Strażaków zaalarmował kierowca ciężarówki, który przyjechał po towar do firmy sąsiadującej z lakiernią. Częścią lakierni jest stróżówka, w której - jak przypuszczają strażacy - dozorca zostawił na noc włączoną nagrzewnicę elektryczną, czyli popularną farelkę, aby rano - wobec fali mrozów - mieć ciepło w swojej dyżurce.
Teren z lakiernią był ogrodzony, a brama wjazdowa zamknięta. Dlatego strażacy musieli sforsować dwie przeszkody: bramę wjazdową i bramę segmentową, prowadzącą do hali z lakiernią.
- Na szczęście w lakierni było niewiele materiałów łatwopalnych, dlatego w pomieszczeniu było dużo dymu, a mało ognia - mówi Szymon Giza, rzecznik Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pabianicach. - W dachu budynku udało się wykonać otwory, dzięki którym dym miał gdzie się ulatniać.
Do rozprzestrzenienia ognia nie doszło też dzięki temu, że w lakierni - jak podkreśla aspirant Adam Kot, oficer dyżurny Komendy Powiatowej PSP w Pabianicach - były składowane farby produkowane na tzw. bazie wodnej, a nie rozpuszczalnikowej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?