Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wojnie sprowadzili się do Łodzi. Tutaj znaleźli swoje miejsce na ziemi

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Łódź była tym miejscem, gdzie po zawierusze wojennej i zmianie granic Polski schronienie znaleźli mieszkańcy Kresów Wschodnich. Repatrianci przybywali do naszego miasta między innymi z Wilna i Lwowa. Wielu z nich na stałe wpisało się w historię miasta

W Łodzi osiadła na przykład znana rodzina Cwynarów. Krzysztof znany polski piosenkarz, muzyk, prowadzi dziś Studio Integracji, które przez sztukę prowadzi rehabilitację osób niepełnosprawnych. Jego firma zajmuje się też promocją artystów dotkniętych niepełnosprawnością. Jego ojciec Stanisław był profesorem Akademii Medycznej w Łodzi, wybitnym psychiatrą, wieloletnim szefem szpitala w Kochanówce. Korzenie tej rodziny sięgają południowo-wschodnich rubieży Polski. Cwynarowie do Łodzi przywędrowali z Lwowa, przez Wilno, a po drodze zahaczyli o Kraków i Śląsk.

Aby opowiedzieć historię rodziny Cwynarów należy cofnąć się zatem do Lwowa. Tam, jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej, na Uniwersytecie Jana Kazimierza spotkali się Stanisław Cwynar i Zofia Szajowska. Stanisław przyjechał do Lwowa z Albigowa koło Łańcuta. Jego rodzice: Walenty i Maria Cwynarowie prowadzili tam gospodarstwo rolne.

- Mój tata, Stanisław uczył się w gimnazjum w Łańcucie - wspomina Krzysztof Cwynar. - Był bardzo dobrym uczniem. Musiał to dostrzec jeden z synów Potockiego, właściciela pałacu w Łańcucie, który sąsiadował ze szkołą. Wysłał on tatę na studia do Lwowa.

Stanisław miał rozpocząć studia na wydziale lekarskim, ale jego losy potoczyły się inaczej. - Tata był przystojnym mężczyzną i musiał mieć jakiś talent artystyczny - opowiada Krzysztof. - Pewnie dlatego namówiono go do nauki w szkole aktorskiej. Studiował we lwowskiej filii warszawskiej szkoły gry sceniczno-filmowej. Ukończył tę szkołę. Mamy do dziś potwierdzający to dyplom. Ale o tym, że tata studiował w szkole filmowej dowiedzieliśmy się dopiero po jego śmierci. Nigdy tym się wcześniej nie chwalił!

Nauka w szkole aktorskiej nie trwała zapewne długo, bo Stanisław rozpoczął też - zgodnie z wcześniejszymi planami - studia na medycynie. Na Uniwersytecie Jana Kazimierza poznał Zofię, studentkę biologii.

Pochodziła ze znanej i szanowanej we Lwowie rodziny Szajowskich - Edwarda i Franciszki. Jej ojciec był dyrektorem kilku lwowskich szkół, wydawcą, społecznikiem, ale też literatem - pisał bajki dla dzieci. Na co dzień pełnił dodatkowo rolę kustosza lwowskiego muzeum pedagogicznego.

- Koło domu rodziców mojej matki była tak zwana piaskownia (red. - miejsce odkrywkowego wydobycia i przetwórstwa piasku) - mówi Krzysztof Cwynar. - Wydobywano z niej piasek i żwir, które sprzedawano. Dochód dziadek przeznaczał na budowę domów dla nauczycieli.

Ciekawe są losy dzieci państwa Szajowskich. Brat Zofii, Eugeniusz brał udział w obronie Lwowa. - I zginął podczas tej obrony - opowiada Krzysztof Cwynar. - Ranny w brzuch dotarł jeszcze do sztabu, by złożyć meldunek. W sztabie był jego ojciec a mój dziadek - Edward.

Siostra Zofii, Maryla po wojnie znalazła się w Gdańsku, gdzie wiele lat pracowała jako nauczycielka. Jej mąż był dyrektorem gdańskich szkół.

Kolejny z rodzeństwa, Kazimierz w czasie wojny pływał na statkach kursujących z USA przez Atlantyk do Murmańska z dostawami broni. Po wojnie osiadł w Stanach Zjednoczonych. - W trakcie wojny wiele razy ocierał się o śmierć, a umarł po jej zakończeniu na... zapalenie wyrostka robaczkowego - dodaje Krzysztof Cwynar.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Inny jego wuj - Romuald, zwany przez rodzinę Runkiem, był dowódcą kawalerii. Po zakończeniu wojny znalazł się w Argentynie. Natomiast ostatni syn państwa Szajowskich - Roman skończył Cambridge, ożenił się ze szkocką hrabiną i osiadł w Szkocji.

Zofia Szajowska, matka Krzysztofa, ukończyła biologię i wyszła za młodego lekarza Stanisława Cwynara. - Tata początkowo pracował nie tylko jako psychiatra, ale też jako internista, ginekolog i chirurg - wylicza piosenkarz. - Mamy do dziś metalową skrzynię z narzędziami chirurgicznymi ojca.

Ale w poszukiwaniu pracy Stanisław wyjechał z rodziną do Wilna. Dostał tam posadę w szpitalu psychiatrycznym. Żona zaczęła pracować w jego administracji. Do Wilna pojechali z urodzonym w 1935 roku starszym synem Leszkiem. Zastał ich tam wybuch drugiej wojny światowej. W 1942 roku państwu Cwynarom urodził się drugi syn, Krzysztof.

Stanisław Cwynar należał do Armii Krajowej. Po wejściu do Wilna wojsk radzieckich został aresztowany. Trzy miesiące spędził w więzieniu. - Przebywał z aktorem Kazimierzem Brusikiewiczem - opowiada Krzysztof Cwynar. - Nikt nie przypuszczał, że po latach będę występować z nim razem w „Podwieczorku przy mikrofonie”.

Do pana Stanisława uśmiechnęło się szczęście. Dzięki jednemu z kolegów lekarzy wyszedł z więzienia. Nie wiedział, że jego los miał zostać wkrótce przesądzony. Rosjanie chcieli go rozstrzelać 27 stycznia 1945 roku.

Ostrzegł go jednak kolega, lekarz. Rodzinie Cwynarów udało się opuścić Wilno pierwszym transportem zmierzającym do Polski. Po wielu perypetiach dotarli do Białegostoku. Potem znaleźli się na krótko w Albigowej, u dziadków Cwynarów. Nie było tam bezpiecznie, bo grasowały tam ukraińskie bandy.

Stanisław Cwynar dostał pracę w wielkim szpitalu psychiatrycznym w Kobierzynie niedaleko Krakowa. - Tata był tam prymariuszem - mówi Krzysztof Cwynar. - Muszę przyznać, że do dziś nie wiem co oznaczała ta funkcja (red. prymariusz - dawne określenie ordynatora). Mama w tym szpitalu prowadziła zajęcia z biologii dla pielęgniarek.

Leszek Cwynar skończył szkołę felczerską w Krakowie. Nie chciał jednak studiować medycyny, ale skończył za to farmację na Akademii Medycznej w Łodzi. Potem przez pewien czas prowadził aptekę w Skomlinie koło Wielunia. Potem przez wiele lat pracował w nadzorze farmaceutycznym.

Tymczasem, rodzina Cwynarów z Kobierzyna wyjechała do Lublińca, gdzie Stanisław otworzył klinikę psychiatryczną.

W 1957 roku profesor Stanisław Cwynar przyjechał z bliskimi do Łodzi. Został szefem szpitala psychiatrycznego w łódzkiej Kochanówce. Pracował również w Akademii Medycznej, gdzie pełnił funkcje dziekana wydziału lekarskiego i prorektora.

- Byli studenci taty do dziś wspominają wykłady prowadzone przez niego - mówi Krzysztof Cwynar. - Miał też bardzo dobry kontakt z pacjentami. Działał na nich kojąco. Długa rozmowa z tatą dawała lepsze rezultaty niż branie leków - dodaje. Profesor Stanisław Cwynar zmarł w 1984 roku. Miał 77 lat. Jego żona Zofia zmarła w 1979 roku.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Z Wilna natomiast pochodzi Józef Żyliński, znakomity koszykarz, trener i działacz sportowy., który przez wiele lat był związany z Łódzkim Klubem Sportowym. Popularny „Ziuna” przyjechał do Łodzi po drugiej wojnie światowej. Tutaj też zmarł 19 sierpnia 2014 roku.

Jak wielu repatriantów z Wileńszczyzny, tutaj Józef Żyliński odnalazł swój drugi dom, ale bardzo lubił wspominać swoje Wilno. Urodził się tam 7 grudnia 1920 roku przy ulicy Kalwaryjskiej. Tata Józef prowadził sklep spożywczy przy ulicy Zakrętowej, a mama Adela pracowała w wileńskim teatrze „Lutnia”. Była bileterką, przez pewien czas garderobianą. - W tym teatrze występowała słynna Lucyna Messal, czyli popularna Messalka - wspominał nam Józef Żyliński w jednym z ostatnich wywiadów. - Mama zabierała nas często do teatru na różne przedstawienia, operetki. Miałem jeszcze dwójkę młodszego rodzeństwa - Irenę i Zbigniewa.

Żylińscy przeprowadzili się z ulicy Kalwaryjskiej na ulicę Zakrętową, a potem przy ulicy Artyleryjskiej wybudowali dom. Józef uczęszczał do Gimnazjum im. Zygmunta Augusta. Kiedyś w czasie lekcji wywołał go woźny. Powiedziano mu, że zmarła jego mama. Adela Żylińska miała tylko 29 lat. Pochowano ją na cmentarzu na Antokolu.

- Mama była wielką elegantką - opowiadał pan Józef. - Lubiła się bawić, chodzić na przyjęcia, bale. Szyła sobie z tych okazji piękne suknie. Raz znajomi zaprosili rodziców na kulig. Mama poszła z wielką ochotą, ale za lekko się ubrała i w efekcie zachorowała na zapalenie pęcherza. Choroba postępowała błyskawicznie. Mocz dostał się do organizmu i mama zmarła - skończył Józef Żyliński.

W gimnazjum otrzymał pseudonim „Ziuna”. Przez pewien czas, tak jak na Piłsudskiego, mówiono na niego „Ziuk”, aż wreszcie został „Ziuną”, bo w jego gimnazjum panował zwyczaj, by chłopakom nadawać żeńskie pseudonimy.

Już w Gimnazjum im. Zygmunta Augusta Józef Żyliński zaczął grać w koszykówkę. Jeszcze przed wojną osiągnął pierwsze sukcesy sportowe. Należał do wojskowego klubu „Śmigły” Wilno. Okazali się najlepsi w Wilnie i pojechali do podłódzkich Pabianic, by walczyć o tytuł najlepszych w kraju. Był rok 1937.

- Przegraliśmy w ćwierćfinale z Poznaniem, dali nam dobrą nauczkę - śmiał się pan Józef wspominając tamten mecz - Ale w poznańskiej drużynie grali znakomici koszykarze, reprezentanci Polski na olimpiadę w Berlinie, w 1936 roku.

W 1939 roku „Ziuna” zdał maturę i dostał się na Politechnikę Warszawską. Studiów jednak nie rozpoczął. Lata wojny były dla Żylińskich trudnym okresem. Gdy do Wilna wkroczyli Niemcy, rozpoczęły się „łapanki” młodzieży. Józefa Źylińskiego i jego kolegów hitlerowcy wywieźli na front wschodni, pod Leningrad. Tam pracowali jako tzw. koniarze. Wozami konnymi dowozili broń na front. Kiedy Niemcy zaczęli się wycofywać, chcieli wywieźć wileńszczaków na teren III Rzeszy.

- Na szczęście udało się nam z kolegami uciec z transportu - mówił Józef. - Znaleźliśmy się w Białymstoku, a stamtąd przedostaliśmy się do Wilna.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Kiedy Wilno ponownie zajęli Rosjanie, Józefa Żylińskiego wcielili do radzieckiego wojska W tym czasie jego ojciec, siostra, brat i ciocia Zuzanna (siostra taty), przedostali na teren dzisiejszej Polski. Józef mundur Armii Czerwonej zdjął w 1946 roku. Stalin zadecydował wtedy, by Polaków zwolnić z radzieckiego wojska. - Znalazłem się w Olsztynie - wspominał „Ziuna”. - Zacząłem szukać rodziny. W Urzędzie Repatriacyjnym powiedziano mi, że są w Toruniu lub Bydgoszczy. Pojechałem najpierw do Bydgoszczy. Miałem szczęście, bo tam właśnie zatrzymała się moja rodzina.

W Bydgoszczy nie mieszkali długo. Kiedyś na ulicy Józef Żyliński spotkał starszego kolegę z wileńskich czasów, Andrzeja Kuleszę. Powiedział, że jest w Łodzi i tam prowadzi drużynę koszykarzy. - Tak po pół roku przyjechałem do Łodzi - opowiadał pan Józef. - Potem ściągnąłem tatę, siostrę, brata, ciocię. Zamieszkaliśmy razem w kamienicy przy ulicy Narutowicza. Ten dom został już zburzony.

Tak Józef „Ziuna” Żyliński i jego rodzina rozpoczęli łódzki rozdział życia. Siostra Irena wiele lat pracowała w bibliotece Instytutu Włókiennictwa. Brat Zbigniew skończył włókiennictwo na Politechnice Łódzkiej. Jego pasją były góry.

W Łodzi Józef Żyliński grał w koszykówkę w zespole YMCA Łódź, którego trenerem był Andrzej Kulesza. Zespół ten nazywano „Wileńskimi Żubrami”. W 1948 roku zdobyli Mistrzostwo Polski, a rok później wicemistrzostwo kraju. W 1950 roku YMCĘ rozwiązano. Zawodnicy przeszli do Łódzkiego Klub Sportowego. Z nowym klubem pan Józef też świętował Mistrzostwo Polski w koszykówce mężczyzn. Tytuł zdobyli w 1953 roku, a „Ziuna” był kapitanem zespołu. Powoływano go do reprezentacji Polski. Miedzy 1947 a 1953 rokiem rozegrał w niej trzydzieści dziewięć spotkań. Na Mistrzostwach Europy w 1947 roku był jej jednym z najlepszych zawodników polskiej reprezentacji.

Józef Żyliński grał w koszykówkę, ale i pracował. Zaczął jako kreślarz w biurze projektów, potem został asystentem projektanta. W międzyczasie skończył wydział elektryczny Politechniki Łódzkiej. Wtedy awansował na stanowisko projektanta. Z czasem został kierownikiem pracowni projektowej. Jego biuro projektowało zakłady włókiennicze. Grę w koszykówkę, trenerkę traktował jako hobby.

Gdy w 1950 roku Andrzej Kulesza zachorował, poproszono „Ziunę”, by zajął się drużyną kobiet, którą też trenował starszy kolega. Tak zaczęła się przygoda Józefa Żylińskiego z żeńską koszykówką.

Dzięki temu poznał swoją żonę Krystynę Paprotę, urodzoną w 1929 roku w Łodzi. Była jedynaczką. Jej ojciec Stanisław prowadził przed wojną farbiarnię. Potem walczył pod Monte Casino. Mama po wojnie prowadziła jedną z łódzkich restauracji. Pani Krystyna była czołową polską siatkarką i koszykarką. Występowała w reprezentacji Polski zarówno w siatkówce, jak i koszykówce. Potrafiła pogodzić sport z nauką. Skończyła stomatologię na Akademii Medycznej w Łodzi.

W 1967 roku kobieca drużyna prowadzona przez Józefa Żylińskiego zdobyła pierwszy w historii ŁKS tytuł mistrza polski w koszykówce kobiet. - W starej hali łódzkiego Widzewa pokonaliśmy Wisłę Kraków - wspominał popularny „Ziuna”. - Radość była ogromna. Potem często walczyliśmy z Wisłą o mistrzostwo Polski.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Pod jego wodzą koszykarki Łódzkiego Klubu Sportowego wywalczyły łącznie 15 medali na mistrzostwach Polski. Z tytułu najlepszych w kraju Józef Żyliński cieszył się ze swoimi koszykarkami jeszcze w 1972, 1973 i 1974 roku. W 2008 roku został wybrany na najlepszego trenera stulecia oraz został zaliczony do pierwszej „piątki” najlepszych koszykarzy w historii ŁKS.

Po wojnie z Wilna do Łodzi przyjechał również profesor Tadeusz Chmielewski. Przez dziesięć lat był prezesem Towarzystwa im. Fryderyka Chopina w Warszawie, od 1992 do 2002 roku. Zorganizował dwa Konkursy Chopinowskie: w 1995 i 2000 roku.

Po przyjeździe do Łodzi zamieszkał z rodziną w tej samej kamienicy przy ulicy Rewolucji 1905 roku, w której na świat przyszedł Artur Rubinstein. - I przypuszczam, że zamieszkaliśmy w mieszkaniu Rubinsteinów - mówił nam wywiadzie profesor Tadeusz Chmielewski. - Było to olbrzymie, czteropokojowe mieszkanie, z boazeriami i bogatymi sztukateriami. To niesamowity zbieg okoliczności. Myśmy nie wiedzieli, że w 1947 roku sprowadzamy się do takiego niezwykłego mieszkania. Mój tata był dyrektorem Hartwiga w Wilnie. Zaraz po zakończeniu wojny przyjechaliśmy do Wrocławia, a potem przeniesiono go do Łodzi. I przydzielono mu mieszkanie przy ulicy Rewolucji 1905 roku. Oczywiście stało się to przypadkowo.

To właśnie w tym niezwykłym mieszkaniu profesor Chmielewski zaczął się uczyć gry na fortepianie. Potem chodził na koncerty Artura Rubinsteina do łódzkiej filharmonii.

- Byłem też na tym ostatnim, w 1975 roku - opowiadał nam profesor Tadeusz Chmielewski. - Po śmierci wielkiego pianisty poznałem rodzinę Artura Rubinsteina - żonę Anielę i córkę Ewę. Poznałem też Jakuba Bystryckiego, który w Tel Awiwie zorganizował konkurs pianistyczny poświęcony osobie naszego, wybitnego muzyka.

Profesor Chmielewski wiele lat wykładał Akademii Muzycznej w Łodzi. Zmarł 17 października 2012 roku.

Przybysze z Kresów tworzyli też łódzkie wyższe uczelnie. Jak na przykład wydział lekarski Akademii Medycznej w Łodzi, który do 1950 roku był częścią Uniwersytetu Łódzkiego. Z Wilna przyjechał tutaj profesor Stefan Bagiński, zajmujący się histologią i embriologią. Z kolei Emil Leyko, przedwojenny profesor Uniwersytetu Wileńskiego tworzył łódzką farmakologię. Profesor Jan Muszyński, to twórca Wydziału Farmacji, dzięki niemu Łódź ma Ogród Botaniczny

Natomiast dyrektorem i dyrygentem Filharmonii Łódzkiej był Henryk Czyż, wilnianin, wychowanek Gimnazjum ojców jezuitów.

W 1945 roku w Łodzi zameldował się też zespół teatru „Lutnia” z Wilna. Jego gwiazdą była śpiewaczka Olga Olgina. Występy wileńskich artystów gromadziły tłumy łodzian. Olga Olgina wykładała potem w łódzkim konserwatorium. Jej wychowanką jest między innymi Teresa Żylis-Gara.

Z Wilna pochodził też profesor Witold Broniewicz, prawnik, specjalista od postępowania cywilnego, wieloletni wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego.

Łódź wybrał Edward Ciuksza. Urodził się na Ukrainie, ale przed wojną przeprowadził się do Wilna. Założył w nim Towarzystwo Mandolinowe „Kaskada”. Sam też grał na tym instrumencie. W 1945 roku, wraz ze swoją orkiestrą znaleźli się w Łodzi. Założyli tu słynną w całej Polsce Łódzką Orkiestrę Mandolinistów.

Wydarzenia tygodnia w Łódzkiem. Przegląd wydarzeń 9 - 15 maja 2016 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki