osadzeniem w areszcie tymczasowym pracował w piekarni. Był już karany. Podobnie jak Marek M., który wyjaśnił, że ma wykształcenie średnie, nie posiada zawodu i przed zatrzymaniem przez policjantów utrzymywał się z prac dorywczych.

Na poprzedniej, wstępnej rozprawie broniąca oskarżonych adwokat Paulina Tomaszewska zasygnalizowała, że Daniel M. i Marek M. chcą dobrowolnie poddać się karze. Prokurator Dominika Surowiec z Prokuratury Okręgowej w Łodzi zgodziła się, ale pod warunkiem, że oskarżeni naprawią szkodę, czyli oddadzą wyłudzone pieniądze. Dlatego przez kilka tygodni oskarżeni zbierali gotówkę i wczoraj zgodnie oznajmili, że są gotowi pokryć szkody.

Do rozbieżności między obrońcą a oskarżycielem doszło jedynie w przypadku kary dla Marka M. Otóż mecenas Tomaszewska zaproponowała cztery lata więzienia, podczas gdy prokurator Surowiec domagała się czterech lat i dwóch miesięcy. Jednak wkrótce zapanowała zgoda, bo niejako „krakowskim targiem” ustalono, że kara wyniesie cztery lata i miesiąc więzienia. Ponadto Marek M. ma oddać pokrzywdzonym 103 tys. zł oraz zapłacić 15 tys. zł grzywny. Kara dla Daniela M. miała być podobna: cztery lata więzienia, 134 tys. zł dla po-krzywdzonych i 15 tys. zł grzywny.

Wydawało się, że w tej sytuacji nic już nie stoi na przeszkodzie, aby sędzia Monika Gradowska pochyliła się nad wnioskami i wydała wyrok. Tak jednak się nie stało. A to dlatego, że nieoczekiwanie pojawił się problem finansowy. Otóż wspomniany Wiesław Sz. podkreślił, że aby przekazać „policjantom” pieniądze, zaciągnął trzy lata temu 20 tys. zł kredytu, który spłaca do dzisiaj. Spłacił dopiero połowę, zaś na odsetki wydał już 5 tys. zł. I chce ich zwrotu.

Mecenas Tomaszewska oznajmiła, że jej klient nie jest przygotowany na dodatkowy wydatek w wysokości 5 tys. zł. Poprosiła, aby pokrzywdzony przedstawił wyciągi bankowe, które by potwierdziły, że tyle wyniosły odsetki. Oczywiście Wiesław Sz. nie miał wyciągów przy sobie, ale był tak zdeterminowany, że gotów był natychmiast wsiadać do tramwaju i przywieźć z domu potrzebne dokumenty. Sędzia Gradowska uśmiechnęła się widząc takie poświęcenie, jednak nie zgodziła się na taki wariant i odroczyła rozprawę do 2 lutego.

Jak działali oszuści


Schemat działania oszustów wyłudzających pieniądze metodą „na policjanta” był taki sam.

Najpierw do upatrzonej ofiary dzwonił tajemniczy mężczyzna i podawał się za wnuczka lub kuzyna. Po krótkiej rozmowie rozłączał się. Zaraz potem dzwonił drugi mężczyzna i przedstawiał się jako policjant. Podawał swoje imię, nazwisko i numer służbowy. Wyjaśniał, że przed chwilą dzwonił groźny, mający telefon na podsłuchu, oszust. Współpracuje on z nieuczciwymi bankowcami, którzy opróżniają konta klientów. Policji zależy na tym, aby całą szajkę schwytać na gorącym uczynku. Dlatego rzekomy policjant proponował zdumionemu rozmówcy udział w tajnej operacji. Miało to polegać na tym, że rozmówca wybierze z konta wszystkie pieniądze lub zaciągnie kredyt.

Oszuści umawiali się ze swymi ofiarami na przekazanie pieniędzy. Na spotkania wybierano miejsca ustronne, w których nie działają kamery monitoringu. Po przekazaniu paczki oszuści kazali pokrzywdzonym wracać do domu i czekać na telefon od policjantów. Oczywiście było to czekanie na Godota.

wp

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki