Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Pustelnik: cóż nam po martwych bohaterach?

Piotr Brzózka
Piotr Pustelnik, himalaista z Łodzi.
Piotr Pustelnik, himalaista z Łodzi. Dziennik Łódzki/archiwum
Jeśli mogę zminimalizować ryzyko, to robię to - dzięki sprzętowi, umiejętnościom czy odpowiedniemu ustawieniu w głowie poziomu zagrożenia, którego nie akceptuję. Życie ludzkie jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Jak to się mówi patetycznie: cóż nam po martwych bohaterach? Z Piotrem Pustelnikiem, łódzkim himalaistą, rozmawia Piotr Brzózka.

W chwili kiedy rozmawiamy, dwóch polskich himalaistów z wyprawy, która zdobyła szczyt Broad Peak, uznanych jest za zaginionych. Niestety, to nie pierwsza taka smutna informacja z Himalajów i z pewnością nie ostatnia. Co - mimo śmiertelnego niebezpieczeństwa - pcha ludzi w góry?

To są nienamacalne rzeczy. Alpinizm nie powstał wczoraj, tylko dwieście lat temu. Jego generalnym przesłaniem była eksploracja, czyli szukanie białych plam na mapie, potem szukanie wyzwań. Zresztą podróżnicy, odkrywcy, robią to samo. Kieruje nimi chęć poznania świata.

Na własne życzenie na szali kładzie się swoje życie...

Tak. Ale takich zajęć, gdzie na szali kładzie się życie, jest bardzo dużo. A na pewno jest to coś, co dzięki pierwiastkowi niebezpieczeństwa pozwala życie bardziej cenić i szanować. Mimo że alpinizm poświęcił wiele czasu, pieniędzy i talentów, aby niebezpieczeństwo minimalizować, ono wciąż istnieje, jest immanentnie wbudowane w ten sport.

Ale Pan mówi, że sam nie lubi niebezpieczeństwa.

Nie lubię i dlatego staram się od niego trzymać jak najbardziej z daleka. Oczywiście, w górach nie jest to do końca możliwe. Ale jeśli mogę zminimalizować ryzyko, to robię to - dzięki sprzętowi, umiejętnościom czy odpowiedniemu ustawieniu w głowie poziomu zagrożenia, którego nie akceptuję. Życie ludzkie jest ważniejsze niż cokolwiek innego. Jak to się mówi patetycznie: cóż nam po martwych bohaterach?

Jaki poziom zagrożenia jest dla Pana nie do zaakceptowania?

To są rzeczy, które się odbiera własnym wnętrzem. Po prostu czasem włącza się w głowie czerwone światełko, które mówi "nie idź tam, tam jest zbyt niebezpiecznie". Ja się tego czerwonego światełka zawsze trzymałem, dlatego w czasie swoich wypraw miałem tyle powrotów - zawracałem prawie spod wierzchołka, mój organizm nie chciał już takiego ryzyka zaakceptować. Łatwiej było mi zawrócić i jeszcze raz przyjechać pod tę samą górę, niż przekroczyć granicę ryzyka.

Musiał Pan to niebezpieczeństwo, perspektywę śmierci oswajać jakoś w sobie?

Perspektywy śmierci nie da się oswoić. Tego ludzie jeszcze nie nauczyli się robić. Żyjemy po to, żeby umrzeć, ale nie jesteśmy w stanie tego w sobie oswoić, dlatego tak bardzo czepiamy się życia. Ryzyko jest czymś, co do pewnego stopnia jestem w stanie oswoić. Śmierć - nie.

Śmierć jest gdzieś obecna w tyle głowy, kiedy jest Pan wysoko w górach?

Nie. Posiadanie czegokolwiek takiego w tyle głowy natychmiast skazałoby mnie na powrót do domu bez podjęcia wyzwania. Staram się to usuwać, choć wiem że to nie do końca możliwe. Ale bardzo usilnie pracuję na tym, żeby o śmierci nie myśleć.

Żeby osiągnąć coś znaczącego w himalaizmie, lepiej być ostrożnym czy ryzykantem?

Zawsze trzeba być ostrożnym. Jak człowiek jest znakomicie przygotowany i ma dobre warunki, to odniesie sukces, nawet będąc ostrożnym. A jeżeli ktoś jest ryzykantem, to mu się uda raz, dwa, może trzy, a kiedyś mu się nie uda.

Pan jest ostrożny?

Rozmawia pan ze mną...

Pana najgorsza przygoda w górach?

Nie ma czegoś takiego jak najgorsza przygoda. Byłem kiedyś w takiej sytuacji: wiedzieliśmy, że mamy partnera chorego i że jeśli on nie wyzdrowieje w ciągu dwóch dni, to my na tyle osłabniemy, że umrzemy. Że nie będziemy w stanie zejść, że jesteśmy w pułapce. To były dwa koszmarne dni. Leżąc w namiocie i nie robiąc nic, rozmyślaliśmy, co będzie się z nami działo. Ale w człowieku zawsze do końca walczy pierwotne zwierzę, człowiek ma instynkt samozachowawczy, ogromną wolę przeżycia. W tyle głowy miałem myśl, że wyszedłem już z tylu podbramkowych sytuacji, że z tej też wyjdę. W górach trzeba myśleć pozytywnie. Wtedy zwyciężyło pozytywne myślenie.
Rozmawiał Piotr Brzózka

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki