Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podczas nocnej bijatyki pijany policjant postrzelił napastnika

Wiesław Pierzchała
Parkingowy Kazimierz Kizeweter przy miejscu strzelaniny
Parkingowy Kazimierz Kizeweter przy miejscu strzelaniny Jakub Pokora
W jednej sali szpitala im. Kopernika w Łodzi walczy o życie pijany bandyta, postrzelony przez pijanego policjanta, w drugiej policjant, który strzelał i jego pobity kolega. To finał bójki, do której doszło w nocy z czwartku na piątek koło szpitala Kopernika.

W czwartek po północy wracali pieszo do domu dwaj pijani policjanci pionu kryminalnego I komisariatu: 34-letni młodszy aspirant (9 lat służby) i 43-letni aspirant (23 lata służby). Młodszy miał przy sobie służbowy pistolet, Walther P99, mimo że nie powinien, gdyż nietrzeźwym policjantom nie wolno nosić broni.

Szli ul. Paderewskiego. Gdy znaleźli się przy rondzie Lotników Lwowskich, naprzeciw szpitala im. Kopernika, natknęli się na dwóch pijanych mężczyzn w wieku 36 i 46 la, którzy - jak się później okazało - mieli prawie po dwa promile alkoholu w organizmie.

Starszy z nich, który szedł z psem rasy amstaff, był już karany za napad rabunkowy na mieszkanie z bronią i nożem. Za kratkami spędził siedem lat. Na wolność wyszedł w 2005 roku.

- Wobec wulgarnego i agresywnego zachowania tych mężczyzn, policjanci zwrócili im uwagę, co spotkało się z jeszcze większą agresją z ich strony - informuje podinspektor Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Wobec podejrzenia, że może dojść do ataku, policjant okazał legitymację służbową, nawołując do zachowania zgodnego z prawem. Spotkało się to jednak z odwrotną reakcją.

Według Joanny Kąckiej, dwaj mężczyźni rzucili się na policjantów. Poszczuli też psem, który młodszego aspiranta ugryzł w nogę. W tej sytuacji 34-letni funkcjonariusz wyjął służbowego walthera, oddał ostrzegawczy strzał w powietrze i zaczął strzelać w stronę psa, raniąc go w kark.

Właściciel amstaffa rzucił się na policjanta z bronią. Doszło do szarpaniny i bijatyki z udziałem wszystkich mężczyzn. W ruch poszły pięści. W pewnej chwili 46-latek powalił na chodnik młodszego aspiranta i usiadł na nim okrakiem. Zapewne chciał mu wyrwać pistolet. Podczas szarpaniny padł strzał. Pocisk kalibru 9 mm trafił 46-latka w brzuch i rozerwał mu wątrobę. Ekspert ma zbadać, czy to był strzał na wprost, czy też rykoszet, odbity od chodnika.

To zaskakujące, ale o swym postrzeleniu ciężko ranny mężczyzna nie wiedział - zapewne dlatego, że był w szoku.

W tym momencie nadjechał radiowóz straży miejskiej. Na widok dwóch nadbiegających strażników, napastnicy rzucili się do ucieczki. Strażnicy pobiegli za nimi, szybko ich schwytali i przyprowadzili do policjantów, aby wyjaśnić sytuację. Wtedy zdenerwowany policjant zauważył, że gdzieś przepadł jego służbowy pistolet. Szukając go, zaczęto przeszukiwać zatrzymanych mężczyzn. I wtedy okazało się, że 46-latek ma plamę krwi na brzuchu. Wezwano pogotowie i 46-latek trafił do "Kopernika" - prosto na stół operacyjny. Pierwsza operacja zakończyła się sukcesem, ale po pewnym czasie nastąpił krwotok wewnętrzny i ranny znów trafił na stół operacyjny. Jego stan był krytyczny.

- Po drugiej operacji zapadła decyzja, aby ciężko rannego pacjenta przewieźć do Kliniki Chirurgii Ogólnej i Chorób Wątroby w Warszawie - mówi Adriana Sikora, rzecznik szpitala im. Kopernika. - Zrezygnowano jednak z lotu, gdyż stan pacjenta nie był jeszcze stabilny, zaś między Łodzią a stolicą szalała burza śnieżna.

Do "Kopernika" trafili też obaj policjanci: młodszy był pogryziony przez amstaffa, zaś drugi narzekał na uraz głowy. Byli pilnowani przez policjantów w cywilu i nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami. Okazało się też, że młodszy aspirant miał 1,6 prom., zaś aspirant 1,8 prom. alkoholu w organizmie.

Jak się dowiedzieliśmy, w magazynku walthera, który w końcu znaleziono (leżał w śniegu), było 11 pocisków, co oznacza, że oddano z niego pięć strzałów. Najpewniej był to jeden strzał w powietrze, trzy strzały do psa i jeden, który trafił 46-latka.

Nietrzeźwemu policjantowi nie wolno mieć przy sobie broni. Za złamanie zakazu grozi kara od nagany do wyrzucenia z policji. Zgodnie z przepisami, policjant ma prawo użyć broni w celu odparcia bezpośredniego zamachu na jego życie, zdrowie lub wolność. O tym, czy atak psa i jego właściciela można podciągnąć pod ten przepis, wypowiedzą się biegli. Ponadto policjanci mogą zrobić użytek z pistoletu w przypadku zagrożenia życia innej osoby, pościgu za przestępcą lub w sytuacji, gdy ktoś chce odebrać im broń.

<center>* * * * *</center>

W tym roku policja w Łódzkiem dwa razy użyła broni.

W czerwcu na ul. Napierskiego w Łodzi zatrzymano do kontroli kierowcę skody, który okazał dokumenty innej osoby. Na dodatek w aucie był sprzęt do wspinaczek. Podejrzany nagle ruszył i - mimo że policjanci oddali za nim strzały - uciekł. Został zatrzymany dopiero w końcu listopada. Do podobnej sytuacji doszło w lipcu w Kutnie. Tam kierowca nie zatrzymał się do kontroli i zaczął uciekać. Po strzałach w jego stronę, zatrzymał się. Okazało się, że był pijany i miał zakaz kierowania pojazdami. W obu przypadkach ostrzeliwane osoby nie zostały ranne. W 2009 roku policjanci trzy razy użyli służbowych pistoletów: w Łodzi, pod Bełchatowem i pod Radomskiem.

Użycie broni we wszystkich przypadkach było uzasadnione.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki